Komentatorzy o sporze wokół obchodów 4 czerwca. „Plac Solidarności jest źródłem konfliktu polsko-polskiego”

Wojewoda przyznał pozwolenie na organizację obchodów 4 czerwca „Solidarności”, a nie Miastu Gdańsk. Aleksandra Dulkiewicz zaapelowała, żeby Dariusz Drelich zmienił swoją decyzję. Na jej briefingu pojawił się nieoczekiwanie Karol Guzikiewicz, który mówił o tym, że Plac Solidarności powinien być wolny od polityki. Nasi goście komentowali decyzję wojewody. Czy to „Solidarność” powinna być gospodarzem tego miejsca?

Z Sylwestrem Piętą rozmawiali Maciej Kosycarz (Agencja KFP) oraz Michał Lange (Gazeta Bałtycka).

– Na swoim briefingu pani prezydent Dulkiewicz słyszeliśmy „język miłości”, bo nim rozumiem jest stwierdzenie, iż pan wojewoda Drelich jest partyjnym kacykiem. To zdecydowanie nie jest język miłości. Trzeba mocno popracować nad tym, żeby rozmawiać w sposób rozsądny, bo słowa naprawdę mają znaczenie i mogą wywoływać negatywne skutki. W tym wypadku mówię, że takie słowa właśnie nie powodują i nie budują pozytywnych emocji. Jeśli chodzi o postawę „Solidarności”, to my w tym momencie nie wiemy, jaki jest cel tego związku. Słyszymy o tym, że nie chcą demonstracji politycznych. Jeżeli faktycznie to święto ma być tylko historyczne, to wydaje się, iż jest to właściwy kierunek – przyznaje Michał Lange.

KIEDYŚ PLAC ŁĄCZYŁ, A TERAZ DZIELI

– Boli mnie, że Plac Solidarności jest źródłem konfliktu polsko-polskiego, bo obserwuję od wielu lat to, co dzieje się w tym miejscu. W czasach, gdy chodziłem do liceum, to pamiętam, że ten plac był otoczony przez ZOMO i nie wolno było nam tam chodzić. Spór odnośnie do tego placu trwa od kilku lat. Pamiętam piękną uroczystość w 2005 roku. 31 sierpnia obchodzono 25-lecie „Solidarności”. Przyjechali mężowie z wielu państw, politycy, znani ludzie i zgodnie spotkali się tam. I nagle ten plac jest kością niezgody. Wojewoda mógł być rozjemcą, ale zbyt pochopnie podjął decyzję – uważa Maciej Kosycarz.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj