Ofensywa nie istniała. Lechia w Kielcach nie była w stanie oddać ani jednego celnego strzału. Defensywa przeciekała, ale miała koło ratunkowe – Bogdana Sarnawskiego. Ukraiński bramkarz był bohaterem biało-zielonych. To dzięki niemu Lechia z Koroną była w stanie bezbramkowo zremisować.
Pierwsza połowa meczu, delikatnie rzecz ujmując, nie porywała. Zgrabnie ujął to w przerwie Miłosz Kałahur, mówiąc, że zbyt małą liczbą zawodników Lechia wchodziła w pole karne i brakowało konkretów. No tak, brakowało. Ani Lechia, ani Korona nie zdołały oddać nawet jednego celnego strzału. Statystyka xG do przerwy była dla biało-zielonych wręcz wstydliwa: 0,06.
Nie udało się strzelić, udało się nie stracić – to był jakiś pozytyw i chyba obu drużynom zależało w pierwszej kolejności właśnie na tym, żeby przetrwać w defensywie.
SARNAWSKI BOHATEREM
Niewiele brakowało, a drugą połowę Lechia rozpoczęłaby właśnie od kapitulacji w obronie. Pau Resta dostał doskonałą piłkę po rzucie rożnym, był przy dalszym słupku zupełnie niepilnowany, ale nie oddał nawet celnego strzału. W 53. minucie w jednej akcji gospodarze uderzali aż czterokrotnie. Najpierw obronił Bogdan Sarnawski, później zablokował Elias Olsson, następnie jeden z kielczan, a ostatni strzał był niecelny. Determinację gdańszczan w obronie trzeba docenić, ale zganić za dopuszczenie rywala do tak wielu możliwości również trzeba.
Na pierwszą poważną akcję Lechii trzeba było poczekać do 66. Minuty. Anton Carenko ruszył do szybkiego kontrataku, na skraju pola karnego zagrał do Bogdana Wjunnyka na prawą stronę. Ten uderzył przy bliższym słupku, ale nie było nawet rzutu rożnego. Na celny strzał gdańszczan trzeba było więc czekać dalej.
GORĄCO W KOŃCÓWCE
Zagotowało się też pod bramką Xaviera Dziekońskiego w 74. minucie, Bujar Pllana był bardzo blisko po dośrodkowaniu Rifeta Kapicia z rzutu wolnego, ale w ostatniej chwili piłkę sprzątnął mu z nogi rywal i wybił na rzut rożny. Korona odpowiedziała długą piłką na Martina Remacle’a, który szpicem próbował zaskoczyć Sarnawskiego, ale Ukrainiec dobrze spisał się na linii.
Szymon Grabowski potrzebował jakichś zmian. Pola manewru, jak wiadomo, wielkiego nie miał, więc do ofensywy weszli Kacper Sezonienko, Louis D’Arrigo i Karl Wendt. Może to zaskakujące, ale gospodarzom nogi nie ugięły się ze strachu. Przejęli inicjatywę i w końcówce stworzyli dwie doskonałe sytuacje. Sarnawski dwukrotnie gdańszczan ratował w naprawdę imponującym stylu. Raz wyciągnął piłkę lecącą mu za kołnierz, raz wypiąstkował ją po potężnej bombie z 11 metrów.
Gorąco było jeszcze w ostatniej minucie, Korona miała rzut rożny i mocno się zakotłowało, ale bez konkretów. Lechia przetrwała w obronie, dopiero po raz drugi w tym sezonie zachowała czyste konto. To osobisty sukces Sarnawskiego, który uratował swoich kolegów w kilku sytuacjach. Ofensywa? No nie, o ofensywie dziś ani słowa, tutaj postawimy kropkę.
Korona Kielce – Lechia Gdańsk 0:0
Tymoteusz Kobiela