Opozycja wycofuje się ze swoich obietnic. W „Liście Rachonia” o planach PO i jej koalicjantów

(Fot. archiwum RG, Twitter/Tomasz Sakiewicz)

Od wyborów parlamentarnych, w których Prawo i Sprawiedliwość — partia, która rządziła w Polsce przez dwie kadencje — zdobyła największą liczbę głosów, wygrywając, przynajmniej formalnie, wybory, minął już prawie tydzień. Jednak zwycięstwo, wyrażone liczbą głosów i pierwszym miejscem na wyborczej mecie, nie jest równoznaczne ze zwycięstwem wyborczym.

Do przejęcia władzy w Polsce potrzeba jest w pierwszym kroku minimum 231 miejsc w parlamencie. Nie zanosi się na to, aby Prawo i Sprawiedliwość jako partia posiadała tego rodzaju większość i nie zanosi się na to, aby była w stanie stworzyć większościowy rząd w Polsce. A więc pomimo zwycięstwa wyborczego najprawdopodobniej tę kadencję Prawo i Sprawiedliwość spędzi w opozycji. Partie, które do tej pory przez dwie ostatnie kadencje były partiami opozycyjnymi, przygotowują się do przejęcia rządów w Polsce, a kiedy ich przedstawiciele pytani są w studiach radiowych i telewizyjnych o plany dotyczące własnych obietnic wyborczych, padają odpowiedzi, które trudno uznać za zaskakujące.

Całość kampanii wyborczej toczyła się wokół, między innymi, spraw związanych z bezpieczeństwem socjalnym, z bezpieczeństwem militarnym, a także wokół spraw związanych z suwerennością państwa polskiego. Ugrupowania, które przygotowują się w tej chwili do rządów, twierdziły, że nic, co dane, nie będzie zabrane. To dotyczyło głównie kwestii dotyczących programów społecznych. W kwestiach dotyczących imigracji słyszymy, że już teraz będzie można prowadzić rozsądną politykę imigracyjną, a w kwestiach dotyczących spraw podatkowych słyszymy, że to się dopiero zobaczy, kiedy partie opozycyjne będą w stanie zapoznać się ze stanem budżetu. Ze stanem budżetu, który znany jest świetnie z ustawy budżetowej i który znany był w momencie, kiedy te partie składały swoje propozycje wyborcze.

STAN POLSKIEJ ARMII

Kilka dni po ogłoszeniu wyników wyborów, w których Platforma Obywatelska i jej koalicjanci uznali się za koalicję zwycięską, choć nie została jeszcze formalnie powołana, już słyszymy pierwsze zapowiedzi. Między innymi Tomasz Siemoniak stwierdził, że polska armia powinna liczyć 150 tys. żołnierzy, już w tej chwili wynosi ponad 180 tys. Co to oznacza? – Michał Rachoń zapytał o to swojego gościa, którym był Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny Gazety Polskiej.

– To na przykład może oznaczać likwidację WOT-u, bo WOT liczy 30 tys. żołnierzy. To by tę liczbę żołnierzy pokrywało. To może też oznaczać to, że ambicje obrony Polski i do czasu, aż przyjdzie pomoc NATO, zostaną pogrzebane, bo 150 tys. żołnierzy w warunkach wojny wyraźnie nie wystarcza w tej wielkości kraju. I oni to wiedzą. To jest armia ekspedycyjna, to jest armia, która może wspierać siły ONZ czy NATO w jakichś wyprawach, ale za mała do obrony przed frontalnym atakiem ze strony Rosji – wyjaśnił Tomasz Sakiewicz.

Posłuchaj:

Michał Rachoń/kł

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj