Dane GUS-u dotyczące wynagrodzeń i ich interpretacje. „Wzrosty płac w Polsce będą dwucyfrowe”

(Fot. Radio Gdańsk)

Główny Urząd Statystyczny podzielił się danymi, które podobno zaskoczyły ekonomistów. W listopadzie przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach wyniosło 6 857,96 zł brutto. To o prawie 14 proc. – a dokładnie o 13,9 proc. – więcej niż przed rokiem w tym samym czasie. Poza tym w listopadzie zwiększyła się liczba miejsc pracy o ponad 6 tysięcy etatów. Wzrosła także produkcja sprzedana przemysłu. Była wyższa o 4,6 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2021 roku, a w porównaniu z poprzednim miesiącem wzrosła o prawie 3 proc. Między innymi o te dane oraz o to, co one oznaczają, Iwona Wysocka zapytała gości audycji “Ludzie i Pieniądze” – Kazimierza Koralewskiego oraz Grzegorza Pellowskiego.

Na początek punktem zaczepienia rozmowy były przede wszystkim podwyżki płac oraz opinie rozmówców na ich temat. – 14 proc. to na pewno duży wzrost, bo na pierwsze trzy kwartały bieżącego roku, GUS podaje inflację średnioroczną 13,1 proc. W związku z tym, kiedy słyszymy 14 proc., to znaczy, że gonimy tę średnioroczną inflację. A przecież mówiło się o tym, że musimy jakoś ją dławić, działać antyinflacyjnie. Na pewno w płacach jest takie ciśnienie, żeby wyrównać straty, a inflacja to jest ewidentnie strata. Stąd wnioskuję, że jednak te wzrosty płac w Polsce będą dwucyfrowe. W zeszłym roku jeszcze nie mieliśmy takiej prognozy, jak to w rzeczywistości będzie wyglądało. Natomiast dzisiaj wydaje mi się, że na pewno średnioroczna podwyżka będzie w granicach – szacuję – 15 proc. W styczniu będziemy to już wiedzieli na pewno. Stąd związki zawodowe i grupy pracownicze przygotowują się już do dyskusji i negocjacji z pracodawcami. Jednak musimy też patrzeć realnie na ekonomię własnych przedsiębiorstw, bo to przecież też decyduje o tym, czy w ogóle da się sięgnąć po te podwyżki, w zależności od koniunktury branży, czy rezerw danej firmy – tłumaczył Kazimierz Koralewski, wiceprezes Portu Gdynia.

– To jest bardzo duży wzrost płacy. Trzeba się jednak przygotować. Przedsiębiorcy już dzisiaj myślą o tym, o ile podnieść cenę wyrobów, żeby zapewnić firmie jakąś przyzwoitą rentowność. Bo wiemy, że najniższe wynagrodzenie też rośnie i to rośnie z urzędu – odpowiadał Grzegorz Pellowski. – Przy poziomie bezrobocia rzędu 5 proc., to można powiedzieć, że przedsiębiorcy borykają się z naborem do pracy. Żeby pozyskać dzisiaj pracownika na rynku, pracodawca musi o niego walczyć, musi o niego zabiegać, musi go czymś zachęcić. Jedyną taką formą jest wynagrodzenie. Pracownik patrzy, ile zarobi w tym przedsiębiorstwie, a ile w innym. I żeby go jakoś skusić, to trzeba przedstawić jakąś dobrą ofertę płacową. To powoduje, że np. dzisiaj piekarz – mowa o samodzielnym piekarzu – naprawdę nieźle zarabia, nie wyjeżdżając za granicę. Lecz to jest ogromny koszt. To się natychmiast przekłada na koszty firmy, na jej rentowność, na cenę produktu i to też jest pewien element inflacji, że to się wzajemnie goni, a przede wszystkim goni cena. My, aby sprostać tym wszystkim wymaganiom, musimy podnosić ceny. Już wiemy, że cena naszych produktów musi w przyszłym roku średnio wzrosnąć między 20 a 25 proc., żeby sprostać wszystkim wzrostom cen, jakie nas czekają. Głównie energii – dodawał mistrz cukiernictwa, trójmiejski przedsiębiorca.

Tematami poruszonymi w audycji były także polskie terminale głębokowodne oraz tegoroczne ceny karpia.

Posłuchaj całej audycji:

ol

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj