Rzeźba radzieckiego żołnierza gwałcącego kobietę. „Opowiada część prawdy o wizycie”

– Dobrze, że ten pomnik się pojawił. I dobrze, że go już tam nie ma, mówił o rzeźbie gwałcącego żołnierza Krzysztof Katka, dziennikarz Gazety Wyborczej.
W nocy z soboty na niedzielę przy czołgu na Al. Zwycięstwa stanęła nietypowa rzeźba studenta gdańskiej ASP. Pomnik, nazwany przez twócę Komm Frau, przedstawia naturalnych rozmiarów żołnierza, który gwałci leżacą, ciężarną kobietę. Goście Komentarzy Radia Gdańsk ocenili czy zostały przekroczone granice sztuki i czy pomnik powinien zostać.

– Jeżeli chcemy, żeby artyści mówili do nas o sprawach ważnych, to tego typu happeningi mogą czasami mieć miejsce, ocenił Krzysztof Katka. – Pomnik stanął przy czołgu, z którym się oswoiliśmy i który jest symbolem „pozytywnej” obecności Armii Czerwonej w Gdańsku. Pomnik, który został usunięty, też opowiada część prawdy o tej wizycie.

Katka zwrócił uwagę na nazwę rzeźby. – W 2009 roku w Niemczech ukazała się książka Frau Komm. Myślę, że to jest nawiązanie do tej książki, która opowiada o masowych gwałtach na Niemkach dokonanych przez Armię Czerwoną. Z różnych badań wynika, że jedna kobieta dziennie była średnio ofiarą 17. gwałtów. Dostrzegam niestosowność tej rzeźby, ale myślę też, że to może stać się przyczynkiem do dyskusji.

Zapytany o to, czy pomnik żołnierza powinien zostać, odpowiedział – Nie wiem czy powinien zostać w tym miejscu czołg. Być może powinien zostać, ale warto by go osadzić w jakimś kontekście. Bo prawdą jest, że wszystkie armie dopuszczały się zbrodni na ludności cywilnej w czasie II wojny światowej, natomiast w przypadku Armii Czerwonej miało to niespotykaną skalę. To były setki tysięcy gwałconych kobiet.

Prowadząca Komentarze Agnieszka Michajłow podkreślała niestosowność instalacji w miejscu odwiedzanym przez rodziny z dziećmi. – Dla mnie pomniki tego typu w przestrzeni publicznej to jest przesada. To nie jest zamknięta galeria. Poszlibyście z dzieckiem oglądać ten pomnik?

Odmiennego zdania był Piotr Jacoń z TVN24. – Gdzie jak nie w przestrzeni publicznej prowokować? Myślę, że są tacy ludzie, dla których obecność samego czołgu jest prowokacją. I tak naprawdę widok tego czołgu niesie ze sobą skojarzenia, które bardzo wprost zostały pokazane na tym pomniku, który wytrzymał tam raptem dobę.

– Jeżeli chcemy rozmawiać o tym, co powinno się pojawiać w przestrzeni publicznej, to nie skupiajmy się tylko na żołnierzu radzieckim, tylko w ogóle porozmawiajmy o symbolach, które niektórych bolą. Przyzwyczailiśmy do obecności tego czołgu, mówił Jacoń.

Pomysłowi pomnika, który na krótko zaistniał w przestrzeni piblicznej stanowczo sprzeciwiała się Ryszarda Wojciechowska z Polski Dziennika Bałtyckiego. – Trudno mówić o sztuce, którą poza policją, która ewakuowała to „dzieło”, mało kto widział. Rozumiem, że kandydat na artystę czy artysta chciał do nas przemówić i znalazł sobie świetny sposób na reklamę. To są chwyty, do których jesteśmy już przyzwyczajeni. Jeżeli artysta chce rzeczywiście przemówić do sumień, to stara się o miejsce, w którym może pokazać to, a nie robić happening, gdzie coś się stawia nielegalnie.

– Ale happeningi właśnie na tym polegają, zaoponował Jacoń. – Nie mogą być grzeczne. Dla mnie większym problemem są goście, którzy smarują po ścianach, bo im nie chodzi o nic.

– Miejsce sztuki kontrowersyjnej czy jakiejkolwiek jest w galerii, nie ustępowała Wojciechowska.

– Absolutnie nie zgadzam się z tezą, że miejsce sztuki jest w galeriach, a nie w miejscach publicznych. Chcę więcej sztuki w przestrzeni publicznej, mówił Jacoń.

– To nie był tylko szok dla efektu, zgodził się Katka. – Jeżeli więcej osób dowie się czegoś więcej o historii Gdańska, także pod koniec II wojny światowej, to w porządku. Czołg mi nie przeszkadza, ale chciałbym żeby ludzie widzieli aktywność Armii Czerwonej na tym terenie nie tylko przez pryzmat tego zwycięskiego czołgu.

– Dobrze, że ten pomnik się pojawił. I dobrze, że go już tam nie ma, podsumował Katka.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj