– Dla ratownika to był najtrudniejszy weekend od wielu lat. Przez to, że kąpieliska Zatoki Gdańskiej i Pomorza są dość dobrze zabezpieczone, to skończyło się bez tragedii, mówił w Radiu Gdańsk Marcin Burda prezes Sopockiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
W miniony weekend w Polsce utonęło aż 41 osób. Dla porównania w lipcu ubiegłego roku życie w wodzie straciło 77 osób. – Weekend był dla nas trudny, ponieważ dzięki sprzyjającej pogodzie przyjechało wielu turystów. To dobre dla Trójmiasta, ale dla nas oznacza dużo więcej pracy. W Sopocie mieliśmy w sumie 24 akcje ratunkowe z zagrożeniem życia, gdzie zazwyczaj mamy średnio 200 w całym sezonie. Jakbyśmy utrzymali ten rytm, to mielibyśmy ich 500, tłumaczył Marcin Burda.
Według szefa sopockiego WOPR wśród głównych przyczyn utonięć znajdują się brawura, alkohol i narkotyki. – Większość tych, którzy stwarzali zagrożenie, to byli rodzice bez wyobraźni i ludzie, którzy byli po alkoholu albo narkotykach. Wtedy są bardzo nabuzowani, pewni siebie i myślą, że są mistrzami świata w pływaniu.
Zdaniem gościa Agnieszki Michajłow w tym roku na pomorskich plażach ratownicy mogli zaobserwować prawdziwą plagę nieodpowiedzialnych rodziców. – Powinna im się zapalić w głowie żarówka, że dzieci należy pilnować. Na przykład dziecko w kółku może szybko odpłynąć za daleko. Ja tego typu sytuacji w ogóle nie rozumiem, to dowód skrajnej nieodpowiedzialności, powiedział Marcin Burda.
Gość Rozmowy Kontrolowanej tłumaczył, że wszyscy, którzy decydują się pływać w otwartym akwenie powinni być szczególnie ostrożni. – W rzece są prądy i wiry. W morzu prądy wsteczne i falowanie. Na jeziorze robią się załomy, jest muł i bardzo niska przejrzystość wody. Do tego w wodzie otwartej nie ma stałej temperatury wody dlatego można dostać skurczów. Pływanie w takich miejscach to nie jest to samo co w basenie.
as/mmt