Jak pomagamy Ukrainie? Opowiadają o tym szefowie i wolontariusze Caritas i Fundacji Pan Władek

(Fot. Mat. Caritas i Fundacji Pan Władek)

Skala pomocy dla Ukrainy udzielona w ostatnim roku w Polsce ma niespotykane rozmiary. To czas podsumowań, ale też podziękowania wszystkim, którzy się w nią angażują. Przedstawiciele organizacji społecznych, którzy szczególnie skupili się na tej inicjatywie, w rozmowie z Andrzejem Urbańskim opowiedzieli o tym, „Jak Pomagamy Ukrainie”.

W piątek od rana rozmawialiśmy o tym, co działo się w trakcie minionego roku. 12 miesięcy koszmaru – tak to można określić. Wojna w Ukrainie, bestialski atak Rosji, rok wypełniony nadzieją, wiarą i solidarnością – ja to tak nazywam. A panowie? – zaczął rozmowę prowadzący program.

– Jeżeli KGB jest przy władzy, Rosja jest przedłużeniem Związku Radzieckiego. Oni zawsze mieli zapędy do tego, żeby rządzić Europą czy światem – stwierdził Władysław Ornowski, prezes Fundacji Pan Władek.

– Nigdy to się nie skończy? – dopytywał Andrzej Urbański.

– Myślę że Rosja, mimo upływu wieków, niestety się nie zmienia i to jest nasza smutna rzeczywistość. Oczywiście, w momencie kiedy wybuchła wojna, we wszystkich z nas wzniecił się olbrzymi gniew przeciwko temu co się dzieje, ale myślę, że jest to kolejna nauka – szczególne dla Europy – że Rosji nie można lekceważyć, ale też nie można jej ufać – zaznaczył Błażej Konkol, wójt gminy Trąbki Wielkie i wieloletni wolontariusz Fundacji Pan Władek.

– Ksiądz Janusz Steć tylko przygląda się rozmówcom, ale jeśli chodzi o sytuację Ukrainy, zachowuje się całkowicie odwrotnie: zamiast biernie patrzeć, aktywnie realizuje tą pomoc, zresztą tak samo, jak pozostali panowie w studio… – zauważył prowadzący rozmowę.

– Gdzie rozlewa się grzech, tam jeszcze większa rozlewa się łaska. Patrząc z tej perspektywy – już wtórnej oczywiście – ogromnej krzywdy zadawanej narodowi ukraińskiemu, jest też pewien fenomen relacji polsko-ukraińskiej, w której – pomimo wcześniejszych, różnych historii – otwieramy zupełnie nowy rozdział. Dzisiaj mamy tą sposobność, że dany jest nam czas, w którym możemy zbudować zupełnie nowe oblicze tej więzi, życzliwości, braterstwa. Objawia się ono szczególnie tym, że uchodźcy z Ukrainy nie przybyli do obozów uchodźczych, ale przybyli do domów, do mieszkań – mówił ks. Janusz Steć, dyrektor Caritas Archidiecezji Gdańskiej.

– Czy spodziewaliście się panowie, że ta pomoc będzie właśnie taka, jak tu ksiądz Janusz Steć powiedział, że przyjęliśmy ludzi do domów, a nie do jakichś obozów? – pytał Urbański.

– Ja 24 lutego zeszłego roku spędziłem w Warszawie i powiem szczerze, że o wojnie dowiedziałem się około południa, w czasie wycieczki. Po południu już zadzwonił do mnie Błażej, czyli pan wójt gminy Trąbki Wielkie, mówiąc: „Władek, możemy się spodziewać napływu uchodźców, współpracujemy?”. Stwierdziłem, że działamy razem już od 25 lat, więc niech  tak będzie dalej – i tak się to potoczyło. Współpraca organizacji pozarządowych z gminą jest wzorem dla innych. Tak się powinno działać w takich przypadkach – tłumaczył Władek Ornowski.

Nie byłoby tego, gdyby nie dobrze zorganizowana struktura, która jest przygotowana na tego typu sytuacje…

– Dokładnie tak, pomoc systemowa była niezmiernie istotna. Trzeba na to popatrzeć wielowątkowo. Masowy napływ uchodźców z Ukrainy spowodował pewne problemy w poszczególnych samorządach czy społecznościach, natomiast nasi mieszkańcy zachowali się naprawdę odpowiedzialnie i bardzo chętnie, bez żadnych problemów przyjmowali ich do swoich domów. Oczywiście przyjęliśmy uchodźców także do naszych budynków użyteczności publicznej, zapewnialiśmy im wyżywienie, spotkania, edukację, objęliśmy ich opieką pomocy społecznej. Bardzo ważna jest pomoc tutaj na miejscu, ale też nie chcieliśmy zapomnieć o tych, którzy zostali na Ukrainie. Tutaj dzięki takim organizacjom, jak „Pan Władek” zbieraliśmy dary, które jechały sukcesywnie do naszych sąsiadów. Dzięki temu najprawdopodobniej uratowaliśmy życie, zdrowie wielu osób. Myślę, że to jest dobry przykład działania – zaznaczył Błażej Konkol.

– Dzień po wybuchu wojny Caritas Archidiecezji Gdańskiej uruchomił telefon kryzysowy. Od tego się zaczęło, a później była już lawina pomocy. To wsparcie jest całodobowe i trwa od samego początku – przypomniał prowadzący program.

– Wracając jeszcze do wcześniejszego pytania, od którego myślę, będzie można przejść płynnie do tego, najpierw to było pospolite ruszenie – zryw różnych osób, niektórzy po prostu wsiedli w samochody i jechali na granicę, często nawet nie wiedząc dokładnie gdzie, po kogo, ani co w ogóle będą tam robić. Trudniej mimo wszystko wyobrazić sobie taką sytuację w innych krajach, bardziej zachodnich, czy bardziej północnych. Myślę, że tam sposób reagowania i funkcjonowania jest inny, my czasem lubimy jak jest ten „poryw” i lubimy za nim pójść. Niewątpliwie był on absolutnie pierwszy i wyprzedził wszystko i wszystkich. Musiał się on jednak z czasem przekształcić w taką pomoc systemową, żeby już nie biegać z teczkami, a już nie daj Boże z pustymi, tylko rzeczywiście załadowywać to, co jest potrzebne, docierać tam, gdzie jest potrzebne i do ludzi, dla których jest to potrzebne. To w pomaganiu jest bardzo ważne, żeby rzeczywiście najpierw diagnozować zapotrzebowanie, a w drugim kroku, jak możemy zadośćuczynić tym potrzebom, czy wyjść im naprzeciw. W tym takim pospolitym ruszeniu zawsze będzie dużo tej przypadkowości, ono jest fenomenem i czymś bardzo potrzebnym właśnie w tym pierwszym kroku, ale w kolejnych musi się jakoś usystematyzować. Ta gościnność w domach rodzinnych też ma swoje ograniczone możliwości ze względu na różnego sytuacje domowe. To wszystko musi się uporządkować i w kolejnych tygodniach, miesiącach zazębiać te tryby pomocowe – tłumaczył ks. Janusz Steć.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj