Patodeweloperka i fasadowe remonty mieszkań komunalnych w Gdańsku? „Tego nikt nie kontroluje”

Powraca temat gdańskich mieszkań komunalnych. Ostatnio opisywaliśmy historię remontów zlecanych przez miasta, z których nie wywiązywały się zobowiązane firmy. Z kolei władze Gdańska nie reagowały i wnosiły spraw do sądu. Jednak jak mówili nasi goście, nieprawidłowości jest znacznie więcej. 

We wtorkowych „Komentarzach Radia Gdańsk” Olga Zielińska rozmawiała z Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl oraz Małgorzatą Puternicką, blogerką i publicystką w serwisie Gdańsk Strefa Prestiżu.

Odnosząc się do sprawy, Małgorzata Puternicka powiedziała, że gdy zwróciła się z zapytaniem do UM Gdańsk, okazało się, że 1100 lokali komunalnych stoi wolnych, a 1200 osób czeka na mieszkania. 

– Przy okazji rozmawiałam z działaczami społecznymi, który próbują pomóc ludziom bezradnym – relacjonowała Małgorzata Puternicka. – Usłyszałam przedziwne rzeczy, np. o wymianie piecyka, który nie był wymieniany, a koszty „poszły”. Tego nikt nie kontroluje. Pytanie: dlaczego? To jest mętna woda i to powinno ulec radykalnej zmianie. Nie ma mowy o tym, żeby nie było rękojmi za wykonanie remontu. Słynna jest historia ze spółdzielni Morena, gdzie wykonywano remonty, ale wcześniej wysyłano ekipy, które powodowały, że były potrzebne te remonty – przypomniała.

Jak z kolei podkreślił Marek Formela, dwaj gdańscy radni – Przemysław Majewski oraz Andrzej Skiba – tropią sprawy związane z mieszkaniami komunalnymi i nie są to pojedyncze zdarzenia. – To oznacza, że ten system słabo funkcjonuje. Gdyby chodziło o jedno mieszkanie, to mogłoby się zdarzyć, ale mamy do czynienia z kompleksem zdarzeń, które są w całokształcie niepokojące i źle świadczą o zaangażowaniu i odpowiedzialności kierownictwa gdańskiego magistratu. Sprawa mieszkań komunalnych i dobrostanu mieszkańców Gdańska jest chyba ważniejsza niż urządzanie igrzysk, powiewanie sztandarami, demonstrowanie i wiecowanie – dodał Marek Formela.

Redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej” zauważył, że w Gdańsku istnieje miła tradycja pokazywania się przy dużych inwestycjach, a wtedy jesteśmy „piękni i pyszni”. – A tam, gdzie potrzeba siermiężnej i mało efektownej pracy, tworzymy dziwne zasoby mieszkaniowe, które są puste i nie radzimy sobie z remontami – powiedział.

Komentatorzy rozmawiali też o zabytkach i remontach w Gdańsku w kontekście zjawiska patodeweloperki. Małgorzata Puternicka przypomniała, jak ważne jest, żeby patrzeć na ręce władzy, deweloperów i urzędników, aby nie dochodziło do marnotrawstwa. Podała też przykład: Gdańska Infrastratruktura Wodno-Kanalizacyjna dostała za zadanie odrestaurować kamienicę rycerską w Gdańsku.

– Co tu się dzieje, skoro mamy tyle różnych instytucji, które zajmują się budownictwem – pytała retorycznie Małgorzata Puternicka. – Miała być kamienica kulturalna, a mamy apartamentowiec – podsumowała.

Marek Formela przypomniał też, że cały czas niszczeje stadion Gedanii we Wrzeszczu i „nikt w mieście nie czuje się zakłopotany dewastacją symbolu polskości i Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku”. – Są też przypadki pozytywne, jak przychodnia przy dworcu oliwskim, która została odbudowana przez dewelopera według dawnych planów. Jest to budynek, który przyjemnie ozdabia centrum Oliwy, ale takich przypadków mamy niewiele – powiedział.

Zwrócił również uwagę na to, że skoro samorządy są bliżej, nie oznacza to, że są bardziej wyczulone na kontekst obywatelski. – Są świetnie zorientowane w przestrzeni gospodarczej, którą zawiadują i tym się odróżniają czasami od ministrów – powiedział.

W „Komentarzach Radia Gdańsk” został poruszony także temat Jolanty Ostaszewskiej, byłej dyrektor Wydziału Budżetu i Podatków w gdańskim magistracie, która dostała dobrze płatną posadę w Zarządzie Gdańskich Autobusów i Tramwajów. Był też „smaczek” w postaci sponsorowania przez dyrektor Ostaszewską kampanii Aleksandry Dulkiewicz.

– To przypadek niezwykle typowy dla gdańskiego obszaru politycznego na poziomie samorządowym i niezwykle transparentny, choć w przewrotnym znaczeniu – powiedział Marek Formela. – Ujawnia, że obywatele zasłużeni dla władzy spotykają się z odpowiednim uhonorowaniem swojego zaangażowania w działalność polityczną. Wydaje się całkowicie niedopuszczalne, żeby funkcje publiczne były związane z finansowaniem, albo jakimkolwiek podejrzeniem, że finansowanie może przynieść korzyść osobistą, gdy polityk zostanie wybrany. To oznacza dewastację procedur demokratycznych w Gdańsku. Uważam ten przypadek za niedopuszczalny. Trudno sobie wyobrazić, żeby prezydent czy polityk zachował bezstronność wobec osoby, która finansuje jego kampanię. Takich przypadków mamy wiele w Gdańsku, bo na liście sponsorów kampanii pani Dulkiewicz był też prezes lotniska, którego Gdańsk jest udziałowcem, więc te role bardzo się mieszają – podsumował.

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj