Płace rosną wolniej niż inflacja. „Zbyt wysokie roszczenia mogą doprowadzić do upadku firmy”

Przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw we wrześniu wzrosło o 14,5 proc. rok do roku. Wzrost płac jest wyższy niż oczekiwano, ale wciąż niższy od inflacji. Co oznacza to dla polskiej gospodarki? O tym Iwona Wysocka rozmawiała z Przemysławem Kitowskim z firmy Mudita oraz Markiem Krzykowskim, menedżerem AK Construction i byłym prezesem International Paper.

– Pracownik chce zarabiać więcej, bo wszędzie dookoła ceny rosną. To logiczne, że chce zniwelować inflację, aby siła nabywcza pieniądza nie była tracona. Żeby pieniądze, które zarabia co miesiąc, wystarczyły na podobny poziom życia, który miał do tej pory. Z drugiej strony mamy pracodawcę, który ma podpisane kontrakty. On wie, że ma klientów, bo cena i jakość jest adekwatna do tego, czego chciał klient. Jeśli podnosimy pensje, ktoś musi ponieść różnicę. Możemy albo przerzucić to na klienta końcowego, albo przeznaczyć na to część zysków firmowych. Przy tak dużej inflacji zyski nie wystarczają na pokrycie tej różnicy – mówił Kitowski.

– Wzrost cen, szczególnie dla końcowych klientów detalicznych, jest duży. Życie jest sztuką kompromisu. W tej chwili najważniejszy będzie kompromis między pracodawcami a pracownikami. Zbyt wysokie roszczenia pracownicze mogą spowodować, że firma upadnie. Rośnie płaca minimalna, ale musimy zachować różnice między pracownikami w stosunku do ich kompetencji i obowiązków. Podwyżki muszą być relatywnie dla wszystkich. Potrzebne jest zrozumienie społeczne, że dla osób wyżej zarabiających roszczenia na poziomie inflacji są w wielu przypadkach nierealne. To nie tylko kwestia zjadania zysku, ale zaprzestania inwestycji. Będzie potrzebnych więcej regulacji na trudny czas – ocenił Krzykowski.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj