Fatalne dni przeżywa aktualnie Szymon Marciniak. Sędzia, który traktowany jest jak gwiazda, najpierw wzburzył całą Polskę w meczu Legii z Lechem, a od wtorku jest na ustach całej Europy, bo jeszcze więcej kontrowersji wzbudził w Lidze Mistrzów. Media – w tym zagraniczne – nie zostawiają na nim suchej nitki, ale nie zauważają, że Polak jest zwyczajnie eksploatowany ponad miarę. Marciniak długo był powodem do dumy dla polskiej piłki. Imponował poziomem sędziowania, inteligencją, przygotowaniem fizycznym. Zauważyła to Europa i Polak systematycznie, krok po kroku, piął się coraz wyżej w hierarchii. Sędziował między innymi półfinał Ligi Europy w poprzednim sezonie, a na tym samym etapie EURO 2016 był arbitrem technicznym. Jednak im wyżej piął się w rozgrywkach międzynarodowych, tym więcej było zastrzeżeń do jego pracy w ekstraklasie. W ostatnim tygodniu osiągnął chyba szczyt, bo do bardzo kontrowersyjnych decyzji w kraju, dołożył kardynalne błędy w Lidze Mistrzów.
PODZIELIŁ PIŁKARSKĄ POLSKĘ
Jego fatalny tydzień zaczął się w niedzielę. Nikomu nie trzeba tłumaczyć wagi spotkania między Legią a Lechem. Czekają na nie kibice, czekają piłkarze, mówi się o nim na długo przed pierwszym gwizdkiem i długo po ostatnim. Tym razem echo było potężne, a wzbudził je właśnie Marciniak, który podyktował rzut karny po tym, jak piłka trafiła w rękę Wołodymyra Kostewycza. „Jedenastka” przesądziła o wyniku spotkania na korzyść warszawian, ale burza rozpoczęła się błyskawicznie, jeszcze zanim Michał Kucharczyk podszedł do piłki. Obóz Legii, nie bez racji, przekonywał, że sędzia postąpił zgodnie z przepisami. Poznaniacy bronili się „duchem gry”, bo z nim wskazanie na wapno nie miało nic wspólnego.
Widząc tę sytuację odruchowo przychylam się do argumentacji „Kolejorza”, bo przemawia do mnie to, co powiedział o niej Mateusz Borek w „Misji Futbol”: „Ja takich rzutów karnych nienawidzę. Grając w piłkę na podwórku, bez sędziego, nigdy byśmy nie uznali, że to jest rzut karny”. Komentator pamięta też jednak o przepisach, bo dodał: „Natomiast wczytując się w przepisy, interpretując je tak, jak Szymon Marciniak, absolutnie miał prawo podyktować jedenastkę”.
WZBURZYŁ PIŁKARSKĄ EUROPĘ
Kiedy wydawało się, że echo hitu ekstraklasy zagłuszy hymn Ligi Mistrzów, Marciniak wylądował na ustach całej Europy. W meczu Tottenhamu z Juventusem sędziował fatalnie. Mateusz Święcicki, komentator stacji Eleven, na Twitterze stwierdził wprost: „Dramatycznie sędziuje Marciniak. Najgorszy na boisku”. I dodał: „Ostatni raz tak dramatycznie słaby występ polskiego sędziego w europejskich pucharach (błędy w dwie strony, na niekorzyść Juve i Spurs) widziałem, kiedy Ryszard Wójcik uznał gola Raula zdobytego ręką w meczu LM z Leeds United”.
Suchej nitki na Marciniaku nie zostawiły też angielskie gazety. Daily Mail pyta „Skąd UEFA bierze takich ludzi?”. Nie dlatego, że Tottenham odpadł przez błędy Polaka. Sędzia mylił się w obie strony i były to błędy kardynalne. Arbiter nie podyktował dwóch rzutów karnych (po jednym dla obu stron). Nie zauważył też, jak Andrea Barzagli z premedytacją naskoczył na nogę leżącego rywala, za co powinien wylecieć z boiska.
SĘDZIA ZAMĘCZONY
Europejskie media nie zostawiają na Marciniaku suchej nitki, ale mało kto zwraca uwagę na fakt, że polski sędzia jest zwyczajnie nadmiernie eksploatowany. W ciągu tygodnia był arbitrem meczu w Katarze (1 marca), Polsce jako sędzia główny (4 marca) oraz odpowiedzialny za VAR (5 marca), a już dzień później biegał po boisku w czasie meczu Ligi Mistrzów. Cztery spotkania w siedem dni, podróż na inny kontynent, ogromna presja, gdzie w tym wszystkim jest czas na odpoczynek? Kiedy piłkarze muszą rozegrać tyle spotkań w tak krótkim czasie, nie ma się do nich pretensji o słabszą dyspozycję. W przypadku sędziów o tym się nie pamięta.
DUŻO PRACUJE, WIĘCEJ TRACI
Czy Szymon Marciniak to sędzia zdolny to prowadzenia meczów na najwyższym poziomie? Bez wątpienia. Czy Szymon Marciniak zalicza aktualnie jeden z najgorszych momentów w karierze? Prawdopodobnie tak. Polak popełnia fatalne błędy i widać po nim, że jest bardzo zmęczony. Pomimo prowadzenia meczu na najwyższym poziomie, nic nie zyskuje, bo kibice coraz rzadziej mówią o nim nie jako fachowcu z gwizdkiem w ręku, a coraz częściej nazywają sztucznie kreowanym celebrytą.