Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska

Gościem Rozmowy kontrolowanej przez Agnieszkę Michajłow był prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Prowadząca pytała m.in. o sprzedaż żurawi w Stoczni Gdańsk oraz o wyrok ws. Grudnia 70.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie prezydencie. Witam.
Paweł Adamowicz: Dzień dobry Pani redaktor. Dzień dobry Państwu.

AM: Zacznijmy od grudnia ’70. Trzeba było 24 lat od obalenia komuny, by osądzić sprawę grudnia ’70. Sprawę bezsensownego strzelania do bezbronnych ludzi. Trochę to długo, prawda?
PA: Długo i myślę, że odczucie każdego z nas, przeciętnego obywatela jest takie, że stanowczo za długo. My nie musimy wchodzić w różne meandry prawne, proceduralne. Dlaczego się składy sędziowskie zmieniały, dlaczego ta procedura karna jest tak rozległa. Bo mamy w pamięci różne obrazy, chociażby sądów amerykańskich, które często w ciągu roku, dwóch od popełnienia przestępstwa podejmują wyroki. Więc za długo.

AM: Ale dlaczego współczesna wolna Polska nie mogła sobie poradzić z kilkoma procesami sądowymi? Niektórzy mówią, że to celowe działanie, że wciąż gdzieś w ludziach ta komuna trwa.
PA: Komuna, jak mówił śp. ksiądz profesor Józef Tischner homosowietikus pewnie w wielu z nas jeszcze tkwi. Chociaż na takie sformułowanie każdy z nas może się obruszyć i mieć wyrzut, ale coś w tym jest. To jest jakby jedna strona. Myślę, że to też jest kwestia, że tak jak w każdym postępowaniu, liczy się lider. Czyli w tym przypadku sędzia, przewodniczący składu orzekającego, który nadaje tempa, ma wizję. Oczywiście proszę zauważyć kto z nas wie, kto był przewodniczącym składu sędziowskiego. W polskim wymiarze sprawiedliwości sędziowie generalnie są anonimowi. W amerykańskim wymiarze sprawiedliwości sędziowie i prokuratorzy to, nie chcę powiedzieć, że celebryci, ale poniekąd takie funkcje publiczne pełnią. W związku z tym podlegają ocenie, tak jak każdy na scenie publicznej. I ta ocena jest swego rodzaju i kontrolą, i motywacją do szybkiego działania.

AM: Pan wrócił ze Stanów i teraz podaje Pan tę Amerykę za przykład. Co by władze publiczne w Ameryce zrobiły z takimi historycznymi dźwigami jak te w Stoczni Gdańskiej, które właśnie zostały sprzedane Synergii?
PA: Gdybyśmy żyli w Stanach Zjednoczonych, to prawdopodobnie każdy z tych dźwigów, może nie od razu, by znalazł sponsora. Czy to korporację, czy firmę dużą, małą, średnią. Tudzież oddolna inicjatywa obywatelska spowodowałaby, żeby np. jeden z dźwigów został wykupiony ze składek, datków samych obywateli. Kiedy chodziłem po Central Parku, proszę sobie wyobrazić, że każda ławka, z wyjątkiem ławek stojących przy wejściu do parku, miały tabliczki. Każda ławka została kupiona i sprezentowana przez jakiegoś nowojorczyka.

AM: Ale w Polsce to musiałoby miasto kupić, tak? W Gdańsku, w takich realiach. Bo sponsorów na to brak? Nie można ich znaleźć?
PA: Nie. Moim zdaniem sponsorów jest coraz więcej w różnych dziedzinach. Tylko, że w Polsce nie ma jeszcze atmosfery wdzięczności wobec sponsorów. Dużych, małych i średnich.

AM: Panie prezydencie, miasto mówi, że dba o sprawy tych żurawi. A jak tak dalej pójdzie, to w końcu Synergia sprzeda te żurawie jakimś firmom, gdzie już nigdy nie będziemy mieć na to wpływu.
PA: Ustalmy jedno: miasto, a dokładnie architekci miejscy od ponad roku dokładnie policzyli wszystkie dźwigi. Wiemy, które chcemy kupić, które są najważniejsze z punktu widzenia walorów krajobrazowych.

AM: Między innymi te, które zostały właśnie sprzedane?
PA: Tak jest. Tylko te, które zostały sprzedane. Oczywiście nie mamy wszystkich danych. Również i wy nie macie wszystkich danych.

AM: To dlaczego miasto jest takie zaskoczone?
PA: Ja też jestem bardzo zaskoczony. Co tu dużo mówić, mam pretensje do prezesa Stoczni Gdańskiej. Pomagamy stoczni bardzo mocno. Jak każdy podmiot gospodarczy, miewa ona różne kłopoty finansowe. I miasto Gdańsk wobec tej stoczni stosuje bardzo ulgową taryfę. I powiem szczerze, mogę to publicznie powiedzieć. Mam pretensje, że dowiaduję się z gazet, z prasy o tym, że stocznia sprzedaje dźwigi. Kiedy jest między nami umowa pisemna, dżentelmeńska. Również, że będziemy mieli prawo pierwokupu, że będziemy informowani.

AM: Ale gdyby Pan się dowiedział, że sytuacja finansowa stoczni jest taka, że oni muszą to sprzedać. By Pan tak w 5 minut kupił? Pewnie nie.
PA: Gdybym znał wszystkie okoliczności, mógłbym to ocenić. Natomiast dzisiaj po faktach wiemy jedno. Dźwigi zostały sprzedane nie po to, żeby je zezłomować. To jest dobra, a nawet bardzo dobra wiadomość. Te dźwigi dalej będą pełnić funkcję przemysłową. Powiedzmy więcej. Dla Gdańska najważniejsze są dźwigi, które pracują. Dźwigi jako eksponaty jest to wizja również nam bliska, ale, powiedzmy szczerze, kosztowna i która jest ostatecznym rozwiązaniem.

AM: Panie prezydencie, a to że te dźwigi kupiła Synergia 99, która należy do Państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu, to daje jakąś gwarancję czy nie Pana zdaniem?
PA: Jeżeli jest prawdą, chociaż ja nie znam składu udziałowców Synergii, że Agencja Rozwoju Przemysłu czy agencja rządowa jest ważnym udziałowcem Synergii i wydaje pieniądze swoje, ale też publiczne na zakup dźwigów. Czyli raczej te dźwigi kupiła po to, żeby one dalej pełniły funkcję przemysłową. Żeby były elementem produkcji przemysłowej stoczniowej czy innej.

AM: Ale Pan dobrze wie, że raczej to chodzi o formę pomocy stoczni? Przecież to nie są wcale takie opłacalne urządzenia. To nie jest taki chodliwy towar.
PA: Ale z tego, co się mówi na mieście, owszem jest to pomoc pewnie wydatna dla Stoczni Gdańskiej i to jest dobra wiadomość. Ale na pewno te dźwigi będą dalej służyły produkcji w stoczni. To też jest dobra wiadomość. Natomiast jeśli chodzi o te dźwigi, które nie będą już służyły produkcji, to jeden z takich dźwigów my właśnie w tej chwili kupujemy. Dokładnie poleciłem dyrektorowi Zarządu Dróg i Zieleni, to jest nasza jednostka miejska, która właśnie w tej chwili negocjuje warunki zakupu pierwszego dźwigu za pieniądze publiczne.

AM: To jest dźwig N15. To jest taki charakterystyczny z napisem, tak?
PA: Tak. Tylko pamiętajmy, że jak mówimy o dźwigach, a w Radiu Gdańsk bardzo dużo na ten temat mówicie, za co jestem bardzo wdzięczny, to mówcie równocześnie o drugiej stronie medalu. Nie ma lunchów za darmo. Kupując dźwigi, będziemy mieli też coroczne, stałe obciążenie finansowe związane z utrzymaniem tych dźwigów.

AM: Jak to niektórzy mówią, kosztowna sterta złomu.
PA: To też jest element nie tylko dziedzictwa, ktoś może nie lubić dziedzictwa, ale też bym powiedział pewnej atrakcji, części tożsamości Gdańska. Więc są tutaj też walory kulturowe i walory turystyczno-krajobrazowe, które też jakoś się przekładają na produkt turystyczny, dający się wyliczyć również w złotówkach. Ale mówmy o tym, że to są pewne koszty. Mówmy też o tym, że być może ci spośród nas, którzy są fanami dźwigów. Może różni oddolnej inicjatywy podejmą się właśnie akcji zbiórkowej na zebranie jakichś pieniędzy. Ja nie mówię jak dużych, ale jakichś pieniędzy na zakup kolejnego dźwigu. Również liczę na to, że Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którego przedstawiciele tak często i chętnie na temat dźwigu się wypowiadają, i ministerstwo na ten zakup kolejnych dźwigów wyłoży kilkaset tysięcy złotych.

AM: A skoro jesteśmy przy temacie stoczniowym, to jeśli chodzi o napis „im. Lenina”, to Pan sobie już go odpuścił na stoczni?
PA: Napis, jak i część bramy nr 2, drogi do wolności, tej części, która jest przy Europejskim Centrum Solidarności będzie podlegać rewitalizacji na czas oddania do użytku w czerwcu 2014r. siedziby Europejskiego Centrum Solidarności. Napis, moim zdaniem, w jakiejś perspektywie, trudno powiedzieć czy za rok, dwa czy pięć na pewno wróci, bo te emocje opadną. Sami odczujemy, że czegoś brakuje w tej bramie, która dzisiaj w niczym nie przypomina tej bramy z sierpnia 1980r. Na pewno ja nie będę się tłukł o tę sprawę, bo mam rejestr ważniejszych spraw.

AM: Dziękuję bardzo za rozmowę.
PA: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj