Wskaźnik Rynku Pracy, informujący o przyszłych zmianach wielkości bezrobocia, wzrósł w czerwcu o ponad jeden punkt. To wzrost trzeci miesiąc z rzędu – wynika z analiz Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych. Czy po tych danych wyprzedzających można wnioskować, że sytuacja na rynku pracy zaczynam nam się zmieniać? O to w programie „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka zapytała ekspertów: Natalię Bogdan, prezes JobHouse, oraz Adama Protasiuka, wiceprezesa Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza.

– W mojej branży, a pracuję w firmie rekrutacyjnej, odczuwamy odwrotny trend. Firmy rekrutują na potęgę. Widzimy coraz więcej firm zainteresowanych pozyskaniem nowych pracowników. Gdzieś tam słyszy się zza oceanu o zwolnieniach, więc firmy technologiczne, które śledzą te informacje, mają lekkie obawy, że to przyjdzie do nas, ale na razie nie ma o co się martwić. Jedyną branżą, która może mieć kłopoty i potrzebę redukcji części personelu, są banki i firmy zajmujące się kredytami. Kredyty jest coraz trudniej pozyskać, wymagany jest wyższy wkład własny, oprocentowania rosną, więc mniej osób będzie też zainteresowanych pozyskiwaniem kredytów, zatem tutaj upatruję możliwości jakichś zmian i trudności w zdobyciu pracy – oceniła Natalia Bogdan.

– Dziś następuje jeszcze uzupełnienie permanentnego braku pracowników z lat minionych, więc to rzeczywiście nie jest moment, żeby spodziewać się radykalnego wzrostu bezrobocia. Wiemy, że prognozowanie w tych czasach jest ryzykowne, ale jeśli chcielibyśmy się pokusić o jakąś prognozę, to raczej należy oczekiwać, że końcówka roku już nie będzie taka optymistyczna. Pewne sygnały już napływają z rynku. Na ten moment wskaźniki są pozytywne, ale wiemy, że one mówią o historii, natomiast jeśli mówimy o przyszłości, to raczej należy się spodziewać, że najpierw będziemy mieli wstęp do recesji, a dopiero skutkiem tego wstępu będzie wzrost bezrobocia – powiedział Adama Protasiuk.

am