Donald Tusk uznał za wiarygodnego człowieka zarzucającego mu łapówkarstwo. Kim jest Marcin W.?

(fot. Radio Gdańsk, Facebook/Cezary Gmyz)

Na początku tygodnia Donald Tusk zorganizował konferencję prasową, na której zażądał powołania komisji śledczej. Miałaby ona ocenić słowa wypowiedziane przez Marcina W., opisane przez tygodnik „Newsweek”. Marcin W., oskarżony w jednej ze spraw będących odpryskiem afery taśmowej, miał między innymi zeznać, że nagrania polityków dokonane w latach 2013 i 2014 zostały sprzedane rosyjskim biznesmenom. Na tej podstawie Donald Tusk zbudował pewien plan polityczny, którym chciał uderzyć w rząd, ale pojawił się problem – dwa lata temu „Gazeta Polska” opublikowała inne zeznania tego samego człowieka, z których wynika, że Michał Tusk miał przyjąć 600 tysięcy euro łapówki na rzecz swojego ojca, żeby umożliwić dostarczenie gigantycznych ilości węgla do państwowej wówczas spółki Ciech.

W audycji „Lista Rachonia” prowadzący Michał Rachoń rozmawiał o tej sprawie z dziennikarzem śledczym Cezarym Gmyzem, który określił Marcina W. jako osobę „mocno niewiarygodną”. – Marcin W. był prezesem kilku spółek i swego czasu został polecony przez prezesa firmy handlującej rosyjskim węglem. W ten sposób został szefem Składów Węgla, jednego z najistotniejszych wówczas graczy na rynku węglowym. Trzeba tu powiedzieć, czym były Składy Węgla. Do czasu pojawienia się firmy na rynku handel węglem był mocno rozdrobniony, sprzedawały go rozmaite osoby i spółki, a nie było czegoś, co można by określić jako odpowiednik na przykład stacji benzynowych. Taką firmę stworzył Marek Falenta i niestety został mu polecony właśnie Marcin W. W pewnym momencie ta firma miała szansę zdominować rynek handlu węglem, dlatego stworzyła odpowiednią infrastrukturę – opowiadał.

Gmyz podkreślał, że Marek Falenta jest ofiarą Marcina W. – Nie miał pojęcia, że ma do czynienia z notorycznym oszustem. W momencie, gdy ten człowiek został prezesem Składów Węgla, miał już na karku kilka wyroków karnych, a w sumie miał ich, jeżeli dobrze pamiętam, kilkanaście. Oszukał całą masę firm, a także samego Marka Falentę, w wyniku czego ten stracił wiele milionów złotych; wówczas zorientował się, że ma do czynienia z oszustem. Potem Marcin W. został zatrzymany i zaczął rozpaczliwie walczyć o status świadka koronnego, który pozwoliłby mu uniknąć odpowiedzialności – mówił.

Dziennikarz zauważył, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej rozminął się z prawdą, wskazując na status Marcina W. – Donald Tusk na swojej poniedziałkowej konferencji prasowej, chcąc podkreślić wiarygodność tego człowieka, powiedział, że dostał on status świadka koronnego, ale nie jest to prawdą, ten status nie został mu przyznany. Trzeba pamiętać, kim jest mały świadek koronny i podchodzić do ludzi, którzy taki status mają, z pewnego rodzaju ostrożnością. Marcin W. zabiegał o status świadka koronnego, a żeby go uzyskać, musiał wyjawić prokuraturze jakieś przestępstwo, o którym ta jeszcze nie wiedziała; wybrał przestępstwo korupcyjne, jakiego mieli dopuścić się on sam, Marek Falenta i syn Donalda Tuska, w którego przypadku miała to być korupcja bierna, podczas gdy w przypadku dwóch pozostałych korupcja czynna – tłumaczył.

Gmyz wskazywał na irracjonalność postawy byłego premiera. – Donald Tusk jest człowiekiem dość przebiegłym i inteligentnym; trudno uwierzyć w to, że nie zapoznał się z komunikacją prasową, która dotyczyła jego syna, i że nie rozmawiał o tym. Być może zapomniał nazwiska osoby, która składała takie zeznania, ale ktoś go albo on sam wpędził na minę czy – jak mówią niektórzy – wdepnął na grabie, bo to, czego usiłował użyć przeciwko rządowi PIS-u, obróciło się przeciwko niemu i dzisiaj wszyscy zadają sobie pytanie, czy ta łapówka rzeczywiście została wręczona – zauważał.

Posłuchaj całej audycji:

MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj