Spalarnia odpadów niebezpiecznych Port Service ma pozostać w Gdańsku. Terenem Skarbu Państwa, na którym się znajduje, ma zarządzać Port Gdańsk. Przedłużenie umowy na działalność firmy budzi kontrowersje. Powodem są m.in. informacje, że na terenie spalarni magazynowano toksyczną ziemię z Ukrainy, która nie była odpowiednio zabezpieczona.
W audycji „Samorządowy Piątek” Joanna Stankiewicz poprosiła o opinie na ten temat Marcina Mickuna z Koalicji Obywatelskiej, Maximiliana Kieturakisa z ugrupowania Wszystko dla Gdańska oraz Andrzeja Skibę z Prawa i Sprawiedliwości.
Andrzej Skiba przyznał, że Port Service „budzi potężne kontrowersje”. – Wielu mieszkańców, zwłaszcza dzielnic sąsiadujących z portem, nadal nie chce, żeby ten podmiot działał w Gdańsku. W latach 2018 i 2024 w kampanii wyborczej wszyscy kandydaci głównych sił politycznych, również tych mniejszych, mówili: „nie chcemy Port Service, czekamy tylko na okazję, żeby rozwiązać współpracę”. Okazja się nadarzyła: 22 września tego roku wygasa umowa i władze Gdańska czy władze samorządowe nie muszą już tłumaczyć mieszkańcom, dlaczego ta spółka ma nadal działać, tylko po prostu zakończyć współpracę – sugerował.
Z kolei Maximilian Kieturakis podkreślał, że miasto nie jest stroną umowy z Port Service. – Jest nią Skarb Państwa, a prezydent Gdańska pełni tutaj rolę starosty i jedynie wykonuje decyzje administracyjne Skarbu Państwa. Poza tym zarzucanie kandydatom w wyborach samorządowych, że w 2018 czy 2024 roku mówili, iż nie chcą Port Service, a pani prezydent, że również nie podejmowała działań w tym temacie, nie jest właściwe. Pani prezydent wysyłała pisma do wojewody Drelicha już w maju 2019 roku i czerwcu 2023 roku, a w sierpniu jeszcze przypomniała się pismem, lecz pan wojewoda nie odpowiedział – przypomniał.
Podobną opinię wyraził Marcin Mickun. – Trwają rozmowy. Oczywiste jest, że jest to problem dla mieszkańców. Port Service nie jest jednostką przysparzającą Gdańskowi chluby, ale rozumiemy, że taka spalarnia musi być w województwie. Niestety, kilka lat zostało straconych, a budowa nowego miejsca trwa przynajmniej od czterech do pięciu lat, ponieważ potrzebne są różne zgody i pozwolenia. Wojewoda Drelich miał osiem lat na doprowadzenie do budowy nowego miejsca, wyznaczenie nowego, mniej uciążliwego dla mieszkańców terenu. Teraz nie jesteśmy w stanie zrobić tego w pół roku, ale rozmowy trwają i mam nadzieję, że jednocześnie zostanie wypracowane rozwiązanie satysfakcjonujące dla mieszkańców i zabezpieczone zapotrzebowanie na takie miejsce – mówił.
Posłuchaj całej audycji:
MarWer