W sieci pojawił się drastyczny film z samochodowego rejestratora wideo. Przed maskę zmieniającego pas auta wychodzi pieszy. Impet uderzenia rzuca go na jezdnię niczym szmacianą lalkę. Kierowca wysiada z samochodu i wyciąga telefon komórkowy. Dołączają do niego kolejni kierowcy, świadkowie wydarzenia, do którego doszło w piątek na ul. Jana z Kolna w Gdyni. Na miejsce przyjeżdża pogotowie ratunkowe. Ratownicy zabierają ofiarę wypadku do szpitala.
Według późniejszych informacji, które ukazały się w mediach, mężczyzna przeżył. Jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, nie wiadomo jednak, kiedy i czy wróci do pełni sił. Samo uderzenie głową wpierw o szybę, a potem o beton z pewnością mogło zakończyć się jeszcze tragiczniej.
Z pewnością część z czytelników zaczyna już teraz wieszać psy na kierowcy. Prawda jest jednak taka, że tym razem zawinił pieszy, który przechodził przez jezdnię w niewytyczonym miejscu. Co nim powodowało? Pośpiech? Przecież te kilka kroków na skróty mgło skrócić życie. Kierowca niewiele już mógł zrobić.
W pobliżu miejsca wypadku są przystanki autobusowe, hala targowa, a przejść brakuje. Czy gdyby zebry były, zmniejszyłyby dynamikę ruchu?
Jak pisze jeden z komentujących film: „Franciszka Cegielska, gdy jeszcze była prezydentem Gdyni, mówiła o konieczności zbudowania tunelu dla pieszych w tym miejscu. Ona została ministrem zdrowia, a nadszedł Szczurek – i tym sposobem przez 18 lat nic tam się nie zmieniło. Kolizja nastąpiła na ulicy pomiędzy halą targową a trzema (tak, trzema obok siebie) przystankami, a przejścia dla pieszych są, ale w zupełnie innych miejscach (tu nie ma)”.
Czy można winić prezydenta? To zbyt daleko idące oskarżenie. Bez wątpienia, każdy z nas musi być odpowiedzialny za swoje czyny. Jeśli uważamy, że przebiegnięcie przez ulicę czy torowisko (takie przypadki bywają przyczyną tragedii nagłaśnianych przez radio) to ryzyko mniejsze niż spóźnienie się do pracy lub sprawa warta rozważenia, gdy trzeba nadłożyć kilkadziesiąt metrów drogi, to cóż… Częściowo sami sobie jesteśmy winni.
Piszę częściowo, bo jednak ci, którzy projektują miejską infrastrukturę, też muszą pamiętać o tym, że ludzie są leniwi. Leniwi z natury. Jak często widzą państwo trawnik przedzielony ścieżką, o istnieniu której nikt nie pomyślał, dopóki mieszkańcy osiedla nie zaczęli chodzić tamtędy z pobliskiego sklepu. Zdarza się, że po jakimś czasie przestaje się walczyć z ludzkim żywiołem. Zamiast stawiać tabliczki „nie deptać zieleni”, kładzie się płyty, by kobiety z siatkami nie grzęzły w błocie lub nie obchodziły połaci zieleni – bo ktoś tak chciał.
Może komentujący film mają rację i gdybyśmy lepiej dostosowywali miasto do ludzkich potrzeb, takich wypadków byłoby mniej.
puch