16 km/h – radiowa podróż na rowerze i klimatyczne rozmowy z niebanalnymi ludźmi [POSŁUCHAJ]

Włodek Raszkiewicz w tym roku ponownie wyrusza w rowerowo-radiową podróż po Pomorzu z prędkością 16 km/h. Zeszłoroczna wyprawa bardzo się podobała zarówno słuchaczom, jak i naszemu dziennikarzowi. – To jazda trochę w nieznane. Podróż ma polegać na odwiedzaniu ciekawych ludzi, mam zamiar u nich pobyć jeden dzień, skorzystać z noclegu i następnego dnia szukać kolejnego niebanalnego człowieka i jego oryginalnego sposobu na życie – mówi Włodek.

– Zwykle z bohaterami moich wywiadów spotykam się na pół godziny, godzinę, na tyle, żeby nagrać rozmowę. Tym razem chcę zrobić to inaczej. Niech to będzie dzień, albo wieczór przeciągnięty późno w noc. Tak, żeby można było bliżej się poznać, dowiedzieć o sobie więcej, a nawet zaprzyjaźnić. Dlatego wyruszam przed siebie na rowerze, niespiesznie poszukując niebanalnych ludzi i opowieści o miejscach niezwykłych. – Nie mam specjalnych wymagań. Mogę spać w budce dróżnika, stodole, pod leśną wiatą, w pracowni garncarza. Chodzi o poczucie klimatu miejsca. Mogę przyjechać również do Was, jeśli będzie to w miarę po drodze. Zapraszam do dzwonienia lub pisania. Mój numer to 695 36 00 28. Pozdrawiam. Włodek Raszkiewicz – zachęca.

Relacje z wyprawy na antenie przez cały lipiec od poniedziałku do czwartku po godzinie 13:00.

(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

DZIENNIK ROWEROWEJ PODRÓŻY WŁODKA

NIE PIJ KAWY I WODY Z LODEM

(Fot. Radio Gdańsk)

Poniedziałek 27 czerwca. Jak tu jechać na rowerze, gdy na dworze żar? Termometry pokazują ponad 30 stopni w cieniu. W takim wypadku najlepiej pojechać do Rafała Króla i zapytać o radę. Rafał jest dla mnie autorytetem w sprawach sprzętu i wszelkich porad turystyczno-wyprawowych. Prowadzi tego rodzaju szkolenia. Zaglądnijcie na jego portal expeditions.pl. Ja usłyszałem, że najlepiej robić to, co ludzie żyjący w ciepłych krajach. Tam nie pije się zimnych napojów, bo to sygnał dla mózgu – wyziębiam się, trzeba robić wszystko by się ogrzać. Pić należy sporo, ale małymi łykami, kawa oraz alkohol nie wchodzą w rachubę.

Posłuchaj porad na upały Rafała Króla:

MAROKO JEST SPOKO

Rozmawiając o upałach, nawiązuję do ostatniej wyprawy Rafała do Maroko. Tu podziwiamy zdjęcia Borysa Komandera z pustyni. Największe wrażenie robi zdjęcie pustyni, na którym uważny obserwator zauważy karawanę.

(Fot. Borys Komander)

Rafał z przyjaciółmi wybrał się do Maroko w kwietniu, gdy upały nie są tam zbyt dokuczliwe. Rozmawiamy o tym, że generalnie wakacje z różnych względów najlepiej byłoby zrobić sobie poza wakacjami:

DZIKI LAS POD NAMIOTEM

Na zakończenie spotkania rozmawiamy jeszcze o spaniu w czasie wyprawy. W podróż najlepiej zabrać z sobą namiot. To daje poczucie niezależności. Spadnie po prostu w lesie może być dużą przyjemnością. W takim przypadku namiot sprawdzi się lepiej od plandeki nad głową lub hamaka.

PRZYGODA, HISTORIA I STYL

(Fot. Radio Gdańsk)

Kolejny dzień, wtorek 28 czerwca, to spotkanie z Loverowymi. Od Oli i Daniela dostałem lekturę na drogę – książkę, która ich mocno natchnęła do kolejnej podróży. Wyprawa zainspirowana jest trasą, którą przejechał brytyjski pisarz i podróżnik, Bernard Newman, w 1934 roku. Na tej podstawie powstała książka „Rowerem przez II RP”, która będzie im towarzyszyć przez całą przygodę. Loverowi zwolnili się z pracy, opuszczają wynajęte mieszkanie i zamieniają to na podróż pod namiotem. Chcą odwiedzić miejsca, do których dotarł ich rowerowy poprzednik.

ZARĘCZYNY NIEPRZYTOMNE

Ola i Daniel opowiadają nie tylko o swoim najnowszym projekcie, ale też o sobie. Pochodzą z niewielkich miejscowości na Mazurach, a obecnie mieszkają w Gdańsku. Pewnego dnia wybrali się na dwudniową wycieczkę rowerową i od tego czasu nie rozstają się z sobą i jednośladami. Zaczęło się od tego, że on ją zabrał do zamku w Łapalicach, a w konsekwencji w Wenecji odbyły się ich zaręczyny, oczywiście podczas wyprawy rowerowej.

STYLOWA JAZDA

(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Ola i Daniel będą jechali cokolwiek stylowo. Ona ma kapelusz z okresu międzywojennego, on występuje w gustownym kaszkiecie. Ale w sakwach wiozą mnóstwo elektroniki, potrzebnej do rejestracji wyprawy. Warto odwiedzić ich stronę loverowi.pl.

 

Dedykacja na książce podarowanej przez Olę i Daniela. Kierując się tą maksymą 🙂 (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

KOMU W DROGĘ, TEMU CYDR

To ma być podróż w nieznane, bez założonego scenariusza. To w którą stronę ruszyć? Otwieram mapy i szukam pierwszej destynacji. Jadąc palcem po mapie (ciekawe, jakiego określenia użyć do zmniejszania i zwiększania palcami map elektronicznych), zupełnie przypadkowo natrafiam na okolice Otomina i pierwszą na Pomorzu Rzemieślniczą Wytwórnię Cydru. Kierując się przekorą, że wyroby alkoholowe wyznaczyły mi drogę, odwiedzam wytwórnię cydru, hotel, restaurację i stadninę koni w jednym, czyli Tabun w Otominie.

Tabun w Otominie (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Smakując cydr, rozmawiam z założycielem przedsięwzięcia, Michałem Ponikowskim. Jak się okazuje, otomiński cydr zdobywa laury na Wyspach Brytyjskich. Nic w tym dziwnego, to zupełnie coś innego niż znane powszechnie cydry ze sklepów wielkopowierzchniowych.

 

Michał Ponikowski (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

WOLNOŚĆ JEST W NATURZE

Sporą część drogi jadę przez otomińskie lasy trasą rowerową oznaczoną tabliczkami „Wolność jest w naturze”. Głupio przyznać, ale jestem tu po raz pierwszy. Mój kawałek Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego to raczej Oliwa i Sopot, tamtejsze ścieżki znam na pamięć. Przez rozgrzany słońcem pachnący las, wśród śpiewu ptaków jedzie się wybornie, będę musiał tu zaglądać częściej.

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Dla spotkanych przeze mnie po drodze rowerzystów te lasy to miejsce codziennych eskapad. Bardzo sympatycznie rozmawiam o męskich przejażdżkach po pracy.

 

Spotkanie w Tabunie z rowerzystami, którzy często po pracy wyskakują na rower (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

ZNAJOMOŚCI SPOD SKLEPU

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Kolejna historia z rowerowej podróży 16/km/h jest taka, że zatrzymałem się przy sklepie w Sulminie. Nagle podjeżdża niesamowicie oryginalny samochód. Wiekowe, wojskowe auto, jak z operacji Pustynna Burza, ale takiej sprzed lat. Piaskowe kolory, jakieś arabskie napisy na burtach. Czegoś tak pięknie interesującego jeszcze nie widziałem. Tak poznałem właściciela auta, Damiana Botchera, który zaprosił mnie do domu w Przyjaźni.

 

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

W domu czeka na mnie Damian i jego żona Janina. Na stole pojawia się ciasto i kawa. On kocha stare samochody, ona jest z tego dumna – taki obrazek nagrywam u Botcherów, a potem mogę się przejechać.

 

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Kiedy wyjeżdżam z Przyjaźni, dzwoni telefon. Wiesław Zbroiński z Mokrego Dworu zaprasza mnie na obrączkowanie bocianów. Postanawiam pojechać na Żuławy. Po drodze wstąpię do ogrodniczki i projektantki Agnieszki Hubeny-Żukowskiej.

HALLO! STUDIO RUSZAJ W DROGĘ NADAJE

Kręcąc się po okolicach Żukowa zajeżdżam do Kasi i Maćka Marczewskich,, autorów bloga poświęconego podróżom po Polsce „Ruszaj w drogę”. Na pewno słuchacze ich znają, to części goście w audycjach Beaty Szewczyk. My też znamy się dobrze i sympatycznie rozmawiamy o trasach rowerowych w okolicy. Blogerzy polecają szczególnie Powiśle. Z tą częścią Pomorza są „na świeżo’. Ostatnio opracowywali przewodniki turystyczne po tym terenie. Teraz wydanie papierowe kieszonkowego bedekera po atrakcjach Malborka, Sztumu i Kwidzyna można bezpłatnie dostać w punktach informacji turystycznej na Powiślu.

Marczewscy na Powiślu (fot. ruszajwdroge.pl)

Już w czwartek o godzinie 18.00 odbędzie się spotkanie z Kasią i Maćkiem Marczewskimi w Wieży Ciśnień w Malborku poświęcone przewodnikowi „Ruszaj na Powiśle!”. Każdy może wpaść i dowiedzieć się czegoś nie tylko o atrakcjach tego regionu, ale właściwie o niebanalnych miejscach w całej Polsce. Przewodniki pisane przez Kasię i Maćka są dostępne w wersji elektronicznej na stronie ruszajwdroge.pl.

Kasia i Maciek też lubią jeździć na rowerach. Na zdjęciu Kasia w Korzeniewie, okolice Kwidzyna (fot. M. Marczewski)

Rozmawiamy w studio zaimprowizowanym w domu Kasi i Maćka. Najpierw wywiad dla Radia Gdańsk, potem podcast dla Ruszaj w drogę!

 

Nagrywamy podcast w domowym studio Ruszaj w drogę (fot. M. Marczewski)

NUDA JEST TWÓRCZA

Na trasie weekendowo pojawił się Czapielsk i letni domek artystycznej pary. Ona to Asia Zastróżna – fotografka, artystka i rolniczka w jednym. On Maciej Janus – basista w zespole Aleph. W weekendy zaszywają się w domu pod lasem, wyłączają komórki, doglądają sałaty i innych warzyw.

(Fot. Asia Zastróżna)

Rozmawiamy o czasie nudy, chwilach przepływających przez palce i jednocześnie wartościowych, słyszę, że nuda jest potrzeba i twórcza.

Sałata wyhodowana i sfotografowana przez Asię (Fot. Asia Zastróżna)

Rozmawiamy też o Lesie, filmie który kończy robić Joanna. Została tylko muzyka i korekcja kolorów. Las, kręcony w Estonii, trafi na ekrany kin studyjnych prawdopodobnie na początku przyszłego roku.

ZNAJĄ WSZYSTKIE BOCIANY W GMINIE

(Fot. Włodzimierz Raszkiewicz)

Policzenie i zaobrączkowanie wszystkich bocianów w gminie Pruszcz Gdański – taką akcję wymyślił sołtys Mokrego Dworu Wiesław Zbroiński. Dołączam do ekipy, która już kolejny dzień jeździ od gniazda do gniazda i przeprowadza ptasią inwentaryzację. Podziwiam jego zapał, bo to wszystko wymaga poświęcenia ogromu prywatnego czasu. Na miejscu akcji, pod gniazdem w Lędowie, zastaję równie zakręconych jak sołtys na punkcie boćków, ornitolożkę Darię Podobajew, nazywaną przez niektórych „Panią Bocianową”, miłośniczkę tych ptaków Katarzynę Pilarską i Magdalenę Rudnicką ze Stowarzyszenia „Dzika Iława”, która w ramach wolontariatu obserwuje co dzieje się na Żuławach i chce takie wydarzenie przenieść do swojego miasta. Czekając na podnośnik, grzecznościowo użyczony przez Energę, rozmawiamy o dolach i niedolach boćków.

 

(Fot. Włodzimierz Raszkiewicz)

IDĘ W TANGO VETURILO

(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewcz)

Po przygodzie z liczeniem bocianów w gminie Pruszcz Gdański postanawiam pojechać na koncert. Jest okazja, żeby posłuchać rowerowego Tanga Veturilo na żywo. W Pruszczu Gdańskim jest miejsce, w którym odbywają się koncerty domowe. „Koncerty na Kochanowskiego” od sześciu lat organizuje w domu Joanna Sobowiec-Jamioł z przyjaciółkami z zespołu Les Femmes: Natalią Krajewską-Kitowską i Emilią Osowską. Muzycznym gościem wieczoru, zamykającego szósty sezon, jest duet Teściowa Śpiewa. W repertuarze mają słodko-gorzkie Tango Veturilo. Piosenka powstała po tym, jak ukazało się zarządzenie zakazujące jazdy warszawskimi rowerami miejskimi Veturilo osobom ważącym powyżej 120 kg. Lubię ten rodzaj humoru.

 

Teściowa Śpiewa na Kochanowskiego w Pruszczu Gdańskim
(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

HIPSTERKA WALI DO STOCZNI NA ROWERKACH

Z Pruszcza wracam do Gdańska. W niedzielę koniecznie muszę odwiedzić 100-cznię, która na jeden dzień zamieni się w Miasto Rowerów. Wydarzenie zapowiada się fantastycznie. Będą pokazy designerskich jednośladów, testy rowerów z górnej półki, opowieści cyklistów-turystów, rowerowe wycieczki po terenach stoczniowych i sporo innych atrakcji, o których opowiedział mi Grzegorz Knapik, organizator Rowermanii.

 

Rozmowa z Grzegorzem Knapikiem.
(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Program wydarzenia:
Miejsce – 100cznia. Czas – niedziela, 10 lipca.
12:00 – rozpoczęcie imprezy
12:00-20:00 Rodzinne rowerowe gry terenowe na terenie 100czni
12:00-20:00 Warsztaty plastyczne dla dzieci „Rowerem po Gdańsku”
12:00-18:00 Festiwal podróżników rowerowych SakFa
18:00-24:00 Przegląd filmów podróżniczych (SakFa)
12:00-22:00 Wycieczki rowerowe po tajemniczych miejscach stoczni
12:00-20:00 Testy rowerów w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym
12:00-22:00 Pokazy trialu rowerowego
12:00-24:00 Wystawy rowerów zabytkowych, retro i customowych
12:00-24:00 Strefa expo (wystawa sprzętu rowerowego)

(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)


STARE ALE JARE

(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

W niedzielę, 10 lipca odwiedzam 100cznię i biorę udział w Rowermanii. Świat rowerów okazuje się bardzo różnorodny – znajduję tu pasjonatów, których kręcą różne odmiany aktywności jednośladowej. Można było zobaczyć między innymi wystawę rowerów retro, które zbiera Robert Kuchta.

(Fot. Radio Gdańsk)

Rozmawiam z kolekcjonerem i przypominam sobie czasy PRL, gdy swój pierwszy rower wystałem w kolejce. A właściwie to wychodziłem – w latach 70. ubiegłego wieku rowery kupowało się w sklepie sportowym; nie stały na wystawie, więc żeby coś kupić, trzeba było trafić na dostawę towaru. Przez kilka tygodni chodziłem codziennie do sklepu sportowego i wreszcie przywieźli mojego Waganta – turystyczny rower z przerzutkami. Tak, zawsze chciałem mieć rower turystyczny, bo jak mówi mój rozmówca – na rowerze się jeździ, a nie pędzi.


RADIOWY ROWER JUŻ ISTNIEJE

Po wystawie jednośladów sprzed lat oglądam te cokolwiek futurystyczne i rejestruję drugi obrazek dźwiękowy. Rozmawiam z Adamem Zdanowiczem, czyli twórcą designerskich, „szytych na miarę” beach cruiserów. Znany projektant ma na swoim koncie rowery na specjalne zamówienie kilku gwiazd. Chcę go zaskoczyć zadaniem specjalnym – niech wymyśli rower dla radiowca. Okazuje się jednak, że Adam właściwie już taki ma – pokazuje na wystawie pojazd dla Barona z Afromental zaopatrzony z przodu i z tyłu w piękne mikrofony będące de facto światłami.

(Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)


PRAWDZIWA JAZDA BEZ TRZYMANKI

Gdzieś pomiędzy rowerami w pełni amortyzowanymi, wyposażonymi w supernapędy, zauważam dziewczynę na jednośladzie najprostszym, tak zwanym ostrym kole. Jej pojazd nie ma przerzutek, wolnobiegu ani nawet hamulca. Jak kręcisz, to jedziesz, jak nie kręcisz to nie jedziesz, a przy tym jak rower jedzie, to kręci pedałami i nogi muszą być cały czas w ruchu. Trafiam do jej grupy znajomych z którymi gra w bike polo. Jeśli chcecie zobaczyć, z czym to się je i też poganiać na rowerze za piłką, możecie wpaść na ich spotkania. W środy o godzinie 20:00 można pograć w bike polo w tunelu przy Ergo Arenie.

(Fot. Facebook.com/3CITY BIKE POLO)


WISŁĄ ZAPYLA SIĘ WYBORNIE

(fot. Kamila Chomicz)

Ta moja podróż to właściwie kręcenie się po okolicy. Co zrobić gdy radiowy wymiar, a nie sportowy czy nawet turystyczny, są w niej najważniejsze. Barwna opowieść i niebanalni ludzie – tego szukam i znajduję dosłownie na wyciągnięcie ręki. Oto jadę na Wyspę Sobieszewską, stamtąd zamierzam pojechać na Mierzeję lub wzdłuż Wisły, jeszcze nie postanowiłem którą opcję wybiorę. Co zrobić, gdy prawie w momencie wyjazdy dostaję telefon od Kamili Chomicz z informacją, że z Wyspy Sobieszewskiej właśnie płynie do Gdańska kajakarz przebrany za pszczołę. Jak nie porozmawiać z takim oryginałem?

(fot. Kamila Chomicz)

W drodze na Wyspę Sobieszewską zahaczam o Klub Wodny Żabi Kruk, tam waśnie dopływa kajakarz-pszczoła. Jak się jednak okazuje Michał Janik nie jest przebrany za owada, tylko jego kajak jest w pszczelim odzianku. Michał płynie na rzecz dzikich pszczół, a jego projekt nosi nazwę „Zapylamy Wisłą”. Spływ Wisłą zawsze był jego marzeniem, udało się zrealizować je w tym roku. Za nim 1050 km, cała długość „Królowej Polskich Rzek”. Z Baraniej Góry dopłynął do Bałtyku w Sobieszewie i na zakończenie przypłynął do przystani Klubu Żabi Kruk w Gdańsku, gdzie rozmawiam nie tylko z Michałem ale też z Kamilą Chomicz oraz klubowymi wodniakami Przemkiem Siudymem i Stanisławem Sikorą. Mnie też kusi żeby oryginalnie spłynąć Wisłą, popedałować na rowerze wodnym, może jakimś retro?

(fot. Kamila Chomicz)


NIE WSZYSTKIE BIAŁE PTAKI TO MEWY

Samuel Sosnowski w rozmowie z Włodkiem Raszkiewiczem (Fot. W.Raszkiewicz)

Na Wyspie Sobieszewskiej spotykam się z ornitologiem Samuelem Sosnowskim. To prawdziwy gawędziarz, pasjonująco i z wielkim znawstwem potrafi opowiadać o jakiejś drobnej ptaszynie uwijającej się wśród zieleni. Samuel ostatnio postanowił zostać przewodnikiem przyrodniczym i organizuje wycieczki „na ptaki”.

Wieża widokowa w Rezerwacie Mewia Łacha w Ujściu Wisły. (Fot. W.Raszkiewicz)

Jedne z ciekawszych miejsc do obserwacji to oczywiście Ujście Wisły i Mierzeja Wiślana. Samuel intryguje mnie stwierdzeniami, że do ujścia „Królowej Polskich Rzecz” woli wybrać się od strony Mikoszewa, a nie Świbna, chociaż to od tej drugiej znajdziemy wieżę widokową i spotkamy na niej zawsze kogoś, pilnującego rezerwatu Mewia Łacha, ze sprzętem optycznym, przez który można spojrzeć na wylegujące się na piaszczystych łachach foki i ptaki gniazdujące na wydmach.

Widok z wieży w Rezerwacie Mewia Łacha. (Fot. W.Raszkiewicz)

Od strony Mikoszewa znajdują się za to wyspy pełne różnorodnego ptactwa. W takie miejsce najlepiej wybrać się z przewodnikiem przyrodniczym, który opowie o różnorodności gatunków i ptasich fenomenach, turyście dla którego wszystkie białawe ptaki nad morzem to mewy. Gdybyście mieli ochotę na eskapadę z ornitologiem to możecie dzwonić do Samuela pod numer 795-053-102, albo poszukać na Facebooku profilu Samuela Sosnowskiego.


TURYSTA ZE ŚLĄSKA I AFRYKI

Zupełnie niespodziewane spotkanie nad morzem zdarzyć się może. Tak to było z Tadeuszem Biedzkim, który mieszka w Katowicach. Dziwnym zrządzeniem losu spotykamy się nad Bałtykiem. Tadeusz jest dziennikarzem, pisarzem i przedsiębiorcą. Przyjechał na Pomorze, żeby odpocząć i jednocześnie, wraz z wydawnictwem Bernardinum z Pwelplina, przygotować promocję książki, która ukaże się jesienią. To swego rodzaju podsumowanie jego 30 lat podróży po Afryce. Urocze spotkanie, lubię rozmawiać z Tadeuszem. Wielowątkowa pogawędka, toczy się nie tylko wokół Czarnego Lądu, też zahacza o czarne złoto. Mowa o książce, nad którą obecnie pracuje, o górnikach. Ma być to odnowiony zbiór reportaży pisanych 40 lat temu, gdy górnictwo było najważniejszą gałęzią przemysłu, a teraz powoli staje się przeszłością.

Tadeusz Biedzki. (Fot. W.Raszkiewicz)


TU JEST PO PROSTU PIĘKNIE I DOBRZE

Gdy wchodzi się do domu Kasi i Michała Pielaszkiewicz odnosi się wrażenie, że ten dom jest swojski i wszystko jest w nim takie jak powinno być.

Kasia i Michał Pielaszkiewiczowie (Fot. W.Raszkiewicz)

Właściciele drewnianego domu w Mikoszewie nie kryją, że ich dom też ma duszę. – Codziennie rano, gdy schodzimy na kawę do kuchni, mamy nieodmienny zachwyt, że tu jest pięknie – mówi Kasia i nie ma w tym nic z nieskromności. Kiedyś już u nich byłem i wrażenie swojskości, przyjazności i bycia w odpowiednim miejscu powróciło. Kolejnym etapem podróży przez Mierzeję Wiślaną, ma być spotkaniem z instruktorką kąpieli leśnych Marzeną Żachowską. – Jeśli jest coś takiego jak terapia lasem, to czy może być coś takiego jak terapia domem? – zastanawiam się u Pielaszkiewiczów. I wyjeżdżam przekonany, że chyba tak, bo właściciele mówią, że nie chcą i nie mają gdzie jechać na wakacje, skoro u nich jest najlepiej. Nie ma w tym leniwej zasiedziałości, wręcz przeciwnie, jest witalność i energia.

Kasia i Michał Pielaszkiewiczowie (Fot. W.Raszkiewicz)

KOJĄCA MOC LASU

Marzena Żachowska (Fot. facebook.com/lesnezanurzenie)

Podobno już samo przebywanie w naturze i to zaledwie przez 20 minut, znacząco obniża poziom kortyzolu – hormonu stresu. O dobrodziejstwach płynących ze spaceru po lesie rozmawiam z Marzeną Żachowską. Marzena jest specjalistką od kąpieli leśnych. To coś więcej niż spacer, to uważne bycie w naturze, to chłonięcie lasu wszystkimi zmysłami. – To działa – mówi Marzena i potrafi przytoczyć setki badań na dowód, ale najlepszym dowodem jest ona sama. Zainteresowała się kąpielami, gdy przyszło wypalenie zawodowe, praktykowanie tej metody dało jej siłę i oddech. Co ciekawe, Marzena organizuje kąpielowe sesje dla leśników, a Lasy Państwowe promują regenerację w otoczeniu lasu. Wypoczywając na Mierzei Wiślanej możecie skorzystać z ekoterapii prowadzonej przez Marzenę Żachowską i ornitologa Samuela Sosnowskiego, propozycje znajdziecie pod linkiem www.facebook.com/lesnezanurzenie.

Plakat Lasów Państwowych promujący kąpiele leśne (Graf. Lasy Państwowe)

MEDIA GO LUBIĄ, Z WZAJEMNOŚCIĄ

Ciemne okulary, wojskowe amerykańskie moro, jedzie z fasonem przez miasto odkrytym Jeepem, a w głośnikach nastawionych na full brzmi „Dire Straites”. Wszyscy się za nim oglądają. Ta barwna postać ze Sztutowa to Tomasz Ołdziejewski – bursztynnik, bohater programu dokumentalnego „Złoto Baltyku”. Zabieram się z nim na przejażdżkę do letniej restauracji na ukraińskie pierogi, podobno najlepsze na świecie.

Tomek opowiada ze swadą o poszukiwaniach bursztynu na plaży, przygodach z mediami i swoim barwnym wizerunku. W rozmowie nie możemy pominąć jego rekordów z Księgi Guinessa i co mniej oczywiste, jego talentów kulinarnych.

DZIEWCZYNA OD MIECZA

Kolejny tydzień, ostatni etap podróży, jest eskapadą rodzinną. Dołączają do mnie mnie moja Gina i wnuk Borys. Zaczynamy przygodę pod Wejherowem, do którego dojeżdżamy z Gdańska koleją, a zamierzamy skończyć po tygodniu na Kaszubach.

Gina i Borys w SKM do Wejherowa (Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Zajeżdżamy do Leśnictwa Kąpino, gdzie u leśniczego Marcina Kowalskiego i jego żony Asi, odbywa się tzw gotowanie. Małżeństwo ma grupę znajomych, z którymi spotykają się żeby wspólnie coś upichcić i porozmawiać o kulinariach. Gotowanie poprzedza wycieczka piesza lub rowerowa i gdy zajechaliśmy pod leśniczówkę, towarzystwo było jeszcze w lesie na rowerach. Czas czekania na przyjaciół spędzamy na zajmującej rozmowie z Malwiną Orłowską. Malwina trzyma przy leśniczówce swoje konie. Nie dość, że jeździ konno, to jeszcze jest odtwórczynią historii, potrafi władać mieczem i bierze udział w wielu pokazach jako średniowieczny konny rycerz oraz, co być może najbardziej niezwykłe, jest kowalem. Konie podkuwa od 10 lat, ma mobilny warsztat-kuźnię w samochodzie i pod jej opieką jest 400 koni różnych hodowców z całego Pomorza.

Na zdjęciu Malwina Orłowska (Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

GOTUJE SIĘ W LEŚNICZÓWCE

Po jakimś czasie na podwórko leśniczówki zajeżdżają na rowerach znajomi Marcina i Asi. Za nimi 30 kilometrowa wycieczka po okolicznych lasach. Teraz pora na wspólne gotowanie. Grupa przyjaciół robi sobie takie spotkania raz na miesiąc, półtora miesiąca. Spotykają się za każdym razem u kogoś innego, określają temat wieczoru i każdy przygotowują jakąś potrawę na zadany temat. Tak jest już od 12 lat. Tym razem tematem są grzyby, jagody i bób czyli sezonowe składniki lata. Dla mnie to ich gotowanie jest zjawiskowym sposobem na podtrzymanie przyjaźni i oryginalnym sposobem na wspólne spędzanie czasu

Gotowanie u Asi i Marcina czyli sposób na swojskie spotkanie przyjaciół (Fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

OBFITE LEŚNE ZBIORY

Od Marcina wyjeżdżamy z zadaniem. W żartach skierowanych do Borysa leśniczy mówi, że powinniśmy jakoś odpracować kolację i nocleg. Zadaniem jest pozbieranie śmieci w lesie. Trzy lata temu Lasy Państwowe rozpoczęły akcję #zabierz5zlasu. Kampania ma pokazać wszystkim, jak dużym problem są śmieci w lesie. Polega ona na wybraniu się do lasu i zebraniu minimum 5 śmieci, następnie wykonaniu dokumentacji fotograficznej lub filmowej i podzieleniu się w mediach społecznościowych swoim zbiorem, jednocześnie nominując kolejne 5 osób lub instytucji do wykonania zadania. Akcja prosta i bardzo skuteczna. My nominujemy wszystkich słuchaczy.

Gina i Borys zadowoleni z leśnych zbiorów (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

GDY KRÓLÓW JESZCZE NIE BYŁO

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Następny przystanek to Osada Sławutowo i rekonstrukcja grodu z przełomu IX i X wieku. Pasjonaci historii, przebrani w lniane stroje z epoki opowiadają nam ciekawostki o zwykłym życiu w czasach, gdy na obecnych ziemiach Polski panował system plemienny. Poznajemy garncarza, tkaczkę, piekarza, kowala, zielarza, zwiedzamy 8 chat i poznajmy jak żyli i pracowali nasi przodkowie.

 

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

NIEZŁA JAZDA Z RUDĄ

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Kolejny dzień to Sławutówko, do którego zaprosiła nas Agata Niedziałek. Jak się okazuje, znana z anteny Radia Gdańsk architekt krajobrazu jest ogromną miłośniczką koni i właścicielką stadniny. Mamy szczęście, bo trafiamy na pokaz przygotowany przez uczestniczki wczasów w siodle. Przyglądamy się, jak konie jeżdżą jakby były w tańcu, i rozmawiamy z dumnymi rodzicami, którzy przyjechali na pokaz. – Posiadanie konia to nie tylko przyjemność, ale też obowiązek – mówi jako pierwsza trenerka Alicja Kowalska, a nas interesuje, dlaczego współcześnie jeżdżą przeważnie kobiety, na wczasach nie ma ani jednego chłopaka jeźdźca.

 

 

Agata Niedziałek pozwoliła Borysowi posiedzieć na koniu (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

STRASZNY KONIEC PODRÓŻY

To już koniec tegorocznej radiowej, rowerowej podróży w tempie 16 km/h. Średnia zresztą nam zmalała do 11-12 km/h. My mamy rowery elektryczne, Borys jechał na tradycyjnym. Po drodze zdarzały się strome długie i piaszczyste podjazdy, na których nasze rowery znakomicie dawały sobie radę. Co innego rower 9-latka, objuczony sakwami. Dla niego podjazd był praktycznie niemożliwy, trzeba było zejść z siodełka i prowadzić rower. Frajdą dla takiego dzieciaka jest przejechanie góra 30 km dziennie, potem może być to problematyczne. Taki wniosek wynika z naszego rodzinnego eksperymentu. Jest jeszcze jeden, być może najważniejszy: gdy planujecie wycieczkę z dzieckiem, to raczej omijajcie drogi asfaltowe. Nam zdarzały się odcinki, które trzeba było przejechać w ruchu samochodowym i to nie było przyjemnością. Więcej przy tym martwienia się o dziecko, wsłuchiwania w nadjeżdżające auta i zwracania na nie uwagi, czy nie jadą zbyt prędko, czy miną nas z odpowiednim dystansem. Zamiast przyjemności mieliśmy stres.

Park Ewolucji w Sławutówku (fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Na szczęście już jesteśmy na Kaszubach, w wynajętym domku rozpoczynamy wakacje i wspominamy jeszcze jedno miejsce, które odwiedziliśmy, głównie ze względu na wnuka. To Park Ewolucji w Sławutowie. Tam w trzech kinach przeżywaliśmy podróż w czasie i przestrzeni, zanurzając się batyskafem w głębiny morskie czy pędząc szaloną kolejką przez podziemia. Wszystko się trzęsło, woda bryzgała, a zombi i rekiny chciały nas zjeść, ale wyszliśmy z tej przygody z uśmiechem.

(fot. Radio Gdańsk/Włodzimierz Raszkiewicz)

Włodzimierz Raszkiewicz

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj