To był niewinny upadek z wysokości 1,5 metra. Zmienił jednak całkowicie życie Kamila i jego rodziny. – Byłem dzieckiem szczęścia – mówi Kamil Wrześniewski – dobra praca, rodzina, dom. Mieliśmy za kilka dni jechać na wczasy do Chorwacji. – To było trzy lata temu – dodaje jego żona Ula – niestety, mój mąż rozpoczął wakacje na OIOM-ie.
To był wieczór po przyjęciu komunijnym, gra w piłkę, radosne przekomarzanie się, gonitwy po podwórku, miła rodzinna zabawa w gronie najbliższych. Nagle Kamil Wrześniewski spada z tarasu na trawę. Nie jest wysoko, jakiś metr z kawałkiem. Leży i nie podnosi się. Wszyscy myślą że udaje, że to jeszcze jeden wygłup. Dopiero po chwili dociera do świadomości wszystkich, że to koniec zabawy i żarty się skończyły. Karetka, szpital w Koszalinie, 13 godzinne czekanie na SOR, z każdą chwilą jest coraz gorzej, pacjent się dusi, diagnoza to uszkodzenie pnia kręgowego w odcinku szyjnym.
Fot. RG
Rozpacz. Kamil po operacji zostaje wypisany ze szpitala, wychodzi do domu zaopatrzony w respirator, maszyna oddycha za niego. Lekarze dają do zrozumienia, że koniec jest tylko kwestią czasu. Organizm będzie słabł, przyjdzie zapalenie płuc i….
Determinacja rodziny i wytrwałość Kamila rysują jednak inny scenariusz. Kamil Wrześniewski intensywnie ćwiczy, rehabilitacja przynosi efekty. Towarzyszą mu jeszcze ostre bóle fantomowe, ale z miesiąca na miesiąc, powoli wraca czucie w kończynach. Kamil ma w sobie siłę i pewność, że stanie o własnych siłach. Na razie wrócił do pracy, ten come back zaproponowała mu firma. Przed wypadkiem był szefem oddziału Energi w Białogardzie, obecnie jest kierownikiem jednego z działów i z wózka zarządza ekipą 13 pracowników.
Punktem wyjścia z krańcowo trudnej sytuacji jest dla Kamila: rodzina, przyjaciele, determinacja w dążeniu do celu, wytrwałość i upór, a czasami nawet nieposłuszeństwo wobec lekarzy.