Według „Dziennika Gazety Prawnej” program 500 plus ma być poddany kontroli. Urzędnicy mają sprawdzić, na co wydają pieniądze rodzice pobierający 500 złotych na dziecko. W Gdańsku słychać zapowiedzi kontroli u rodzin wcześniej objętych opieką socjalną, jak i u tych lepiej usytuowanych. Jak chcą dowiedzieć się o złym wykorzystaniu pieniędzy? Wystarczy donos od „życzliwego sąsiada”. To będzie stanowiło podstawę do kontroli – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”
Do tych doniesień odniosła się Edyta Zaleszczak-Dyks z Gdańskiego MOPR. – Każdy rodzic wie w jaki sposób może wydatkować te środki i jakie ma potrzeby. My nie mamy możliwości narzucania celu, na który będą wydawane pieniądze. To niemożliwe, żeby awansem kontrolować rodziny. Nic takiego nie jest planowane, chociaż jesteśmy przygotowani na sygnały płynące z najbliższego środowiska dzieci, np. ze szkół – mówi Zaleszczak-Dyks.
Zanim jednak gdańscy urzędnicy zapewnili, że nie zamierzają kontrolować wydawanych pieniędzy z programu 500 plus, sprawę skomentowali eksperci audycji Ludzie i Pieniądze.
– To skrajnie niezręczne i nie podoba mi się to. Bardziej tu widzę rolę szkoły. Jeśli tam mimo 500 złotych dziecko ciągle będzie głodne albo w złych ciuchach to będzie argument, by to sprawdzić. To muszą być jednak merytoryczne przesłanki, a nie zwykły donos. Tak jednak szkoły powinny działać od zawsze. Apeluję do gdańskich urzędników: nie zachęcajmy do donosów, nie straszmy, nie zniechęcajmy ludzi. Wykonujmy normalną pracę – mówił Artur Kiełbasiński z Radia Gdańsk.
UWAGA NA NADMIERNY RYGOR
Słowa samorządowców nie do końca spodobały się przedstawicielom rządu. Jak informuje Gazetaprawna.pl, wiceminister rodziny Bartosz Marczuk uważa, że nie ma sensu zbyt rygorystyczna kontrola rodzin korzystających z programu 500 plus. – Zakładam, że osoby, które nie są objęte opieką socjalną, nie będą tych środków marnotrawić, a jeśli już, to będzie to zjawisko marginalne. Żyjemy w kraju normalnych ludzi i nie uważam, by urzędnik miał decydować, w jaki sposób rodzina ma wydawać pieniądze. Oczywiście, jeśli gminy otrzymają sygnały o marnotrawieniu środków, będą to weryfikować, ale nie chcemy tworzyć systemu skrajnie paternalistycznego – mówi dla portalu Gazetaprawna.pl.
– Zaniepokoiła mnie jedna rzecz, czyli takie dzielenie na dwie kategorie: na ludzi znajdujących się pod opieką socjalną i tych bogatszych. Nie podoba mi się takie podejście. Bardziej podoba mi się podejście ministerstwa, które nie widzi możliwości takiej kontroli. Spłata kredytu zadłużonej rodziny też jest pomocą dla dzieci. Czy każdy teraz ma zbierać wszystkie rachunki i pokazywać, że kupiono za te pieniądze kredki i lody? – zastanawiała się Wioletta Kakowska-Mehring z portalu Trójmiasto.pl.
ZWIĘKSZY SIĘ LICZBA URZĘDNIKÓW?
Wprowadzenie kontroli może wiązać się ze zwiększeniem liczby urzędników, którzy mieliby się tym zająć. Zapowiedzi ograniczały się jednak tylko do szczebla samorządowego.
– Chciałbym przypomnieć, że prawdopodobnie jednym z powodów, dla których Platforma Obywatelska przegrała wybory, było niespełnienie deklaracji, że zmniejszy się liczba urzędników. Jeśli teraz będzie coraz więcej urzędników, choćby mających skontrolować 500 plus, to będzie źle znaczyło dla obecnego rządu. Te pieniądze mogą wpłynąć na polepszenie koniunktury. Z tej perspektywy nie jest ważne, czy zostanie kupiony jakiś kurs, czy trampolina dla dzieci – stwierdził Maciej Goniszewski z Radia MORS.
PRETEKST DO INWIGILACJI?
Dyrektor Instytuty Badań nad Gospodarką Rynkową, mówił że gdy tylko usłyszał o kontroli programu, przeszedł go dreszcz. – Jednak z drugiej strony, jeżeli ktoś daje ci pieniądze, to może cię w jakiś sposób kontrolować. Każdy się z tym spotyka. W tym kontekście niebezpieczne by było, gdyby ten program stał się pretekstem do inwigilowania rodzin i sprawdzania ich wydatków. To byłoby złe. Nikt z nas nie ma nic przeciwko temu, żeby niektóre instytucje reagowały, gdy dzieje się źle. To jednak nie powinien być pretekst do inwigilacji ekonomicznej – zaznaczał ekonomista.
Posłuchaj audycji:
Wiktor Miliszewski