Ból, płacz ze szczęścia i euforia… Miłka Raulin na Evereście miała wszystko

Miłka u Włodka

Nawet nie podejrzewa się, że człowiek ma takie mięśnie. Dopiero gdy zaczną boleć, z zaskoczeniem stwierdza się, że istnieje coś takiego jak mięśnie przyżebrowe. Miłkę Raulin bolały prawie przez dwa miesiące i to od nieustannego kaszlu. Najmłodsza zdobywczyni Korony Ziemi, gdynianka Miłka Raulin, opowiada o zdobywaniu, ostatniej do kolekcji wszystkich najwyższych szczytów poszczegółnych kontynentów, najwyższej góry świata, Mt.Everestu. 

Zklinałam tę górę, mówiłam jej jaka jesteś piękna i wspaniała, prosiłam o pozwolenie na wejście. Wiedziałam, że się uda, pozytywne myślenie pomaga. Poprosiłam też moich znajomych, żeby przyjechali w Himalaje i dodawali mi sił wysyłając pozytywne myśli i energię. Bilet kupiło 15 osób, wybrali się na treking i byli duchowo blisko mnie. To w końcu projekt „Siła marzeń” i również ich siła pozwoliła Miłce zdobyć Mt.Everest.

Dzień wejścia to był zdecydowanie mój dzień. Pomimo wcześniejszego bólu i tygodni na Ketonalu wiedziałam, że kondycyjnie dam radę. Szłam i płakała ze szczęscia. Szerpowie uspokajali mnie, bo nie wiedzieli co się dzieje, a ja po prostu ryczałam z radości. Już na samym szczycie za to wzruszenie zastąpiła tak ogromna radość, że krzyczałam z tej radości chyba przez dobre 20 minut, chcąc podzielić się nią z całym światem. Przy schodzeniu przyszedł jednak kryzys, musiałam poprosić o tlen, intuicyjnie czułam, że bez tego nie zejdę. Siedziałam pod tlenem przez 5 godzin. Dziękowałam Bogu, że wybrałam, chociaż drogą, to dobrze przygotowującą wyjazd agencję trekingową. 

Jeną z osób które przywitały Miłkę po zejściu z Mt.Evrestu był Kuba Popławski. Rozmowa miała charkter cokolwiek prywatny i nagranie odbywało się w domu naszego dziennikarza Włodka Raszkiewicza. Na pamiątkę Kuba Popławski zrobił selie. Fot.Kuba Popławski. 

Włodzimierz Raszkiewicz
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj