SOR w szpitalu im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku przyjmuje najwięcej pacjentów w Polsce. To ponad 250 osób na dobę. Następne jeśli chodzi o obłożenie są oddziały ratunkowe w Gdyni, Chojnicach i Słupsku – mówiła Elżbieta Rucińska-Kulesz, dyrektor NFZ w Gdańsku, podczas radiowej debaty o sytuacji pacjentów na pomorskich SORach.
W studiu im. Janusza Hajduna, spotkali się pacjenci oraz pracownicy SOR, zarządzający szpitalami a także osoby odpowiedzialne za kreowanie polityki zdrowotnej w regionie. Debatę zorganizowało Radio Gdańsk we współpracy z portalem Trojmiasto.pl. Prowadziły ją dziennikarki Ewa Palińska i Joanna Matuszewska.
NAJWIĘKSZY SOR W POLSCE
Podczas spotkania wiele mówiono o kolejkach i powodach, dla których na SORy zgłasza się tak dużo osób. – Kolejki nie znikną, bo obecnie nie ma ograniczeń dla pacjentów – mówił Dariusz Kostrzewa, prezes gdańskiej spółki Copernicus. Jego zdaniem zapotrzebowanie na usługi medyczne jest większe, niż możliwości finansowe szpitali.
Na zdj. od prawej Dariusz Kostrzewa, Jacek Gwoździewicz i Dariusz Nałęcz. Fot. Rafał Mrowicki
Tłumaczył, że w szpitalu im. Kopernika na dyżurze pracuje 10 lekarzy i kilkunastu ratowników, pielęgniarek i innych osób. W szpitalu św. Wojciecha obsada jest podobna. – Jednocześnie działaniami medycznymi w Koperniku możemy objąć 30 pacjentów. Jeśli jest ich więcej a stan zdrowia nie zagraża ich życiu muszą zaczekać- tłumaczył prezes Copernicusa.
Podobną opinię wyraził Dariusz Nałęcz, wiceprezes Szpitali Pomorskich, w skład których wchodzą m.in placówki gdyńskie. – Można zwiększać obsadę SOR, wprowadzać usprawnienia, ale na dłuższą metę do nic nie da, bo pacjentów przybywa. Potrzebne są zmiany systemowe.
PACJENT NIE WIE CZY JEST ZAGROŻONY
Wicemarszałek Paweł Orłowski, odpowiadający za opiekę zdrowotną w Zarządzie Województwa Pomorskiego mówił, że na SOR zgłaszają się osoby, które mogłyby być przyjęte przez lekarza rodzinnego. – Tak się jednak nie dzieje. Obecnie nie jest jasno określone, kto może korzystać z opieki na takim oddziale, więc zgłaszają się wszyscy. Większość z tych osób nie jest w stanie zagrożenia życia, a z danych którymi dysponujemy wynika, że tylko połowa powinna w ogóle trafić na taki oddział. Natomiast jedynie 30 procent pacjentów wymaga kontynuacji leczenia w szpitalu- mówił Paweł Orłowski.
Na zdj. Paweł Orłowski. Fot. Rafał Mrowicki
Pacjent zgłaszający się na SOR nie wie, czy jest w stanie zagrożenia życia, czy nie. Trzeba ludzi edukować, żeby wiedzieli co mają robić – mówiła w imieniu pacjentów Ewa Dygaszewicz, prezes pomorskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Zauważyła, że wiele osób szuka pomocy na SORze, bo się boi, jest kompletnie zagubiona i nie wie co robić.
– Czasem wystarczyłoby, żeby ktoś udzielił informacji, zainteresował się, uśmiechnął. Ludzie czekają godzinami na badania, ale bolesne jest to, że odczuwają brak empatii, zainteresowania.
Dr Jacek Gwoździewicz tłumaczył, że każdy pacjent który czuje się zagrożony zawsze może zgłosić się na SOR, albo wezwać pogotowie ratunkowe. – My jesteśmy od tego żeby pomóc. Czasem trzeba poczekać, ale zapewniam, że osoby których życie jest zagrożone nie muszą czekać. Czyli jeśli ktoś siedzi w poczekalni, to jest dobra wiadomość, że nie jest w stanie zagrożenia życia- mówił szef SOR Copernicus. Dodawał, że czas oczekiwania jest czasem wydłużony, bo każdego pacjenta musi zobaczyć lekarz i ew, zlecić dodatkowe badania.
PERSONEL PROSI O ZAUFANIE
W dyskusji uczestniczył Bartosz Kraszewski, ratownik medyczny z Copernicusa. Apelował do pacjentów o zaufanie i współpracę z personelem oddziałów ratunkowych. – Pacjentom może się wydawać, że jesteśmy nimi niezainteresowani, kiedy nas o coś pytają na korytarzu. Ale często jest tak, że osoba medyczna na oddziale musi być bardzo skupiona, bo ma wykonać określone zadanie, związane z prowadzoną właśnie akcją ratowania życia. Nie ma wtedy czasu na rozmowy w poczekalni, albo na korytarzu. Proszę mi wierzyć, my wszyscy jesteśmy po to, żeby pomagać ludziom. Nikt z nas nie wybrał tego zawodu dla pieniędzy, albo sławy – tłumaczył ratownik.
Fot. Rafał Mrowicki
Dr Marlena Kossakowska, psycholog zdrowia z Uniwersytetu SWPS w Sopocie podkreślała z kolei, że SOR to miejsce, w którym łatwo o konflikty między personelem a pacjentami. – U ludzi wytwarza się lęk o zdrowie, czasem o życie, który może przybrać formę albo wycofania, albo wręcz odwrotnie. Odzywa się wtedy agresja. Pracownicy SOR są często bardzo zmęczeni, pracują stale pod presją czasu, ponoszą olbrzymią odpowiedzialność i czasem doprowadza to do wypalenia zawodowego- mówiła psycholog.
MA BYĆ LEPIEJ, SĄ POMYSŁY I PROGRAMY
Znaczna część debaty poświęcona była możliwościom poprawy sytuacji pacjentów na SOR i rozładowaniu kolejek. Wicemarszałek Orłowski mówił o wdrażanym w szpitalach marszałkowskich projekcie poprawy sytuacji pacjentów SOR. – Pojawią się poradniki dla pacjentów, będzie można anonimowo wypełnić też ankietę oceniającą jakość usług a pracownicy SOR będą przechodzili więcej szkoleń z zakresu kontaktu z pacjentami – informował.
Dyrektor pomorskiego NFZ Elżbieta Rucińska-Kulesz mówiąc o sytuacji pomorskich SORów zauważyła, że podobnie jest na wszystkich oddziałach w Polsce. – Potrzebne są zmiany systemowe i dobrze, że zaczynamy o tym publicznie rozmawiać. To co w opiece medycznej proponuje się teraz pacjentowi, to coraz więcej nakładów, coraz nowocześniejszy sprzęt, ale system oparty na takiej jak obecnie współpracy w ramach POZ, AOS i szpitalach nie jest wydolny, bo się nie zazębia. Każdy z tych poziomów działa odrębnie i dlatego potrzebne są zmiany. Rozmowy na ten temat już trwają na szczeblu rządowym – mówiła dyrektor, która jednocześnie jest członkinią Rady Społecznej przy Ministrze Zdrowia.
Na zdj. Elżbieta Rucińska-Kulesz fot. Rafał Mrowicki
AMBULATORIA CHIRURGICZNE POMOGŁYBY ROZŁADOWAĆ SOR
Uczestnicy debaty zastanawiali się, co można zrobić już teraz, w ramach obowiązujących przepisów i pieniędzy, którymi dysponują. Prezes Copernicusa Dariusz Kostrzewa zaproponował, żeby utworzyć ambulatoria chirurgiczne, które przejęłyby część pacjentów z lżejszymi urazami. – Chirurg mógłby tam przyjąć osoby, które np. złamały albo skręciły nogę, mają ranę z powodu szkła, czy wbitą drzazgę. Takie ambulatorium obsłużyłoby pacjentów, którzy teraz muszą czekać na SORze. Z drugiej strony np. w Copernicusie na oddziale ratunkowym byłoby około 100 osób mniej na dobę – mówił Dariusz Kostrzewa.
Pomysł poparł Paweł Orłowski, który zadeklarował, że samorząd województwa i zarządzane przez niego spółki medyczne mogą wziąć na siebie sfinansowanie powstania takich ambulatoriów. Natomiast dyrektor pomorskiego NFZ obiecała rozważyć ten pomysł i przedstawić go w centrali NFZ.
Uczestniczący w debacie rozmówcy uznali ją za merytoryczną i zadeklarowali dalsze rozmowy, które mają doprowadzić do rozładowania kolejek, skrócenia czasu oczekiwania na przyjęcie przez lekarza i poprawy warunków pobytu pacjenta na pomorskich SORach.
Posłuchaj debaty
Joanna Matuszewska
Napisz do autorki: j.matuszewska@radiogdansk.pl