220 osób aresztowanych, 31 skazanych, w tym trzy na karę śmierci. To bilans tak zwanej sprawy elbląskiej, czyli największego aktu terroru stalinowskiego w Elblągu. Przy skwerze upamiętniającym to wydarzenie sprzed 74 lat odbyły się miejskie uroczystości.
W 1949 roku wybuchł pożar hali zakładów mechanicznych. Po tym pożarze funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali pod zarzutem sabotażu setki niewinnych osób. Wiele z nich było repatriantami z Francji. Skazanych oczyszczono z winy i uwolniono w wyniku odwilży 1956 roku, ale dwie osoby nie przeżyły stalinowskiego więzienia.
– To Henryk Zając i Janina Kaczmarczyk. Uważam, że bezpieka, straż więzienna, naczelnicy zakładów karnych mają krew na rękach, więc nie można powiedzieć, że w sprawie elbląskiej nikt nie zginął. To był akt terroru przeciwko zwykłym ludziom, nie jakimś działaczom – przypomniała dziennikarka Grażyna Wosińska.
„OGNISTY” MURAL NA PAMIĄTKĘ TRAGICZNYCH WYDARZEŃ
Podczas obchodów tragicznego zdarzenia zaprezentowano mural upamiętniający sprawę elbląską, przedstawiający płonącą halę fabryczną. – Inspirowałem się trochę polską szkołą plakatu i znakami BHP, które często można było spotkać, a forma płomieni jest bardzo atrakcyjna graficznie – wyjaśnia Janusz Kozak, twórca malunku.
Mural znajduje się nieopodal hali, która spłonęła w 1949 roku.
Marek Nowosad/MarWer