Młodzi stają się oczkiem w głowie wszystkich partii. Kariery robią lizusi, resztę „starzy” wycinają jako konkurencję

– Parytety dla młodych to niebezpieczny pomysł, nie uzdrowi życia politycznego, mówili komentatorzy Radia Gdańsk. W audycji Piotr Semka z tygodnika Do Rzeczy, Marek Ponikowski z TVP Gdańsk i Roman Daszczyński z Gazety Wyborczej Trójmiasto mówili o weekendowych konwentach programowych PO i PiS oraz o zapowiedzianych przez premier Ewę Kopacz parytetach dla młodych w wyborach do Sejmu.

Piotr Semka uważa, że to chybiony pomysł. – Od zawsze w polityce są fale, najpierw wybucha młodzieżowa kontestacja a potem spada. Patrzę na to, jak na efekt ogromnego sukcesu Pawła Kukiza. Pokolenia urodzone w latach 80-90 stają się oczkiem w głowie wszystkich partii. Uważam, że mówienie o parytetach dla młodych jest bardzo niebezpieczne. To pokazuje, jak mówienie o parytetach dla kobiet zaczyna tworzyć sytuację, w której normalne mówienie jest o kolejnych. To nie uzdrowi życia politycznego, bo jeśli pójdzie to dalej, to pojawią się parytety dla osób niepełnosprawnych, a potem dla przedstawicieli mniejszości narodowych. Propozycję premier rozumiem jako wyraz emocji chwili politycznej. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że parytety dla kobiet to sztuczna socjotechnika i nic dobrego z tego nie będzie.

Marek Ponikowski był innego zdania. – Jeśli chodzi o parytety dla kobiet, to mają one sens, bo w polityce od zawsze rządzą mężczyźni. Natomiast znacznie mniej mojego entuzjazmu budzi propozycja parytetów dla młodych, zwłaszcza w przypadku PO. Towarzystwo Młodych Demokratów to nie jest dla mnie ideał nowych twarzy w polityce, dlatego że to są ci, którzy nosili teczki za czołowymi politykami i teraz myślą, że przyszła pora, żeby ktoś za nimi nosił teczki. Nie sądzę, żeby ta grupa ludzi miała przynieść PO jakieś korzyści polityczne.

Również Roman Daszczyński nie jest entuzjastą tej zmiany. – Na naszych oczach następuje na scenie powolna zmiana pokoleniowa. To pokolenie, które wyrosło politycznie na przełomie ustrojowym. Ci, którzy są na szczycie całej piramidy mają swoich pomniejszych wodzów w regionach. Skutek jest taki, że karierę jako młodzi ludzie robią lizusy i autentyczni karierowicze. Ci, którzy mieliby coś do powiedzenia są wycinani, jako groźna konkurencja. Ten mechanizm doboru kadr przyniesie złe owoce i to już w niedługiej przyszłości.

Dziennikarze komentowali także weekendowe konwenty Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. Ich zdaniem dziwne było to, że PO nie przedstawiła programu. Marek Ponikowski przyznał jednak, że go to nie zaskoczyło. – To, jak rządzi Platforma mieliśmy szansę przekonać się przez te osiem lat. W gruncie rzeczy jej programem jest to, co do tej pory robiła. Nie oczekiwałem tutaj jakichś szczególnych fajerwerków. Zwłaszcza, kiedy na konkurencyjnej „imprezie” mieliśmy nieprawdopodobną lawinę obietnic, w większości albo zupełnie nierealnych albo też realnych, ale dość niepokojących. Na przykład to, że ekonomiści sumują, że obietnice dorzucenia dodatkowych pieniędzy do różnych spraw będą równe polskiemu budżetowi. Oczywiste jest więc to, że to są gruszki na wierzbie.

Roman Daszczyński zwrócił uwagę na inny aspekt. – To, co najbardziej rzuciło mi się w oczy po obejrzeniu fragmentów obu konwencji to oprawa obu imprez. Konwencja PO wyglądała, jakby odbywała się w jakiejś dyskotece, granatowy półmrok, jakieś snopy świateł. Oraz, co bardzo istotne – brak biało-czerwonych flag i emblematów. W przypadku PiS wyglądało to inaczej, więcej jasnego światła i barwy narodowe. Proszę wyobrazić sobie, żeby na jakiejś konwencji wyborczej w Stanach Zjednoczonych któryś z kandydatów nie miał barw narodowych. Zdaniem dziennikarza symbolika jest bardzo ważna. – Mówimy o oddziaływaniu na wyborców. W moim przekonaniu PO zaprezentowała taki świat młodych, którzy osiągnęli sukces i bawią się w półmroku dyskoteki. W PiS jednak widać, że tam jest rozpęd, entuzjazm, oni idą po władzę. PiS wyprzedził PO pod względem PR.
 
Także Piotr Semka przyznał, że Platforma nie podołała pod względem wizerunkowym. – To było chybione, nie przedstawiono lidera kampanii, ani Joanny Muchy jako rzeczniczki kampanii, zrobiono to w poniedziałek i to jeszcze o 20:30. Platforma powinna przedstawić jakiś nowy motyw. Takim motywem miało być zaprezentowanie twarzy kampanii. To się nie zdarzyło. Tymczasem oprócz nowych ministrów wystąpił Rafał Trzaskowski, który był typowany na młodego, symbolizującego zmianę i punkt zwrotny w kampanii. Powiedział jednak, że sprawy wiceministra spraw zagranicznych są ważniejsze i nie wystąpi. W związku z tym główną showmanką była Ewa Kopacz, która wymyśliła dosyć efektowne, ale mało robiące wrażenie hasło „Panie Kaczyński, wyzywam pana na pojedynek”. To był chybiony strzał. Chyba, że pani premier chciała zwrócić się do szefa partii. Wtedy Beata Szydło przekornie powinna wyzwać na pojedynek szefa partii, czyli Donalda Tuska ponieważ to jest polityczny patron Ewy Kopacz, podsumował dziennikarz.

Posłuchaj całej audycji:

mar/mat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj