– Nie jestem zaskoczona, że Marcin T. usłyszał zarzuty. My to sugerowaliśmy od kilku miesięcy. Sugerowaliśmy, że miał pewne powiązania. Krystian W. nie mógł działać w próżni – mówiła w Radiu Gdańsk Katarzyna Włodkowska.
Dziennikarka Gazety Wyborczej, która pisała artykuły z serii „Zatoka Świń” dotyczącej Zatoki Sztuki była gościem Agnieszki Michajłow.
WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ OD ANAID
Jak podkreślała, wszystko zaczęło się od tego, kiedy Anaid po spotkaniu z Krystianem W. popełniła samobójstwo. – Jestem pełna podziwu dla mamy Anaid, gdyby nie jej determinacja, nie zgłosiłyby się pokrzywdzone. Problem z przestępstwami seksualnymi jest taki, że to sytuacja jeden do jednego. Dziewczynka nie wie, jak to potraktować. Krystek kupował im ubrania, zabierał na jachty, proponował pracę. A potem szantażował nagranymi filmikami, na których były zbliżenia seksualne. Miał ich ponad 100, co pokazuje ogromną skalę procederu – mówiła.
PRÓBOWANO MNIE SPACYFIKOWAĆ
Zdaniem Włodkowskiej „Krystek” współpracował z klubami sopockimi. – Uważamy, że podsuwał dziewczyny zamożnym amatorom seksu z małoletnimi. Taka noc mogła kosztować od 1 do 3 tysięcy złotych – tłumaczyła. – To nie koniec tej sprawy. Na początku tej historii wmawiano nam, że jesteśmy na usługach biznesmena, prezydenta Sopotu, mamy przecież wytoczony proces. Niedługo opiszę, jak próbowano mnie spacyfikować. Do mnie zgłaszali się dziennikarze, którzy mówili, że chcieli zająć się sprawą, ale znajomy policjant polecił im trzymać się od tego z daleka – dodała.
CHYLĘ CZOŁA PRZED POLICJĄ I PROKURATURĄ
Dziennikarka wyjaśniała, że od dawna było wiadomo, że w Sopocie można zabawić się na seks-imprezie, to proceder znany od lat. – Dziewczyny są zastraszane, według moich informacji cały czas próbuje się wpłynąć na świadków. Mówi się, że próbowano ich przekupić. Na szczęście jedna z dziewczyn zapisała smsy, nagrała rozmowy. Chylę czoła przed policją i prokuraturą, która chroni poszkodowane. Zarzuty postawiono po paru dniach, to się rzadko zdarza. Policji zależy na tym, żeby chronić dziewczyny.
PROCEDER NIE POWSTAŁ DLA DWÓCH OSÓB
W czyim interesie jest to, żeby prawda nie wyszła na jaw – pytała Agnieszka Michajłow. – Wszystkich, którzy korzystali z tych usług – mówiła Włodkowska. – Ta machina jest ogromna. Umówmy się, że w niczyim interesie nie jest chronić „Krystka”. Jasne, że proceder nie powstał dla dwóch osób. O co walczy Marcin T.? Dlaczego wypiera się znajomości z Krystianem W. w 2009? Bo nie chce usiąść z nim na ławie oskarżonych. Ja mam ograniczone zaufanie do Marcina T. On przecież na konferencji prasowej przedstawiał siebie jako poszkodowanego, kładł nacisk na to, że się z Krystianem W. nie znają. Mówił, że ich relacje były bardzo luźne. To nieprawda, bo dotarłam do człowieka, którego „Krystek” zaprosił do Dream Clubu w 2010 roku i oprowadzał go jak stary pracownik. Wszyscy go znali, miał wszędzie wejścia. Zachowywał się jak u siebie.
NIE DAM SIĘ ZASTRASZYĆ
– Boi się pani – pytała prowadząca. – Oczywiście, że się boję, ale nie dam się zastraszyć, tak jak moi koledzy. Chcielibyśmy, żeby ta sprawa jak najszybciej się skończyła. Żeby skończył się mechanizm, który próbuje nas od niej odciągnąć – podsumowała Katarzyna Włodkowska.
Maria Anuszkiewicz