Palestyńczyk w RG: W Polsce szukamy pracy, żeby godnie żyć

– Nie znam ani jednego Araba, który nie pracuje. Szukamy pracy, żeby żyć godnie, mówił antenie Radia Gdańsk Hani Hraish. Palestyńczyk opowiadał również o próbach ratowania rodziny z ogarniętej wojną Syrii.

Sprowadzenie Syryjczyków do państw europejskich nie jest łatwe. Jak mówił pochodzący z Palestyny Hani Hraish, trzeba wypełnić bardzo dużo papierów i liczyć na urzędników. – Ciocia z rodziną mieszka w Syrii, niedaleko Damaszku. To ostry rejon. Nie mają gdzie uciekać. Są Palestyńczykami i nie mają papierów, które pozwoliłyby im gdziekolwiek wyjechać. Ta rodzina składa się z około 30 osób. Próbowaliśmy pomóc im znaleźć nowe miejsce zamieszkania. W Polsce nie było na to szans, próbowaliśmy ze Szwecją, ale też się nie udało.

Zdaniem gościa Radia Gdańsk, wiele osób w Polsce obawia się, że uchodźcy będą liczyli wyłącznie na pomoc socjalną, a sami nie podejmą żadnej pracy. – Wszyscy w Polsce wiemy, że z socjalu nie da się wyżyć. Każdy, kto tu zostaje, musi brać się do roboty. Jako muzułmanin i duchowny w gdańskim meczecie zapewniam, że nie znam ani jednego Araba, który nie pracuje. Szukamy pracy, żeby żyć godnie. Uchodźcy będą chcieli pracować, uczyć się i zakładać rodziny, tłumaczył Palestyńczyk.

Szukamy pracy, żeby żyć godnie

Według Haniego Hraisha pobyt uchodźców w Polsce powinien zaczynać się od nauki naszego języka. – Ten kontakt jest bardzo ważny. Dlatego dziwi mnie, że imigrant starający się o pobyt w Gdańsku przyjeżdża ze swoim tłumaczem. Nauka języka polskiego jest na pierwszym miejscu. Dzięki niej łamie się bariery międzyludzkie. Bez języka na zawsze pozostanie się obcym. Tym bardziej, że Arabowie mają dryg do nauki języka.

Palestyńczyk po raz pierwszy trafił do Polski podczas stanu wojennego. – Przyjechałem w listopadzie 1982 roku. Bardzo mało wiedziałem o Polsce i nie myślałem o tym, że to był okres stanu wojennego. Tej samej nocy, której leciałem do Warszawy, zobaczyłem w telewizji demonstracje, które tu się odbywały. Moja ciocia powiedziała wtedy, że jadę z deszczu pod rynnę.

Wiktor Miliszewski/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj