Jacek Kurski, europoseł Solidarnej Polski m.in. o referendum w Warszawie

– Nadmierne upolitycznienie i wejście w to referendum, które miało wysoką frekwencję Prawa i Sprawiedliwości bardzo zraziło byłych wyborców Platformy Obywatelskiej, powiedział Jacek Kurski w programie Rozmowa kontrolowana.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry panie pośle, witamy.
Jacek Kurski: Witam panią, witam Państwa.

AM: Bitwa Warszawska przegrana? Hanna Gronkiewicz-Waltz nie została odwołana?
JK: Zależy przez kogo przegrana. Wydaje nam się, że nadmierne upolitycznienie i wejście w to referendum, które miało taki naturalny, oddolny szwung, noszenie i wysoką frekwencję, PiS-u bardzo upolityczniło i zraziło tych byłych wyborców już Platformy, którzy już nie chcieli Platformy, już nie chcieli Hanny Gronkiewicz-Waltz, ale jeszcze za Chiny Ludowe nie chcieli grać w orkiestrze PiS-u i uznawać kierowniczej roli PiS-u.

AM: Niesamowite. To tylko PiS upolitycznił to referendum, tak?
JK: Wydaje mi się, że tak, dlatego że inne partie w tym na przykład Solidarna Polska popierały, ale nie pchały się na sztandar ze swoim szyldem. Myśmy zauważyli z Ludwikiem Dornem, poszliśmy w czerwcu po jednej Kawie na ławie na Plac Zamkowy, w godzinę zebraliśmy 260 podpisów. Widzieliśmy, że jest potworne silne noszenie i po prostu nie trzeba tego psuć. No lepszy jest wrogiem dobrego.

AM: A może nie pomogła ta dziwna koalicja PiS-u, Solidarnej Polski, Ruchu Palikota, Piotra Ikonowicza?
JK: Pani redaktor, nie da się w mieście, w którym 60% ludzi głosowało na Platformę odwołać prezydenta z Platformy bez zmobilizowania wszystkich, mało tego bez zmobilizowania nawet części byłych wyborców Platformy, i o to mam pretensje do PiS-u, że oni byli gotowi pójść na referendum, ale widząc, że to jest nieoddolne referendum, tylko zawłaszczone mordobicie między PiS-em a Platformą, po prostu nie chcieli uznawać kierowniczej roli PiS-u i grać w orkiestrze Jarosława Kaczyńskiego.

AM: Ale pan to zawsze znajdzie winę w PiS-ie i w Kaczyńskim. Mówi się, że Miller pomaga Platformie, ale SP taką postawą też pomaga trochę Platformie, prawda?
JK: Ale jaką? No przecież myśmy apelowali…

AM: No krytykowaniem PiS-u.
JK: No ale krytykowanie to jest diagnozowanie. Ja nie tracę nadziei na porozumienie na całej prawicy, ale to wymaga pewnego… dlatego ja broń Boże, nie krytykuje w sensie jakimś napastliwym, czy nienawistnym. Ja diagnozuję twardo na czym polega dzisiaj problem polskiej prawicy. On polega na tym, że główna partia opozycyjna chce wszystko zawłaszczyć, chce wszystko kontrolować. Trzy przykłady z ostatnich dwóch – trzech tygodni: demonstracja Solidarności stutysięczna, olbrzymi żywioł, gigantyczne poparcie, ale niekontrolowane przez PiS. Co robi PiS? Włącza się? Nie. Zakazuje swoim członkom pójścia tam, ogłasza bojkot, a Jarosław Kaczyński przemawia do pustego URM-u w groteskowy zupełnie sposób. Drugi przykład – groźba 20-tu, 16-tu procent Solidarnej Polski na Podkarpaciu no to lincz, operacja specjalna, ulotki…

AM: Pan swoje, jak zwykle.
JK: I trzecie – Warszawa, czyli ten żywioł, którego PiS niekontrolował i nagle okazuje się, że to musi być zawłaszczone, musi być tutaj PiS-u. W ten sposób się nie da budować zwycięstwa prawicy, w ten sposób się nie buduje drużyny. Tylko o to mi chodzi…

AM: No dobrze, ale przy tym referendum była bardzo duża aktywizacja akurat elektoratu PiS-u, więc może gdyby nie PiS, to wcale tak wiele osób nie poszło by do głosowania. Skąd pan to wiedział?
JK: Pani Agnieszko, bo ja w tym biznesie robię trochę dłużej niż pani.

AM: Biznes…
JK: Otóż…

AM: Myślałam, że pan traktuje to jako misję, a pan tu jako o biznesie.
JK: Złapała mnie pani za słówko w momencie, kiedy chodziło o kolokwialną metaforę, doskonale pani wie, że traktuję to jak służbę…

AM: Panie pośle…
JK: …ale myśli pani nie pozwoliła mi skończyć. Otóż w tym sensie się pani myli, że PiS i tak by poszedł. No przecież elektorat PiS-u od sześciu lat, od siedmiu lat, po sześciu kolejnych klęskach, dyszy nadzieją „Kiedy wreszcie się Platformę pokona?” Przy czym elektorat PiS-u i tak by na to referendum poszedł. Natomiast nie poszli ci, którzy chcieli iść, ale zobaczyli, że grają w orkiestrze PiS-u. I tutaj zabrakło tych trzech procent. Gdyby pani to politologicznie przestudiowała, to proszę zwrócić uwagę – we wszystkich sondażach mówiło się, że 75% pójdzie odwołać Hannę Gronkiewicz Waltz. Okazało się, że 95%.

AM: To prawda.
JK: Co to oznacza? Że ci którzy chcieli pójść, a i bronić Hanny Gronkiewicz-Waltz, czyli wyborcy Platformy zorientowali się, że to jest bijatyka PiS-u z Platformą i nie poszli.

AM: Tak jest za każdym razem.
JK: Gdyby PiS się tak nie angażował, to byśmy odwołali tą Gronkiewicz-Waltz.

AM: Dobrze, a to jest ostatnia wojna wyborcza, czy kolejna to wybory do Parlamentu Europejskiego?
JK: Tak, tak.

AM: I jak to będzie z wami? Pan z Warszawy startuje słyszałam?
JK: To jeszcze nie jest przesądzone, ale jest taka presja oddolna w partii, żeby te najmocniejsze nazwiska poszły na największe, najbardziej demograficznie…

AM: A nie jest po prostu tak, że jeśli w ogóle weźmiecie mandat, to tylko macie szansę z Warszawy albo ze Śląska, i dlatego pan ze swojego kochanego Warmińsko-Mazurskiego przenosi się do Warszawy na listę?
JK: Ja jestem tutaj służebny, żeby wrócić do pani złapania mnie tutaj za słowo. Służebny wobec partii. Partia mówi, że najlepsze nazwiska: Ziobro, Cymański, Kempa, Kurski, Dorn muszą iść największe okręgi. Warszawa jest trzecim pod względem potencjału demograficznego, więc nie wykluczamy, ale jeszcze nie ma decyzji w tej sprawie.

AM: Ale będzie walka na wyniszczenie pana zdaniem po prawej stronie?
JK: No ja bym nie chciał. Dlatego przytoczyłem te trzy przykłady, kiedy PiS po prostu tak bardzo wszystko musi kontrolować, monopolizować, zawłaszczać, żeby przestrzec kolegów z PiS-u, że w ten sposób niczego nie wygramy. My musimy wygrać, dlatego lepiej współpracować i odwołać się do przyjaznych konkurencji, a może nawet zrobić wielką koalicyjną listę prawicy, dlatego żeby pokonać prawicę.

AM: Gowin, Kurski, Ziobro, Kaczyński, kto tam jeszcze?
JK: No, może w nieco innej kolejności, ale dumaj, Grisza dumaj. Bardzo dobrze, pani Agnieszko, pani idzie.

AM: Dobrze. Internetowy rejestr pedofilów – wyczuliście zapotrzebowanie? Zbigniew Ziobro, pan to tam w tle pewnie przygotowywał, tak?
JK: Pani Agnieszko, czy pani może kiedykolwiek coś dobrego o politykach powiedzieć? Jeżeli robimy coś naprawdę dobrego, mądrego i potrzebnego, to dlaczego pani mówi, że wyczuliśmy zapotrzebowanie?

AM: A nie jest taki czas, że wszyscy mówią o pedofilach, więc wsadźmy ich wszystkich do internetu?
JK: Politycy są od emanacji i realizacji pomysłów, które załatwiają ważne sprawy ludzi. Akurat kwestia pedofilii w Polsce jest bardzo źle uregulowana, i nie tylko na poziomie tego, że wychodzą teraz pedofile i w warunkach recydywy gwałcą dzieci ponownie, czyli państwo jest tutaj bezsilne, ale i na tym poziomie, o którym mówimy – my uważamy, że nauka już to stwierdziła, że pedofilia, zachowania pedofilskie, nie da się z nich wyleczyć, one są dożywotnie. Można je rozwadniać, można je osłabiać, ale one pozostaną, w związku z czym nie ma innego wyjścia niż izolowanie pedofilów od miejsca kontaktu z dziećmi, stąd krajowy rejestr pedofilów…

AM: No dobrze, ale pan mówi o izolowaniu, a izolowanie to nie jest to samo, co umieszczenie nazwisk, wizerunków, danych w internecie.
JK: Ale skąd?

AM: No panie pośle, to są zupełnie dwie inne kwestie, tak? Pan chce zorganizować polowanie na czarownice.
JK: A skąd dyrektor szkoły, przedszkola, skąd rodzice, którzy oddają swoje dzieci na trening sportowy, czy na jakieś obozy, kolonie mają widzieć, że taki a taki jest pedofilem. Przecież dzisiaj jest powszechnie tak…

AM: …no przecież wiele jest skazanych, można donosić zaświadczenia o niekaralności?
JK: I co z tego, że jest? Ale kto je donosi? No przecież rejestr skazanych jest wydawany, i przynosi zaświadczenie potencjalny pedofil. Przecież on może to sfałszować. Przecież ilu ludzi, ile razy się okazywało, że wychowawca był skazanym pedofilem i nikt się tym nie zainteresował.

AM: A pan naprawdę ma przekonanie, że jak wy umieścicie te nazwiska i twarze w internecie, to to coś da? Pan w to wierzy?
JK: To da możliwość przede wszystkim rodzicom, żeby sprawdzić, czy potencjalne miejsce zagrożenia dziecka jest takim miejscem. W związku z czym to jest informacja dla rodziców: „Nie ma rzeczy ważniejszej niż komfort, bezpieczeństwo dzieci odczuwane przez ich rodziców”. I zabezpieczenie tego bezpieczeństwa, dostarczenie tego komfortu im. I od tego są politycy.

AM: Minister Sprawiedliwości też wyczuł zapotrzebowanie bo tutaj „Rzeczpospolita” pisze na pierwszej stronie, że zaproponują przepisy, które uniemożliwią, pozbawią prawa wykonywania zawodu ludzi, którzy byli skazani za pedofilię, więc idziecie razem.
JK: Nie razem, bo myśmy ten projekt ogłosili już trzy tygodnie temu. Zmiana w ustawie, która wprowadzi dożywotni zakaz zajmowania jakichkolwiek funkcji związanych z dziećmi pedofilom, osobom skazanym za pedofilię, bo powtarzam – z tych skłonności się nie da wyleczyć, więc w związku z tym trzeba izolować tych ludzi.

AM: No dobrze panie pośle, jak pan ocenia postawę biskupów w sprawie pedofilii w kościele?
JK: No, młyny Kościoła mielą wolną, ale już w końcu w słuszną stronę. Ta reakcja arcybiskupa Michalika była rzeczywiście przy jego, pewnie nie złych intencjach, ale to jednak wyszło chlapnięcie straszliwe, tym nie mniej te trzy dokumenty, które przyjął episkopat, idą w dobrą stronę i polski Kościół pod tym względem zaczyna iść w dobrą stronę. Oczywiście pewnie za wolno, ale dobrze, że już idzie.

AM: Dziękuję bardzo, do usłyszenia.
JK: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj