Lucjan Brudzyński, desygnowany na komisarza Sopotu: „Nie czuję się namiestnikiem PiS-u”

(Fot. Radio Gdańsk/Bartosz Stracewski)

– Stanę na straży budżetu i spraw mieszkańców Sopotu –  zapowiedział powołany dziś na pełniącego funkcję prezydenta Sopotu Lucjan Brudzyński. Stanowisko, potocznie zwane funkcją komisarza, jest tymczasowe. Nowe władze Sopotu zostaną bowiem wybrane w wyborach samorządowych wiosną przyszłego roku.

Według Brudzyńskiego początek pracy w urzędzie jest obiecujący. – Podpisów jeszcze nie było, ale wdrażam się w pełnienie tej funkcji. Otrzymuję informacje, życzliwe informacje od pana sekretarza, od pana skarbnika, za moment pewnie od naczelników wydziałów i od osób, które odpowiadają za poszczególne sprawy w mieście Sopocie. Nic mnie nie zaskoczyło dlatego, że Sopot jest miastem dobrze zarządzanym. I to wiemy wszyscy, którzy w nim mieszkamy. To jest jedno z najlepszych miejsc na świecie do mieszkania – stwierdził w pierwszej rozmowie z dziennikarzami Lucjan Brudzyński.

Jako najpilniejsze sprawy do załatwienia komisarz wskazał „przesunięcia w budżecie i przekazanie środków do jednostek, które muszą je wydatkować możliwie szybko”. Pytany o to, czy wcześniejsze przyjęcie budżetu na przyszły rok przez radnych ułatwiło wejście w nową rolę, stwierdził, że gdyby stało się inaczej, to podpisałby się pod dokumentem stworzonym przez urzędników. – Dzisiaj bym musiał składać taki budżet do Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, do Pana Wojewody. Natomiast, czy to jest dobry budżet? W tej kwestii zdania są podzielone. Jeżeli założymy, że pracujemy rzetelnie, a takie założenie przyjmuję, to on byłby gotowy i wymagałby dzisiaj podpisu i złożyłbym taki podpis, mając pełną świadomość tego, i chyba wszyscy mieliby pełną świadomość tego, że nie uczestniczyłem w jego przygotowaniu. Tak samo, jak nie uczestniczyłem w przygotowaniu budżetu, który jest już złożony – powiedział.

(Fot. Radio Gdańsk/Bartosz Stracewski)

Brudzyński przyznał, że wpłacał pieniądze na kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości i wspierał Kacpra Płażyńskiego. Odnosząc się do kandydowania do Rady Miasta Sopotu w 2010 roku (zdobył 37 głosów) stwierdził, że wówczas jego centrum pracy zawodowej było w Warszawie. – Byłem poproszony i wierzyłem mocno w ruch społeczny, który się wówczas ukształtował. I wspierałem lidera tego ruchu, głęboko wierząc w to, że to ma sens – powiedział.

Jak stwierdził nie czuje się też „namiestnikiem PiS”. – Nigdy nie byłem członkiem żadnej partii politycznej i nigdy nie zostanę. To jest moja deklaracja, a w mieście Sopocie funkcjonuje dobrze, a może nawet bardzo dobrze urząd, w którym pracują bardzo kompetentni ludzie – powiedział.

Na pytanie dziennikarza Radia Gdańsk czy zamierza wystartować w wiosennych wyborach samorządowych i ubiegać się o fotel prezydenta Sopotu, Lucjan Brudzyński odpowiedział, że nie ma tego w planach. – Mogę panu złożyć oświadczenie, że nie mam żadnych takich propozycji, a samodzielnie się w wyborach w żadnym miejscu w Polsce nie wygrywa. Więc nikt też ze mną na ten temat nie rozmawiał, więc mogę powiedzieć tyle, że obecnie nie mam takich zamiarów, podobnie jak nie mam zamiaru startować z własnego komitetu – zapewnił Brudzyński.

KRYTYKA DECYZJI PREMIERA

Decyzję ustępującego premiera, Mateusza Morawieckiego, skrytykowali działacze Ruchu Samorządowego Tak! Dla Polski. Według lidera ruchu, posła i byłego prezydenta Sopotu – Jacka Karnowskiego – stanowisko komisarza powinno zostać przyznane byłej wiceprezydent, Magdalenie Czarzyńskiej-Jachim. – Pan premier Mateusz Morawiecki zlekceważył mieszkańców Sopotu dlatego, że nie posłuchał radnych Platformy Sopocian, a na komisarza zamiast rekomendowanej wiceprezydentki Magdaleny Czarzyńskiej-Jachim, wybrał osobę, która nawet nie dostała się do Rady Miasta w 2010 roku, kandydując z ówcześnie koalicyjnego dla PiS-u klubu Kocham Sopot – mówił Jacek Karnowski. – Będziemy bardzo uważnie patrzyli na ręce panu komisarzowi dlatego, że obficie wpłacał on pieniądze na konto Prawa i Sprawiedliwości. Jest po prostu w orbicie nomenklatury Prawa i Sprawiedliwości związanej z ugrupowaniem Kocham Sopot – twierdził Karnowski.

– Po ludzku nie zazdroszczę panu komisarzowi, ponieważ nie ma poparcia mieszkańców Sopotu. Jest związany ze środowiskiem, które każdorazowo przegrywało wybory w Sopocie. Dostał nominację od premiera, który utracił większość parlamentarną i który żegna się z rządem – wymieniał były wiceprezydent Sopotu, Marcin Skwierawski.

W podobnym tonie wypowiadała się radna miasta, Aleksandra Gosk. – Chciałabym z jednej strony wyrazić swoje rozczarowanie, że komisarz w Sopocie jest namiestnikiem partyjnym i jest osobą kompletnie niezwiązaną z samorządem, a z drugiej strony chciałabym uspokoić mieszkańców i zagwarantować, że Rada Miasta będzie skutecznie patrzeć na ręce obecnemu komisarzowi – mówiła.

ZAPOWIEDŹ ZMIAN

Lucjan Brudzyński kilkukrotnie został też nazwany „namiestnikiem PiS”, a Jacek Karnowski zapowiedział zmiany w prawie, dotyczące powoływania osoby do zarządzania miastem w sytuacji, kiedy wybrany prezydent utraci mandat samorządowy. – Takie nastroje są w polskim parlamencie – i to wśród wszystkich ludzi z większości demokratycznej – że to prawo, które teraz jest, trzeba zmienić. Dlatego, że komisarzem w takim wypadku powinien zostać albo pierwszy zastępca, albo osoba wybrana przez Radę Miasta i taką będziemy chcieli zrobić zmianę w prawie. Nie może być czegoś takiego, że mamy bezkrólewie i że potem premier powołuje ze swego nadania politycznego namiestnika – stwierdził Jacek Karnowski.

Sylwetkę Lucjana Brudzyńskiego przybliżyliśmy w artykule >>>KLIKNIJ TUTAJ.

Bartosz Stracewski/ol

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj