Cud w gdyńskiej komunikacji miejskiej. Po tym, jak we wrześniu, ze względu na braki kadrowe, nie wykonano ponad 700 zaplanowanych kursów, w październiku z tego powodu nie odwołano ani jednego.
Jak wyjaśnia Hubert Kołodziejski, dyrektor gdyńskiego Zarządu Komunikacji Miejskiej, nie wiązało się to jednak z zatrudnieniem nowych kierowców. Część komunalnych spółek przewozowych oddaje swoje linie i autobusy zewnętrznym operatorom.
– Te firmy lepiej sobie radzą, jeżeli chodzi o pozyskiwanie kierowców do pracy i są w stanie – swoim taborem, lub taborem, który użycza im komunalny przewoźnik – świadczyć usługi przewozowe. System wynagrodzeń jest tam skonstruowany inaczej – jest bardziej atrakcyjny – tłumaczy.
„MUSIMY ZMIENIĆ PODEJŚCIE”
Mniej optymistycznie w tej kwestii wypowiada się Łukasz Piesiewicz, gdyński radny. Według niego sytuacja wygląda kuriozalnie.
– Może się zdarzyć, że ten sam kierowca, w tym samym autobusie, na jednym kursie jedzie jako kierowca jednostki miejskiej, a za chwilę tym samym, wypożyczonym już przez firmę prywatną autobusie od jednostki miejskiej jedzie już jako kierowca na umowę zlecenie. Musimy troszeczkę zmienić te podejście – nawołuje.
To jednak nie jedyny problem w gdyńskiej komunikacji miejskiej. Związkowcy ze spółek komunalnych wysuwają kolejne postulaty płacowe i grożą strajkiem w razie ich niespełnienia.
Marcin Lange/aKa