„Deficyt w budżecie jest czymś tak stałym jak Boże Narodzenie”

Wicepremier Morawiecki jest „zakochany w budżecie”, lecz zarzuca się partii rządzącej, że prognozy budżetowe na przyszły rok są zbyt optymistyczne. Co sądzą o tym nasi komentatorzy?

O planie budżetowym na 2017 r. rozmawiali w studio Agnieszki Michajłow Jan Błaszkowski z Faktów TVN, Roman Daszczyński z gdansk.pl i Jacek Rybicki – publicysta i działacz związkowy.

– Od lat obserwując debaty budżetowe mam wrażenie, że to jest ten sam schemat. Koalicja mówi, że jest cudownie, opozycja twierdzi, że to katastrofa, po czym tak na prawdę nic się nie dzieje – mówi Jacek Rybicki. Publicysta twierdzi również, że budżet na 2017 rok jest łatwiejszy do zrealizowania niż ten, który był zaplanowany na 2016 rok. W tym roku były przewidywane wpływy o 24 miliardy wyższe niż w 2015 roku.

– Na razie udaje się to realizować przy mniejszym deficycie, więc myślę, że te 11 miliardów więcej też się uda zebrać w przyszłym roku – dodaje ekspert.

Jak podkreśla, premier chciałby aż 10 miliardów uzyskać z ograniczania szarej strefy i z dodatkowych wpływów VAT – owskich. Rybicki wyraża też wątpliwość, czy programy społeczne wprowadzone przez PiS miałyby zachwiać tym systemem.

KONSEKWENCJE 500+

– Życzyłbym Polsce, żeby budżet zaproponowany przez rząd PiS był realny – mówi Daszczyński. Twierdzi, że byłoby dobrze, gdyby w końcu został przerwany schemat, w którym zawsze koalicja ma skrajnie różną opinię od opozycji w kwestii budżetu i w końcu został osiągnięty jakiś złoty środek. Ekonomiści, którzy krytykują projekt Morawieckiego, uważają, że został zaplanowany w optymistycznej wersji. Komentator podkreśla, że do tego dochodzą olbrzymie obciążenia wynikające z programu 500+.

– W pierwszym roku się uda, w drugim będzie już bardzo ciężko, a w trzecim i czwartym budżet będzie się sypał z powodu tych obciążeń finansowych – dodaje Daszczyński.

Komentator twierdzi, że PiS z przyczyn społecznych i politycznych chce zwiększać wydatki, ale liczy, że ograniczenie szarej strefy przyniesie duże wpływy. Wyraża jednocześnie swoje obawy, że ograniczenie szarej strefy może się nie udać na taką skalę jakby tego chciał rząd, a wówczas konieczne będzie sięgnięcie po zwiększony fiskalizm państwa wobec przeciętnego obywatela.

„DEFICYT W BUDŻECIE JEST CZYMŚ STAŁYM”

Jan Błaszkowski twierdzi, że wszystko to jest na kształt przedstawienia teatralnego, które się cyklicznie powtarza.
 – Przygotowujący budżet opowiadają nam, że to najlepszy budżet świata, opozycja twierdzi, że państwo zaraz się nam zawali. Efekt jest taki, że nigdy nie poszliśmy z torbami i nigdy nie żyliśmy w kraju wiecznej szczęśliwości – tłumaczy. Jako stały element planów budżetowych komentator uważa fakt, że się zadłużamy.

– Deficyt w budżecie jest czymś tak stałym, jak Boże Narodzenie – mówi Błaszkowski. Porównuje sytuację naszego kraju do Niemiec, gdzie wydatki socjalne są nieporównywalnie wyższe, występuje nadwyżka budżetowa.

 – Państwo beztrosko zrzuca te długi na pokolenie naszych dzieci i wnuków – komentuje dziennikarz Faktów. Porusza jednocześnie problem, jaki pojawi się dla firm jednoosobowych. Przypuszcza się, że to one pokryją dziurę budżetową, która się pojawi.

Posłuchaj audycji:

hb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj