Komentatorzy o grupie Wagnera: „Jeden strzał może doprowadzić do konfliktu światowego”

(fot. Radio Gdańsk)

„Scenariusz, w którym Wagnerowcy zostaną użyci do wzmacniania presji migracyjnej na granicy polsko-białoruskiej, jest niestety prawdopodobny” – tak powiedział wczoraj minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, który przebywa w Nowym Jorku. Oprócz tego Rau zaapelował, żeby mimo gróźb Rosji ukraińskie zboże było nadal eksportowane drogą morską. Jak jesteśmy przygotowani i jak nie dać się sprowokować? Gośćmi Andrzeja Urbańskiego w audycji „Komentarze Radia Gdańsk” byli prof. Krzysztof Kornacki, historyk i filmoznawca z Uniwersytetu Gdańskiego oraz Robert Kwiatek, fotoreporter, członek zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

– Skoro tak mówi szef MSZ, i to jeszcze na dodatek profesor, który rzeczywiście dał się poznać jako taka osoba trzeźwo patrząca na rzeczywistość i też myśląca, to zrozumiałe, że coś jest na rzeczy. Rzeczywiście tak może być, że Wagnerowcy będą wspierać tę sferę push-backu, w każdym razie to wszystko, co się dzieje na granicy. Natomiast niepokojące jest też i to, że Wagnerowcy będą blisko przesmyku suwalskiego. To taka dziwna armia, bo z jednej strony rzeczywiście walczyła w Ukrainie po stronie Rosji, ale jednocześnie jest prywatną armią. Najemnicy, „zielone ludziki”. Zawsze można zrzucić na nich, że jest to ich własna inicjatywa, tak jak Prigożyn też podjął próbę puczu, te wszystkie prowokacje na granicy. To jest bardziej niebezpieczne, bo jeszcze regularnej armii nie da się wytłumaczyć, jakichś ewentualnych działań agresywnych. Tutaj natomiast jest pole do takiej propagandy, że „to właściwie nie my”, że „to Białoruś”, „to nie Putin” – tłumaczył prof. Krzysztof Kornacki.

– Myślę, że należy podejść do tego bardzo poważnie. Ja nie chcę nikogo tutaj straszyć, ale przyjmijmy scenariusz negatywny: co może się wydarzyć? Chciałbym, żeby nad takimi scenariuszami pracowali specjaliści nasi, ale też i NATO. Jeżeli dojdzie do użycia tych sił, do prowokowania, załóżmy, padną strzały z tamtej strony, to co my wtedy zrobimy, jak odpowiemy? Co będzie dalej? Czy to będzie skutkowało wojną? Czy będziemy mówili tak, jak swego czasu na Ukrainie mówiono, że to „zielone ludziki”, że to nie Rosja, nie Białoruś, w zasadzie to nie wiemy kto? Teraz pytanie, jak my się zachowamy? Miejmy świadomość, że oni będą testowali tę sytuację. To nie chodzi o to, że wjadą czołgi, ale naprawdę było już blisko parę razy, że padały z tamtej strony strzały, teraz padną znowu. My nie odpowiemy, będziemy się chować, zostanie, nie daj Boże, ranny ktoś po stronie Polski, zastrzelony… i jak mamy się zachować? Ja nie potrafię na to odpowiedzieć. Ale co, jeżeli odpowiemy ogniem? Nastąpi eskalacja i wchodzimy wówczas w sytuację wojenną. Trzeba się mocno zastanowić co z tym zrobić, bo to nie są żarty. To nie są przelewki. Wystarczy jeden strzał i może dojść do konfliktu światowego – argumentował Robert Kwiatek.

Posłuchaj:

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj