Wojna Sopotu z klubami ze striptizem. Komentatorzy: „To element kampanii wyborczej”

– Jacek Karnowski chodzi po Sopocie niczym szeryf, ma prawo walczyć o dobre imię miasta. Ale przesadna troska może być też elementem kampanii wyborczej, tak walkę władz Sopotu z siecią klubów ze striptizem oceniają goście Komentarzy RG. W studiu Radia Gdańsk zasiedli Tomasz Gawiński z tygodnia Angora, fotoreporter Maciej Kosycarz i Tomasz Strug z portalu Stara Oliwa. Program prowadził Mariusz Nowaczyński.

Władze Sopotu mają złożyć w sądzie pozew przeciwko popularnej sieci klubów ze striptizem. Nakazują w nim właścicielom sieci zaprzestania prowadzenia nieuczciwej konkurencji i naruszania dobrego imienia miasta. Tomaszowi Gawińskiemu pomysł bardzo się podoba. – Nieważne, czy Sopot to kurort, czy wielka imprezownia. Miastu mogą nie podobać się lokale, w których ludzie nabijani są w butelkę, a do tego po ulicach ładne panie z parasolkami, które nagabują mężczyzn. Wreszcie znaleziono kruczek prawny. Jestem bardzo ciekaw, co z tego wyniknie.

W przekonaniu Tomasza Struga pozew jest elementem kampanii wyborczej, a nie bezinteresownej troski o dobro miasta. – To takie mrugnięcie oka. Pytanie, jaka to nieuczciwa konkurencja, skoro to najdroższy lokal w mieście i nikt przy zdrowych zmysłach tam nie pójdzie.

Fotoreporter Maciej Kosycarz zauważył, że główni klienci pozwanej sieci klubów to już nie Polacy, którzy zrazili się do marki, ale nieświadomi niczego turyści z zagranicy. – Rozmawiałem z właścicielem innego klubu. Wiadomo, że firmy robią imprezy, przyjeżdżają kontrahenci, jest męskie grono. Teraz przestali chodzić do tej sieci, wrócili do sprawdzonych lokali. Naciąga się głównie obcokrajowców, np. Skandynawów, którzy masowo przyjeżdżają do Trójmiasta.

Komentatorzy odnieśli się też do drugiego zarzutu – naruszania dobrego imienia miasta. Tomasz Gawiński uważa, że władze miasta mają rację. – Nikt później nie będzie mówił, że był okradziony w klubie X czy Y, tylko że w Sopocie. Oczywiście mamy wolny rynek, panowie mogą tam chodzić i ktoś może zostawiać po 100 tysięcy złotych, ale mimo wszystko naraża to dobre imię miasta. Prezydent ma prawo o nie walczyć.

Tomasz Strug był bardziej sceptyczny. Zwrócił uwagę na to, że w zezwoleniu na prowadzenie działalności gospodarczej nie ma żadnej klauzuli o dobrym imieniu. Argumenty władz Sopotu są nie mają więc żadnych podstaw formalnych. – Fundamenty są bardzo marne. Odpowiedź sądu będzie właśnie taka, że mamy wolny rynek. Tylko, że będzie ona po wyborach…

dr/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj