Co wyrok ws. Magdaleny Adamowicz mówi o polskich sądach? „Osoby znane są na specjalnych prawach”

Sąd w Gdańsku uniewinnił Magdalenę Adamowicz, eurodeputowaną Koalicji Obywatelskiej oskarżoną o ukrywanie dowodów. Sprawa ciągnęła się przez dwa lata, zanim ostatecznie zapadł wyrok, który zaskoczył wiele osób. Czy oznacza to, że celebryci, osoby znane czy politycy są przez sądy traktowane w specjalny sposób? O to w programie „Komentarze Radia Gdańsk” Olga Zielińska zapytała publicystów Artura Ceyrowskiego z tygodnika „Sieci” i portalu stefczyk.info oraz Andrzeja Ługina z serwisu Gdańsk Strefa Prestiżu. 

Komentatorzy dyskutowali o kondycji polskiego wymiaru sprawiedliwości w kontekście wydanego przez gdański sąd zaskakującego wyroku całkowicie uniewinniającego eurodeputowaną Adamowicz, którą prokuratura oskarżyła o ukrywanie dochodów. A chodziło o niebagatelną kwotę 400 tys. złotych. Warto dodać, że eurodeputowana wielokrotnie nie stawiała się w sądzie, okazując zwolnienia lekarskie, a w tym samym czasie aktywnie działała w parlamencie Europejskim.

– Ja to rozumiem w taki sposób, że celebryci, osoby które są znane szerszej publiczności, posłowie i europosłowie – oni chyba mają jakąś zniżkę w sądach. Wiele rzeczy można ukryć, nie pokazać i dostać wyrok uniewinniający. Dla mnie to jest niepojęte, to zaskoczenie. Ja jestem zażenowany tym wyrokiem. Bo z jednej strony można ukraść jakiś drobiazg w sklepie czy komuś wziąć 20 złotych i zostać skazanym, a z drugiej strony można zataić swoje dochody, ukryć podatki i jeśli ma się dobrego adwokata, wyjść z tego właściwie w chwale. Zastanawiałem się, czy nie iść pod sąd i pani Magdalenie Adamowicz nie wręczyć z tej okazji kwiatów – skomentował Andrzej Ługin.

– Jedyne, co dziwi w tym wyroku, to chyba tylko to, że sąd nie przyznał europosłance żadnego odszkodowania za „prześladowanie przez reżim”. Bo chyba nikt z nas nie miał złudzeń, że to się zakończy inaczej. Ale jeśli na poważnie mamy komentować, to wszyscy widzimy, że ta sprawa pokazuje nam, jak ogromny jest problem z polskimi sądami. Mamy do czynienia z wyrokiem dotyczącym sprawy, która zaczęła się w sierpniu 2020 roku. Blisko dwa lata trwała ta sprawa. Po wydaniu wyroku przez sędzię Julię Kuciel niektóre media opozycyjne określiły go jako miażdżący dla prokuratury. Jeśli w istocie tak byłoby, że dwa lata zajęło sądowi oznajmienie – bo tak wyglądało uzasadnienie wyroku – że tam nie ma żadnych zarzutów, które można traktować na poważnie, to trzeba zadać pytanie, dlaczego tak długo było to procedowane. Wiemy, że kilku- czy kilkunastokrotnie Magdalena Adamowicz nie pojawiała się w sądzie, również z powodu rzekomych zwolnień lekarskich. To wszystko rodzi całe mnóstwo pytań i wątpliwości. Szczególnie w kontekście tego, jak wcześniej sędzia Kuciel była mocno zaangażowana w walkę o zmianę wymiaru sprawiedliwości, przepisów dotyczących reformy tego wymiaru sprawiedliwości, które przedtem procedowano. Dziś sędziowie stali się grupą społeczną, która uzurpuje sobie prawo do samostanowienia o sobie. Chcą, żeby to prawo ich dotyczyło wyłącznie na podstawie własnych uwarunkowań. Jeśli jeszcze cokolwiek z tradycyjnego trójpodziału władzy ma mieć sens, to sędziowie nie mogą włączać się w protesty organizowane przez sympatyków opozycji, bo miesza się porządki, których zmieniać nie wolno. Myślę, że sędziom totalnie pomyliła się rola, w której występują, ze szkodą dla nich samych – zauważył Artur Ceyrowski.

– Czy samo to, że sędzia Kuciel występowała na tych samych wiecach z Pawłem Adamowiczem, mężem Magdaleny Adamowicz, nie powinno być przesłanką do całkowitego odsunięcia sędzi od zajmowania się tą sprawą? – dopytywała prowadząca rozmowę Olga Zielińska.

– Oczywiście, że już samo to ją dyskredytuje. Brała tez udział w spędach KOD-u, podczas których mówiła różne rzeczy na temat sędziów, prawa czy obrony sądów. Ja jestem przytłoczony tym wszystkim, bo co kilka dni mamy informacje, że sądy umarzają ewidentne przestępstwa czy przewinienia osobom, które są znane. I wygląda na to, że działa też zasada „naszym ludziom włos z głowy nie spadnie”. I faktycznie, nie spada. Mamy „wolne sądy”, jest „świetnie” i to jest właśnie Gdańsk: cała struktura naszego miasta pokazana jak w soczewce dzięki temu wyrokowi sądu – podsumował Andrzej Ługin.

Wcześniej w audycji poruszono inne zaskakujące doniesienie. A mianowicie chodzi o szósty pakiet sankcji dla Rosji, który wciąż nie jest przyjęty, ponieważ nie ma w tej sprawie unijnej solidarności. Z grona zwolenników wprowadzenia kolejnych sankcji wyłamują się Węgry. Tymczasem właśnie Węgry wysyłają jako pomoc dla Ukrainy… 500 litrów wina mszalnego.

– Trudno to na poważnie komentować. Mam nadzieję, że mimo wszystko rząd Orbana pójdzie po rozum do głowy, ponieważ na tę chwilę, jak chyba nigdy dotąd, jedność europejska jest potrzebna. Sytuacja w Ukrainie jest tragiczna. Jeśli tej jedności nie będzie, to Ukraińcy będą niestety tę wojnę przegrywać. Bo potrzebne jest znacznie więcej niż 500 litrów wina. Mam nadzieję, że w końcu rozmowa z Węgrami zacznie się na poważnie – mówił Artur Ceyrowski.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj