Kombinezon ratunkowy, który pomógł mu przeżyć i osobiste przedmioty, które miał przy sobie. Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku zaprezentowało „niemych” świadków tragedii promu Jan Heweliusz. To pamiątki Grzegorza Sudwoja, drugiego elektryka jednostki, jednej z 9 osób, które przeżyły.
Grzegorz Sudwoj przekazał Narodowemu Muzeum Morskiemu kombinezon ratunkowy, który miał wtedy na sobie. Przez długi czas była to jego jedyna pamiątka z tego wydarzenia – do czasu, kiedy wrak Jana Heweliusza postanowili przeszukać niemieccy nurkowie. Znaleźli przy nim skórzaną saszetkę wraz z zawartością: elektronicznym zegarkiem Casio, podręcznym notesem z zapiskami, podróżnym przybornikiem do szycia, modlitewnikiem i brelokiem z wizerunkiem św. Krzysztofa, patrona przewoźników. Postanowili przekazać te przedmioty właścicielowi.

(fot. Radio Gdańsk/Anna Rębas)
Jak wyjaśnia Marcin Westphal, zastępca dyrektora ds. merytorycznych Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku, po kilku latach od tragedii marynarz skontaktował się z placówką i przekazał jej te cenne rzeczy.
Z Marciem Westphalem rozmawiała Anna Rębas. Posłuchaj:
W zbiorach Narodowego Muzeum Morskiego jest także koło ratunkowe z Jana Heweliusza. Już w latach ’90 przekazało je w darze Duńskie Królewskie Muzeum Morskie w Kopenhadze.
Wśród eksponatów znalazł się też model promu, który „zagrał” w serialu Heweliusz. Ekipa filmowa wypożyczyła go z muzeum do kilku scen.
KATASTROFA JANA HEWELIUSZA
Jednostka zatonęła 14 stycznia 1993 roku we wczesnych godzinach rannych. Polski prom pasażersko-samochodowy MF „Jan Heweliusz” (należący do szczecińskiej spółki Euroafrica) płynący z portu w Świnoujściu do Ystad w Szwecji zatonął na Morzu Bałtyckim, niedaleko niemieckiej wyspy Rugia.
W wyniku sztormu o sile 12 stopni w skali Beauforta – oraz wcześniejszych problemów technicznych – statek przewrócił się na burtę i zatonął. W katastrofie zginęło 56 osób: 20 marynarzy i 35 pasażerów. Z tragedii ocalało tylko 9 członków załogi. Był wśród nich Grzegorz Sudwoj, pełniący na promie funkcję drugiego elektryka. Dziś żyje już tylko sześciu z uratowanych.
Anna Rębas/aKa















