Komentatorzy RG: Zapowiadane zmiany w leczeniu raka nie przyniosą skutku

– Arłukowiczowi nie uda zmniejszyć się kolejek. Pomysły są dobre, ale będzie sprzeciw lekarzy – już go słyszymy. Wystarczy zobaczyć, jak wygląda np. wypisywanie recepty na okulary dla dziecka. Dziś taka prosta sprawa wymaga aż czterech wizyt, mówił w Komentarzach Radia Gdańsk Krzysztof Katka z Gazety Wyborczej. Wojciech Suleciński, dziennikarz TVP Gdańsk i prowadzący w Radiu Gdańsk audycję „Co za historia” nie ukrywał, że jest sceptycznie nastawiony do zmian, jakie minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapowiedział na piątkowej konferencji. – Mam wrażenie, że próbujemy na nowo opisać reformy służby zdrowia językiem roku 98. czy 99. Wtedy mówiliśmy o tej bliskości z pacjentem, o lekarzach pierwszego kontaktu – nazywanych lekarzami rodzinnymi. Było bardzo wiele ideologii związanych z tym systemem, ale zupełnie nic z tego nie wyszło.

– Pytanie czy teraz będzie inaczej, kontynuował dziennikarz. – Szczególnie w sytuacji, gdy włożyliśmy w służbę zdrowia dużą część nadwyżki finansowej w ostatnich latach, bo z punktu widzenia państwa wydaliśmy ogromne pieniądze na służbę zdrowia bez realnego pozytywnego skutku dla pacjentów. Być może z realnym skutkiem dla instytucji, które zarządzają polską służbą zdrowia, dla lekarzy czy firm farmaceutycznych.

Zdaniem prowadzącej audycję Agnieszki Michajłow problem polegał na tym, że w systemie lokowano dużo pieniędzy, ale nie kontrolowano go i nie sprawdzano pod kątem patologii, które powstawały. Jej zdaniem istnieje teraz realne zagrożenie, że sytuacja się powtórzy. Podobnie uważa Ryszarda Wojciechowska z Dziennika Bałtyckiego. – Wcześniej wszyscy skoncentrowali się na tym, żeby zarobić i żeby budżet się dopinał. A tak się nie da zarządzać służbą zdrowia, bo tam ważni są ludzie.

W opinii Wojciecha Sulecińskiego największą wadą obecnego systemu jest to, że lekarz pierwszego kontaktu ma zbyt wiele obowiązków. – Byłem u różnych lekarzy w bardzo wielu miejscach w Europie. Różne były powody, byłem przeziębiony albo skręciłem sobie kostkę. Miałem tam do czynienia z ogromną liczbą pracowników pomocniczych. W większości instytucji za granicą lekarz pierwszego kontaktu jest kimś, kto wchodzi, mówi dwa zdania i sprawdza co komuś dolega. Oprócz niego zajmuje się pacjentem sekretarka medyczna. My nie stworzyliśmy takiego systemu. W Polsce to lekarz jest sekretarką medyczną, portierką i osobą, która załatwia większość spraw, takich jak np. noszenie karty.

– Taki system u nas nie może wejść w życie, nie zgodził się Krzysztof Katka. – Ministrowi Arłukowiczowi pewnie nie uda zmniejszyć się tych kolejek. Dlaczego? Pomysły są dobre, ale będzie sprzeciw lekarzy, już go zresztą słyszymy. Poza tym wystarczy zobaczyć, jak wygląda np. wypisywanie recepty na okulary dla dziecka. To wymaga czterech wizyt. Jest badanie w szkole, badanie u lekarza rodzinnego, skierowanie do okulisty, który mógłby podczas jednej wizyty zrobić diagnozę, ale tego nie robi, zamiast tego każe przyjść na kolejną wizytę. I tak to wygląda. W najprostszych sprawach wydawane są pieniądze nieracjonalnie, a co dopiero, gdy w grę wchodzi bardziej kosztowne procedury.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj