Zabójczo skuteczna druga połowa, ogłuszający doping z „bo nasz Anwil najlepszy w Polsce jest” i dziurawiący kosz Arki Broussard z Lichodiejem. W takich okolicznościach Arka przesypia 20 minut dzielące ją od finału Energa Basket Ligi i przegrywa we Włocławku z Anwilem 85:90.
Wszystko zaczyna się od nowa, a o przewadze z dwóch gdyńskich spotkań James Florence ze spółką muszą zapomnieć. Mimo 38 punktów Amerykanina, za jego kanonadą nie poszła skuteczność pozostałych.
UWIERZYLI W SIEBIE
Włocławianie mentalnie zwyciężyli już w trzecim meczu. Bo przecież po pięciu porażkach w tym sezonie z rąk Arki, na trzech różnych ziemiach – w Gdyni, Włocławku i Warszawie podczas Pucharu Polski – trudno w siebie nie zwątpić. Seria bez wygranej nad Arką wydawała się ciągnąć w nieskończoność i zatrzymała się dopiero na sześciu meczach. Dlatego łatwo o stwierdzenie, że największa presja i odpowiedzialność przed czwartym meczem już za nimi. Uwierzyli, że można, że da się, że zadanie wygrywania z Arką nie jest niemożliwe.
UDERZAJĄCY UŚMIECH
Wyszli na parkiet piątką – James Florence, Josh Bostic, Bartłomiej Wołoszyn, Marcus Ginyard, Dariusz Wyka – niemal wszyscy uśmiechnięci, jakby wiedzieli, że radosną koszykówką można we włocławskiej twierdzy wygrywać z gospodarzami. W gdyńskim teamie tylko Bosticowi twarz nie drgnęła, pozostając kamienną przez prawie całe spotkanie. W efekcie już na początku gdynianie prowadzili 10:3 po trzech minutach rywalizacji.
Już po pierwszej kwarcie można było dojść do wniosku, że będą to niezwykłe zawody. Dziesięć minut, którymi można obdzielić ze trzy spotkania Energa Basket Ligi. Blok Adama Łapety na Szymonie Szewczyku, pudło tego samego Łapety, gdy przed sobą miał tylko obręcz. Wymowny gest Krzysztofa Szubargi, który po trójce ośmielił się uciszać włocławską publiczność, zresztą z reakcją zwrotnej dezaprobaty. Do tego Szewczyk trafiający w drugie tempo trójkę. Mało? Ofensywne faule Bostica i Almeidy, jeszcze bardziej podkręcające kibiców. Wyliczać można by w nieskończoność.
FLORENCE OŻYŁ
– Musimy wrócić do fundamentów, które doprowadziły nas do pierwszego miejsca po fazie zasadniczej. Wtedy powinno być dobrze – powiedział Bartłomiej Wołoszyn po trzecim meczu. Trudno stwierdzić, czy owym fundamentem była twarda obrona, czy bardziej atak oparty na szalonych trójkach Florence’a i Bostica, ale na pewno w drugiej kwarcie czwartego meczu to szczelna defensywa pozwoliła wymusić niecelne rzuty gospodarzy. A za nimi poszła też fantazja w ataku graczy w złotych koszulkach. 11 punktów Bostica, 11 Florence’a, czyli 22 oczka z 27 w całej kwarcie autorstwa mistrzowskiego duetu. Efekt? Prowadzenie 52:42 do przerwy z coraz realniejszymi szansami na końcowy sukces.
POWRÓT ZE… SKÓRKI OD BANANA
Słynny dziennikarz i znakomity komentator boksu Andrzej Kostyra, moment kryzysowy dla jednego z pięściarzy często okrasza słowami „był jedną nogą w grobie, a drugą na skórce od banana”. I ta ringowa metafora doskonale spisywała się w przypadku gospodarzy. Przegrywali oni na początku trzeciej kwarty aż 12 punktami, ale obudził się weteran polskich parkietów, niewidoczny wcześniej podkoszowy Michał Ignerski. Jego punkty zza linii 6,25 oraz z rzutów wolnych pozwoliły zniwelować straty, a gdy swoje dorzucił Aaron Broussard, Hala Mistrzów oszalała, a Anwil wyszedł na prowadzenie 67:66.
NAKRĘCENI
Jeden obrazek zapadnie w pamięć szczególnie. Kiedy rywalizacja przeniosła się do Włocławka, a zegar zaczął odliczać pierwsze minuty rywalizacji, spokojem i opanowaniem imponował trener gospodarzy Igor Milicić. Wiedział, że atut własnego parkietu może być argumentem nie do podważenia. Na trzy minuty przed końcem, przy czteropunktowej przewadze gospodarzy, Borussarda zablokował Florence. Zdaniem sędziów z faulem. Zdaniem siebie bez i o rozstrzygnięcie sporu pytał siedzących tuż za jedną z band komentatorów Polsatu Sport. Osobliwa, mająca swoją historię scena. Na dwie minuty przed końcem Anwil prowadził jednym punktem 83:82 przy rzutach wolnych Bostica. Tumult przeszkodził mu w trafieniu, niesłyszalne były w tym momencie też gwizdki sędziów.
Sprawę ostatecznie pokpił ten, który tak fantastycznie punktował w całym meczu – Florence. W kluczowym rzucie za trzy punkty zadrżała mu ręka, a chwilę później faulował przy próbie przechwytu. Ostatecznie więc gospodarze pokonali Arkę 90:85.
4. mecz półfinałowy Energa Basket Ligi: Anwil Włocławek – Asseco Arka Gdynia 90:85 (26:25, 16:27, 25:14, 23:19)
Anwil: Broussard 24, Lichodiej 16, Ignerski 10, Simon 9 (6 zb.), Almeida 8 (5 zb.), Łączyński 7, Szewczyk 7, Zyskowski 6 (8 zb.), Michalak 3
Asseco Arka: Florence 38 (8×3), Bostic 18 (5 as.), Garbacz 7, Łapeta 6, Szubarga 5, Ginyard 5 (8 zb.), Ponitka 2, Wyka 2, Wołoszyn 2, Dulkys 0