Kontrowersyjna, znana z antyputinowskich happeningów grupa Pussy Riot wystąpi na festiwalu Solidarity of Arts, organizowanym przez Europejskie Centrum Solidarności. Dla jednych to niewłaściwe wydatkowanie pieniędzy, inni uważają, że ich występ wpisze się w motyw przewodni tegorocznej edycji wydarzenia. Zaproszenie Rosjanek do Gdańska komentowali doktor Michalina Rutka z Uniwersytetu Gdańskiego i Robert Kwiatek, fotograf i były działacz opozycji antykomunistycznej.
– Pussy Riot znane są z kontrowersji, ale czy powinniśmy się bać kontrowersji? Zespół wypłynął na tym, że wdarł się do cerkwi i dał ciekawy występ „Bogurodzico, chroń nas przed Putinem”. Za polityczne, antyputinowskie wystąpienie dziewczyny zostały skazane na kilka lat więzienia. Czy powinniśmy oceniać je jako zaangażowane polityczki, czy jako przedstawicielki sztuki awangardowej? To pytanie o definicję sztuki – czy powinna być estetyczna, czy zaangażowana społecznie. Nie ma na to jednej odpowiedzi, ale uważam, że nie ma się czego bać. Ktoś, kto ma swoje poglądy w tej kwestii, i tak pewnie przy nich pozostanie – stwierdziła dr Michalina Rutka.
– Jestem bardziej konserwatywny, wywodzę się z innej epoki i w moim przekonaniu Europejskie Centrum Solidarności miało promować inne wartości. Dziewczyny ewidentnie prowokują, podobnie jak drugi zaproszony gość, pani Nieznalska. Jest oczywiście prawo do prezentowania swoich poglądów, ale pytanie, czy takie miejsce powinno się skupiać tylko na tego typu gościach. Brakuje mi równowagi, bo prezentowanie tylko jednych poglądów sprawia, że ta instytucja skręca w konkretną stronę. Wydawało mi się, że ECS będzie służył pokazywaniu wszelkich wartości, tu tego nie widzę i tego się boję. Natomiast nie boję się tego, że dziewczyny przyjadą, bo sam zajmowałem się różnego rodzaju happeningami w czasach Pomarańczowej Alternatywy i uważam, że prowokacja jest wpisana w działania artystyczne – ocenił Robert Kwiatek.
