Kolejne kontrowersje wokół Forum Gdańsk. „Wszystko zweryfikuje prokuratura”

(Fot. Paweł Marcinko/KFP/(Fot. OM Gdańsk-Gdynia-Sopot))

Poseł Kacper Płażyński pokazał podczas konferencji w Gdańsku dokumenty świadczące, jego zdaniem, o tym, że przy budowie  – bardzo kontrowersyjnej – Forum Gdańsk miasto mogło stracić 250 milionów zł. Sprawą zajmie się prokuratura która sprawdzi, czy zarzuty stawiane przez posła mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Między innymi ten temat został omówiony w programie „Komentarze Radia Gdańsk”.

O aferze związanej z budową Forum Gdańsk, a także o kolejnych problemach i opóźnieniach we wdrażaniu systemu Mevo 2.0 Jarosław Popek rozmawiał z zaproszonymi do radiowego studia gośćmi, którymi byli Andrzej Ługin z portalu „Gdańsk Strefa Prestiżu” i Piotr Piotrowski, wykładowca akademicki i dziennikarz „Gościa Niedzielnego”.

– Wokół Forum Gdańsk od samego początku jest wiele kontrowersji. Nie dziwi mnie to, że są dokumenty które mogą potwierdzić, że miasto mogło stracić 250 milionów zł. Zweryfikuje to z pewnością prokuratura. Natomiast miasto Gdańsk wydało coś w rodzaju para-oświadczenia, że przedstawi dokumenty, że tak zupełnie nie jest. Ale jednocześnie miasto temu nie zaprzeczyło całkowicie, ponieważ różnica pomiędzy wyceną obecną a wyceną z 2011 i później z 2014 roku jest spora. Nawet licząc, że jest to ileś tam tysięcy metrów, a tu porównujemy jakąś małą działkę, to i tak ta różnica jest bodajże trzykrotna. To bardzo dziwna sprawa. Przy budowie Forum Gdańsk nie było w ogóle jawności. Widzieliśmy dokumenty i oświadczenia, które z dużym bólem przekazywało miasto Gdańsk, które były praktycznie całe zamazane i zakryte i nic z tych dokumentów nie wynikało. Dopiero po wielkich bitwach radni i poseł Płażyński dostali te dokumenty – mówił Andrzej Ługin.

– Procedura partnerstwa publiczno-prywatnego jest dość niejasna. Nigdy nie było tu żadnego społecznego nacisku na to, żeby ludzi z tym zaznajomić i wytłumaczyć, na jakiej zasadzie to działa. W praktyce to jest tak, że kiedy zwracamy się o dokumenty dotyczące tej procedury czy tych działań, to otrzymujemy coś, co jest zamazane od góry do dołu, czyli tak porównując, to jakbyśmy otrzymali dokumenty od IPN-u. Jeśli zaś chodzi o to, co usłyszeliśmy od posła Płażyńskiego to myślę, że trzeba poczekać na to, co ustali prokuratura i o czym poinformuje, ponieważ te 300 procent różnicy za metr kwadratowy gruntu, które wynikały z tej analizy, może być ryzykowne. Bo tam mieliśmy do czynienia z działką, która miała bodajże coś ponad 200 metrów kw., a tu mamy tysiące. Ale różnica między 2011 a 2014 rokiem: kto kupował wtedy jakikolwiek lokal czy jakikolwiek grunt, wie, że ceny rosły. I tu nie ma siły na to, żeby coś taniało, chyba że jakieś cuda się w Gdańsku dzieją. Może tak było – nie wiem, to jest do ustalenia – powiedział z kolei Piotr Piotrowski.

– Cofnę się nieco w czasie i przypomnę, jak została potraktowana część działki, wzdłuż której płynął kanał Raduni, gdzie również był spór. Część tej działki zadaszono, miały tam być dwa budynki, a był jeden. A z racji tego, że działkę zadaszono, jej wartość wzrosła – wskazywał Ługin.

– Tam jeszcze inne sprawy były, ustawa o gospodarce wodnej i wiele innych zbiegów z przepisami. Ta inwestycja jest też chyba takim casusem, gdzie jest mnóstwo rzeczy, na których eksperymentowano – dodał Piotrowski.

– Ale jedna rzecz dobra się zdarzyła. Gdy były tam wcześniej organizowane konferencje prasowe, to zawsze przychodził jakiś ochroniarz i wyrzucał wszystkich, czy to dziennikarzy, czy tych, którzy te konferencje zorganizowali. Teraz zmienił się właściciel, który kupił całość, miasto wyzbyło się aktywów i ten nowy właściciel jeszcze nie wyrzucił nikogo – ironizował Ługin.

Kolejnym tematem, poruszonym w programie, był system roweru metropolitalnego Mevo. – Rowery mają się pojawić na drogach w lipcu, na początku kwietnia rozpoczęły się testy, w które zaangażowano urzędników i część trójmiejskich dziennikarzy, ale te testy zakończyły się, bo aplikacja nie działa – podkreślił prowadzący rozmowę Jarosław Popek.

– Można złośliwie powiedzieć, że tradycji stało się zadość. Czyli Mevo 2.0 idzie torem swojego „starszego brata”. Przypomnę, że Mevo 1.0 zakończył jako złom, był sprzedawany na organizowanych wyprzedażach. Jest jeden plus w tej całej historii, a mianowicie to, że miasto nauczyło się – kosztem bodajże kilkuset milionów złotych – że można zamówić usługę. Nie trzeba kupować rowerów, tylko można zamówić usługę. To niewątpliwy plus tej drugiej odsłony. Natomiast znów coś się zaczyna psuć. Nie chcę być tu złym prorokiem, ale to dobrze nie wróży. Zapowiedzi są wspaniałe, ale zobaczymy, co z tego wyniknie. Już były pewne uwagi co do samego sprzętu, że to nie tak powinno wyglądać, że rowery są za ciężkie. Gdy padł termin lipcowy, to nie spodziewam się, aby to było coś trwałego – argumentował Piotrowski.

Firma, która zajmuje się wdrożeniem Mevo 2.0, ma obecnie problemy – także z rowerami miejskimi – w Szwecji. – Proszę spojrzeć, jak wygląda sprawa komercyjnych systemów wypożyczania choćby hulajnóg. Tam wszystko działa, można to zrobić. Nie ma problemów z aplikacją do wypożyczania. Tymczasem kiedy bierze się za to samorząd, mamy dziwne rowery, które zdaniem niektórych nie spełniają podstawowych funkcjonalności i do tego mamy problem z aplikacją. Ja tylko czekałem, aż miasto Gdańsk powie, że to przez rosyjskich hakerów. Bo tak to wygląda: zawsze, gdy jest aplikacja komercyjna, to działa. A gdy biorą się za to samorządy lub jakieś organizacje, które „marnotrawią” publiczne pieniądze, to ta aplikacja nigdy nie działa. Nie wierzę w to, że 1 lipca pojedziemy tym rowerem. Trzeba jeszcze pamiętać, że to projekt realizowany z funduszy i pieniądze trzeba wydać, bo jeśli się tego nie zrobi, to trzeba je będzie zwrócić – dodał Ługin.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj