Marcin Horała: „Rezygnacja z CPK to skazanie Polski na upośledzenie systemu transportowego”

Są zawarte umowy, które są warte miliardy. Oczywiście, te pieniądze nie zostały jeszcze zapłacone, ale jest już pewne zobowiązanie. Są inne koszty, ale to nie jest najważniejsze. Największy koszt rezygnacji z CPK to skazanie Polski na trwałe upośledzenie systemu transportowego. Na to, że nie będziemy mieli takiego systemu transportowego, jak państwa wysoko rozwinięte, więc Polska nigdy nie będzie krajem wysoko rozwiniętym – mówił w Radiu Gdańsk Marcin Horała, poseł PiS, wiceminister funduszy i polityki regionalnej, pełnomocnik rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego.

– Są zawarte umowy, które są warte miliardy. Oczywiście, te pieniądze nie zostały jeszcze zapłacone, ale jest już pewne zobowiązanie. Są inne koszty. Mamy pozyskane pół miliarda funduszy unijnych. Niektóre projekty CPK są w ramach KPO. Gdyby CPK nie realizować, to nie wykona się kamieni milowych KPO i nie dostanie się środków. To nadal nie jest najważniejsze. Największy koszt to skazanie Polski na trwałe upośledzenie systemu transportowego. Na to, że nie będziemy mieli takiego systemu transportowego, jak państwa wysoko rozwinięte, więc Polska nigdy nie będzie krajem wysoko rozwiniętym. To jest główny koszt rezygnacji z CPK – podkreślał.

– Czteroletnią misję, którą miałem, udało się wypełnić. Wszystko, co miało być wykonane, na tym etapie zostało wykonane. Mamy za sobą potworny proces biurokratyczny związany z dużą inwestycją, mamy decyzję środowiskową, w trakcie postępowania jest decyzja lokalizacyjna. Mamy skupione grunty, rozpoczęły się prace budowlane. Mamy zabezpieczone finansowanie po stronie publicznej, rząd uchwalił wieloletni plan finansowy. Udało się wybrać najlepszą ofertę i pozyskać inwestorów na komponent lotniczy. Mogę powiedzieć następcy, że nic, tylko kontynuować. Wszystko, co powinno być, jest gotowe – zaznaczył.

Pełnomocnik rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego skomentował także pojawiające się wśród obecnych partii opozycyjnych głosy dotyczące likwidacji Centralnego Portu Komunikacyjnego.

– Głosy są niebywale kluczące. Niektórzy mówią, że projekt zostanie zarzucony, inni że poddany audytowi, inni że wstrzymany. Pan Kierwiński wypowiedział się, że będą kontynuowane inwestycje kolejowe, ale skasowane lotnisko. Pani Hennig-Kloska powiedziała, że będą skasowane linie kolejowe, ale budowane lotnisko. Wielki chaos komunikacyjny. Różni politycy się zapędzili, bo gdy do lokalnego posła przychodzi grupa kilkudziesięciu osób, która protestuje, zawsze jest pokusa, by wykorzystać taką grupę politycznie. Tymczasem wiadomo, że syndrom protestów przeciw inwestycjom występuje zawsze. Gdyby to miało rozstrzygać, nigdy nic nie zostałoby wybudowane. CPK jest po prostu potrzebne i dobre. Mam nadzieję, że instynkt propaństwowy, dbałości o polski interes narodowy, zwycięży nad instynktem czysto politycznym – przyznał.

Horała odniósł się również do raportu Najwyższej Izby Kontroli na temat Centralnego Portu Komunikacyjnego.

– Informacja prasowa NIK o raporcie różni się od raportu. Raport wykonywali profesjonalni kontrolerzy, a notkę prasową Marian Banaś i jego ekipa. Wszystkie dane odnoszą się do dokumentu dot. koncepcji CPK, który, jak to koncepcja, był niezwykle wstępny, szacunkowy i uruchamiał prace analityczne. Nie może być czegoś takiego jak analiza kosztów i korzyści dla CPK sensu largo, bo to jest wiązka kilkudziesięciu projektów inwestycyjnych. Robi się to dla każdego projektu oddzielnie na etapie studium techniczno-ekonomiczno-środowiskowego – wyjaśnił.

– W wymiarze transportu lotniczego przeciągnięcie obsługi towarów do Polski to w perspektywie 30 lat jest 200 mld ekstra w budżecie Polski z tytułu ceł i podatków. To są korzyści dodatkowe, poza samą rentownością i dywidendą wypłacaną udziałowcom, wśród których 51 proc. będzie miał Skarb Państwa – tłumaczył wiceminister.

W rozmowie został też poruszony temat konsultacji z prezydentem Andrzejem Dudą w sprawie utworzenia nowego rządu.

– Sytuacja jest taka, jak przed konsultacjami. To wyłączna prerogatywa prezydenta, który ma prawo powierzyć misję tworzenia rządu komu zechce. To jego samodzielny wybór. Nie byłoby natomiast niczym dziwnym, gdyby tę misję powierzył przedstawicielowi formacji, która wygrała wybory, zdobyła największą liczbę głosów i ma największy klub parlamentarny, czyli Prawu i Sprawiedliwości. Można powiedzieć, że chętni do koalicji nie walą drzwiami i oknami, ale w polityce widziało się już różne rzeczy. Patrząc na zimno, gdyby spytać elektorat PSL o to, jakie sprawy są dla niego ważne, to jestem przekonany, że bliżej jest mu do programu PiS, niż Lewicy. Na tę warstwę racjonalną nakłada się jednak warstwa emocjonalna, więc dla polityków PSL byłoby to pewnie trudne w tym momencie. Co innego na przykład za rok – ocenił „Gość Dnia Radia Gdańsk”.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj