W audycji „Gotuj Się Na Weekend” powróciliśmy do niezwykłego albumu kulinarnego autorstwa Aleksandry Kucharskiej i Katarzyny Fiszer – „Smaki Gdańska”, odtworzonego na podstawie XIX-wiecznej książki kucharskiej. Tym razem skupiliśmy się na słodkościach z przeszłości.
Słodycze często są traktowane jako ostatnia deska ratunku, gdy spada nam ciśnienie lub nastrój. Magda Szpiner zapytała autorek albumu o to, czy dawniej również istniały słodkie przekąski.
– Były sklepy ze słodyczami, w których można było kupić przygotowane wcześniej cukierki lub ciastka. W zaciszu domowym najczęściej pieczono ciasta. Drobne słodycze istniały, ale nie w tej formie, którą znamy dzisiaj. Nie było batoników. Cukierki robiono, ale były to landrynki. Wszelkie targi i odpusty to miejsca, gdzie pożądana była duża ilość słodyczy. Podczas jarmarków bożonarodzeniowych terminatorzy często dostawali od mistrza pieniądze, które musieli wydać na przyjemności. Często były to słodycze: pierniki, jabłka w karmelu czy ciastka. Tych osób normalnie nie było na to stać, a na jarmarku mogły to kupić. Cukier był kiedyś stosunkowo drogi, ponieważ otrzymywano go z trzciny cukrowej. Do tego dochodzi cena jajek czy masła. Słodycze były więc stosunkowo drogie. Do połowy XIX wieku czekolada była luksusową przekąską – mówiła Aleksandra Kucharska.
Dawniej inaczej wyglądały też prace w kuchni. Aby przygotować serniki lub inne ciasta bez pomocy współczesnych mikserów i ubijaczek, potrzeba było dużo siły. Kucharki gniotły ciasto ręcznie.
– Kiedyś razem z mężem robiliśmy dużą porcję sernika. Zepsuł nam się mikser, więc podłączyliśmy łopatki od miksera do wiertarki. Użyliśmy elektronicznego narzędzia ze strachu, żeby nie ubijać tego ręcznie. W innym wypadku musielibyśmy to zrobić jak w XIX wieku. Tam ubijało się na pianę dużo białek, osobno ubijane były żółtka. Nie wyobrażam sobie, by robić to „analogowo”. A przecież tak właśnie robiono. Tak naprawdę to była ciężka, fizyczna praca – zauważyła Katarzyna Fiszer.
ua