Eksperci oceniają rządowy pomysł nowego dodatku do ciepła: „doraźny, ale potrzebny”

Będą dodatki do ciepła – nowy mechanizm rozliczeń dla mieszkańców bloków proponuje rząd. Zamysł jest taki, że ceny ciepła nie mogą pójść w górę więcej niż o 40 procent. Czy planowany termin wejścia w życie nowych przepisów nie jest za późny i jakie konsekwencje może mieć nowy dodatek? O te kwestie w programie „Ludzie i Pieniądze” Iwona Wysocka zapytała swoich gości, którymi byli Roman Walasiński, prezes Swissmed, oraz Bogusław Wieczorek, pełnomocnik zarządu Olivia Business.

Podwyżki cen za ciepło w założeniu już wcześniej miały wynieść maksymalnie 40 proc. w porównaniu do rachunków sprzed roku – to założenie przyjętego jeszcze raz również wczoraj w projekcie nowelizacji ustawy autorstwa Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Te przepisy, jeśli nic się nie popsuje po drodze, mają wejść w życie od lutego. W dokumencie ustalono najwyższą możliwą skalę podwyżek na poziomie 40 proc. niezależnie od źródła ciepła dostarczanego przez miejscowe przedsiębiorstwo cieplne.

Czy wejście nowelizacji ustawy w życie ustabilizuje sytuację mieszkańców budynków wielorodzinnych, którym spółdzielnie podniosły opłaty za ogrzewanie w skrajnych przypadkach znacznie ponad 100 procent, a czasem nawet 300 procent?

– Gdy mówimy o wzroście rzędu 100 czy 300 proc. to zawsze się pojawia pytanie o wartość bazową, czyli ile te spółdzielnie i ci odbiorcy płacili dotychczas, bo bardzo możliwe, że płacili poniżej rynku. Natomiast odpowiadając na pytanie, na pewno pomoże to złagodzić szok inflacyjny. Ta inicjatywa była zapowiadana już kilka miesięcy temu i podejrzewam, że w roku wyborczym jeszcze kilka takich usłyszymy. To na pewno pomoże przejść łagodniej przez czas wysokiej inflacji ale z drugiej strony oznacza to także, że poziom zwiększonej inflacji będzie trwał prawdopodobnie dłużej. Czyli: zrobimy to łagodniej, ale dłużej. To zawsze jest kwestia jakiegoś wyboru – mówił Bogusław Wieczorek.

– To bardzo skomplikowana sytuacja. Z jednej strony mamy tu bardzo ważne potrzeby mieszkańców, obywateli. Z drugiej strony są globalne wyzwania, które przynosi nam życie. Wydaje się więc, że te poczynania trzeba miarkować rozsądnie. Rzeczą oczywistą jest, że konsekwencje i tak poniesiemy my wszyscy. Jeśli to są dopłaty, to one idą gdzieś z centralnego źródła. Mam tu na myśli budżet, a mechanizm pozyskiwania środków do budżetu jest znany – to są podatki i inne opłaty. Natomiast rzecz polega na tym, że wydaje się, że tego typu regulacja doraźnie jest dobra i taka musi być na tę okoliczność, ale szkoda, że mówimy o lutym, a nie np. wrześniu ubiegłego roku. Ale z drugiej strony wydaje się też, że warto by przeanalizować kontekst pozyskiwania tej energii. To jest sytuacja, w której tak naprawdę – a widzimy to wszędzie – jest skłonność do tego, aby producenci więcej zarabiali. Skoro w tej chwili rząd się zdeklarował, że będzie płacił czy dopłacał do producentów energii czy też energii cieplnej dodatkowe środki, to istnieje taka pokusa, aby o tę cenę nie dbać, aby tę cenę wywindować. Już nie wspomnę o tym, że kolosalne zyski uzyskują w tej chwili przedsiębiorcy, którzy zajmują się dystrybucją węglowodorów. Warto by się temu dokładnie przyjrzeć, bo na koniec dnia rachunek i tak zapłacimy wszyscy. Co nie zmienia postaci rzeczy, że jest to cenna, niezwykle poważna i potrzebna inicjatywa – skomentował z kolei Roman Walasiński.

W dalszej części rozmowy zastanawiano się także nad tym, dlaczego w aptekach na świecie i w Polsce brakuje niektórych leków, jak na tle innych krajów wypada Polska oraz jak tę sytuację zmienić.

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj