Marek Formela, szef SLD w Gdańsku

– To zmiana merytoryczna, ale i emocjonalna. Marek Biernacki ukoi skołatane nerwy premiera – w ten sposób szef gdańskiego SLD Marek Formela skomentował wybór posła PO z Pomorza na stanowisko ministra sprawiedliwości.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry. Witam w studiu.
Marek Formela: Dzień dobry. Witam.

AM: Zacznijmy od można by powiedzieć naszego wspólnego znajomego, czyli Marek Biernacki. Dziś zaprzysiężony na Ministra Sprawiedliwości. Powie Pan o nim coś dobrego czy nie da się nic dobrego powiedzieć?
MF: Myślę, że będzie dobrym ministrem. Marek Biernacki jest politykiem o wytłumionych emocjach, o określonym światopoglądzie. Ale doskonale, co pokazują chociażby prace Komisji Olewnika, potrafi porozumiewać się z posłami i politykami innych orientacji. I ujawnił, że szukanie tego co wspólne nie jest obce jego naturze. Z kolei jako Minister Spraw Wewnętrznych w rządzie Jerzego Buzka wprowadził plastikowy dowód, którym się posługujemy do dzisiaj. W tej sprawie też wykazał dużo determinacji i tę decyzję osobiście przeprowadził. Sądzę, że dla rządu Donalda Tuska to jest zmiana jakościowo dobra. Dobra pod względem merytorycznym i emocjonalnym. Skołatane nerwy premiera…

AM: Skołatane, tak?
MF: Skołatane.

AM: A ma Pan takie poczucie, że Marek Biernacki nie zostaje ministrem dlatego że jest fachowcem, tylko dlatego że jest konserwatystą i pasuje do sytuacji?
MF: To nie ma znaczenia. Premier rządu ma prawo korzystać z całego swojego zaplecza i komponować rząd. A ten rząd, co warto przypomnieć, jest autorskim pomysłem premiera Tuska. I premier wziął pełną odpowiedzialność za jego kompozycję. A zatem także za jego funkcjonowanie. Więc sięgnięcie po Marka Biernackiego, który jest jednym z czołowych przedstawicieli skrzydła konserwatywnego, oznacza, że premier znakomicie lawiruje w porę w różnych frakcjach swojego ugrupowania.

AM: A propos rządu, czy to prawda, że Leszek Miller się trochę przygotowuje do wejścia do rządu razem z Donaldem Tuskiem?
MF: Nieprawda.

AM: Podobno chodzą takie informacje po Warszawie.
MF: To są informacje, które mają charakter informacji barowych. Nie ma żadnych informacji, które miałyby wartość inną, niż plotkarską.

AM: Ale SLD nie chciałoby wejść do rządu? Zamiast PSL albo do PSL.
MF: W tej chwili są zbyt poważne różnice programowe, żeby SLD wszedł do rządu firmowanego przez liberalną partię. Nie wyklucza to współpracy przy różnych rozwiązaniach dyskutowanych w sejmie, ale w tej chwili, teraz kiedy rozmawiamy, przy tych rozbieżnościach koalicja programowa jest praktycznie wykluczona.

AM: Ale co na przykład jest takie?
MF: 1 maja byliśmy w różnych miejscach i ten spór o miejsce pracy, o rolę pracownika, uprawnienia pracownicze, płacę minimalną zbyt mocno i zbyt głęboko różnicuje nasze ugrupowania. Natomiast gdyby Pani mnie zapytała o moje wewnętrzne przekonanie…

AM: No to pytam.
MF: To wydaje mi się, że Polska może zbliżyć się do takiego momentu. Wiele zależy od tego jakie będą decyzje wyborcze. Że porozumienie kapitału, rynku, które reprezentuje PO i wrażliwości społecznej i pracy, które stara się bardzo silnie eksponować SLD.

AM: Od niedawna.
MF: Każda partia dokonuje jakiegoś wyboru. I ten wybór w przypadku SLD jest naturalny, więc takie porozumienie, taki alians kapitału i pracy może przy tym rozedrganym społecznie klimacie w Polsce być za dwa lata rozwiązaniem na miarę dużej koalicji. Dzisiaj jest to wykluczone i takie rozmowy nie są prowadzone.

AM: I pewnie jest trochę jeszcze za szybko, bo chyba się nie szykują kolejne wybory.
MF: Leszek Miller nie szykuje się do rządu Donalda Tuska.

AM: Już niech tak będzie.
MF: Mimo że panowie ze sobą często rozmawiają.

AM: A teraz się dowiedziałam, że będzie SLD nas uczył jak mamy obchodzić święta narodowe. Nas i prezydenta. Jakaś ustawa będzie specjalna.
MF: Prezydentowi mogą się przydać repetycje, bo był łaskaw powiedzieć, że Konstytucja 3 maja była drugą w Europie.

AM: To chyba przejęzyczenie.
MF: No, przejęzyczenie, ale wszyscy się czepiamy przejęzyczeń.

AM: Na to ustawę robić?
MF: Była pierwszą w Europie, a drugą na świecie. Jest to wyraz rozczarowania, jak sądzę, kolegów z zarządu krajowego SLD sposobem reagowania i wrażliwości prezydenta.

AM: Ale przepraszam Panie przewodniczący, czy wy się dziwicie, że Bronisław Komorowski nie organizuje pochodu majowego? Bo ja się nie dziwię.
MF: Pani redaktor, tylu zacnych obywateli w latach 80 uczestniczyło w pochodach pierwszomajowych, a dzisiaj uczestniczą w innych pochodach. Lepiej się odnajdują w innych okolicznościach historycznych.

AM: Ale może chcą się sami odnajdywać w innych okolicznościach, a nie w pochodzie pierwszomajowym.
MF: I święto flagi zostało ustanowione jakimś aktem prawnym wyższego rzędu. I 1 maja nie jest świętem, które należałoby lekceważyć. Dzisiaj, zwłaszcza w Polsce, w której jest 2,3 miliona bezrobotnych. Więc warto zerknąć co się działo w Berlinie, w Paryżu. To jest ważne święto, które ma tradycję wywodzącą się jeszcze z oporu.

AM: Wy teraz chcecie nas zmusić, żebyśmy chodzili w pochodach pierwszomajowych?
MF: Proszę do mnie Pani redaktor nie mówić „wy”

AM: Wy, koledzy z SLD.
MF: W mojej skromnej ocenie regulowanie tych spraw ukazem, ustawą czy uchwałą sejmową jest cokolwiek nieznośne dla demokratycznego ładu. SLD w Gdańsku zaproponował inny sposób debatowania o naszej wspólnej przestrzeni i 1 maja zaprosiliśmy Gdańszczan na bezpłatny przejazd autobusem.

AM: Właśnie. To porozmawiajmy o tym. Chcielibyście żeby była częściowo bezpłatna komunikacja, tak?
MF: Częściowo bezpłatna.

AM: Dla studentów, dla bezrobotnych…
MF: …dla emerytów.

AM: A ja się pytam, bo świetny pomysł, kosztem czego?
MF: Chciałbym przede wszystkim powiedzieć, że bezpłatna nie znaczy darmowa. Pani nie, bo Pani nie mieszka w gminie Gdańsk, ale wielu z nas mieszkających w gminie Gdańsk płaci określoną część podatku dochodowego, a firma określoną część CIT na rzecz budżetu Gdańska. I dokonywanie wyboru w obrębie trzy miliardowej kwoty jest przywilejem, ale też i zobowiązaniem władz publicznych. W naszej ocenie koszty pewnej rewitalizacji społecznej, ułatwienia życia w Gdańsku warto ponieść. Przykłady wielu miast europejskich. No, nie tylko europejskich.

AM: Nie tak wielu. Ale kilku.
MF: Nie kilku, a kilkudziesięciu małych, a także dużych jak Tallin, ale też takich jak Brighton, Sheffield, Baltimore. Takich miast jest dużo i to są eksperymenty, które mają w wielu przypadkach pobudzić życie gospodarcze i aktywność społeczną. Ułatwić dostęp do pracy. Wydaje nam się, że proponując pozytywny namysł nad ideą bezpłatnej komunikacji zmuszamy też rządzących gdańskich do przemyślenia tej koncepcji.

AM: Czyli Pan mówi nie żeby był mniejszy ruch w mieście, ale żeby bezrobotni mogli się poruszać?
MF: Oczywiście oznacza to także inne obciążenie infrastruktury, inne przepływy komunikacyjne, zwiększenie znaczenia komunikacji publicznej. To jest cały kompleks spraw. Jeżeli wykluczamy w ogóle takie myślenie, bo mówimy, że nie ma nic za darmo, to wykluczamy się z szukania zupełnie nowych rozwiązań. O których się już w tej chwili coraz powszechniej nie mówi.

AM: Koszty tego przedsięwzięcia do Pana nie przemawiają?
MF: Nie, nie przemawiają. Ponieważ w budżecie miasta, który opiewa na około trzy miliardy złotych można dokonać takich wyborów, które uczynią gminę bardziej przyjazną. A życie w niej łatwiejszym dla obywateli.

AM: Tak, tylko pytam kosztem czego? Na przykład, żeby przesunąć pieniądze na ten rodzaj komunikacji kosztem czego? Gdzie, komu zabrać? To zawsze tak trzeba robić.
MF: Nikt nikomu niczego nie chce zabierać. Mówimy o kwotach, które w jakiejś części mieszczą się też w polityce społecznej gminy.

AM: Ale dzisiaj jak Pan patrzy na miasto jako całość?
MF: Pani redaktor, gmina nie jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Gmina jest wspólnotą obywateli. I jeżeli obywatele chcieliby zadecydować, że takie rozwiązanie byłoby dla nich korzystne. Na przykład korzystniejsze dla nich niż budowanie teatru szekspirowskiego, stadionu. Uciekanie w inwestycje, czyli w koszty.

AM: Pan taki fan Lechii znowu z tym stadionem.
MF: Czy ja jestem fanem Lechii?

AM: Już nie.
MF: Ja lubię gdańską Lechię, ale oglądanie gdańskiej Lechii to jest udręka. To jest klub, który jest przyzwoicie zorganizowany, zasilany przez wiele spółek publicznych, budżet Gdańska. I w którym piłkarze mają obowiązek odpłacić to publiczności.

AM: No nie idzie im teraz.
MF: Nie idzie, bo być może jest za dużo importowanych zawodników o zupełnie innej filozofii funkcjonowania w sporcie, niż ta która byłaby potrzebna na stadionie czy w barwach biało-zielonych. Więc duże zadanie przed trenerem Kaczmarkiem, żeby śmiało sięgnął po gdańskich graczy i nie bał się eksperymentów. Lechii nie grozi spadek. Lechia jest w bezpiecznym miejscu, a opłacanie rentierów nie wydaje mi się bezsensowne. Tym bardziej, że sporo środków publicznych i z budżetu Gdańska, i ze spółek publicznych tworzy budżet klubu.

AM: Czytam czasem Pański portal wybrzeże24.pl i jak ostatnio weszłam i zobaczyłam taki artykuł, chociaż właściwie artykuł to za dużo powiedziane, „Robota w Brukseli za 32 tysiące miesięcznie netto”. Tutaj oczywiście o Marku Siwcu, Robercie Kwiatkowskim, Ryszardzie Kaliszu. Jak rozumiem, Marek Siwiec jest europosłem. I tam pełno takich śpiących europosłów. To pomyślałam sobie, że nie daj Boże się Panu narazić.
MF: Dlaczego? Tak wygląda Europarlament.

AM: Pan już teraz nie lubi tych swoich kolegów z SLD do niedawna.
MF: Marek Siwiec, jak się Pani dzisiaj mogła zorientować i dowiedzieć, został prezesem wybrany przez własne…

AM: …stowarzyszenia.
MF: Przez własnych pracowników mówiąc wprost. Więc ja mam takie wrażenie, że manewr, który wykonali nasi byli koledzy o bardzo bogatym lewicowym lub, gdybym użył języka bliskiego wielu środowiskom, postkomunistycznym życiorysie znakomicie by się chcieli odnaleźć w warunkach brukselskich. Więc warto, żeby ludzie wiedzieli jaki rodzaj pracy chcą…

AM: A myśli Pan, że to lewicy pomoże to ścieranie się?
MF: To na pewno jest olbrzymi problem dla lewicy. Bo zamiast przygotowywać się spokojnie do kongresu, musimy wyjaśniać motywy postępowania naszych do niedawna kolegów. Wydaje się, że znacząco osłabł zapał Aleksandra Kwaśniewskiego.

AM: To Pana musi strasznie cieszyć, bo Pan od jakiegoś czasu jest jego „nie-fanem”.
MF: Nie-fanem? Mnie cieszy to, że Aleksander Kwaśniewski zaczyna dostrzegać, że ta inicjatywa jest inicjatywą cokolwiek kuriozalną. Bardziej towarzyską niż polityczną.

AM: Skąd Pan to wie?
MF: Pojawiły się dzisiaj też takie informacje z których można wnioskować, że utrata szans na prace w Brukseli spowodowała, że Aleksander Kwaśniewski…

AM: On mówi, że podlega ciągle czarnemu PR i już się do tego przyzwyczaił.
MF: No nie sądzę. Raczej jest ulubieńcem. Z tym czarnym PR bym nie przesadzał. Od wielu lat jest raczej politycznym celebrytą goszczonym wszędzie i chętnie.

AM: Dziękuję bardzo.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj