Pani Maria Filipionek jest najstarszą mieszkanką Wyspy Sobieszewskiej. Przyjechała w 1946 roku z rodzicami z Wileńszczyzny jako młoda wdowa wojenna z małym dzieckiem. Osiedlili się w Bąsaku, bo tak brzmiała ówczesna spolszczona (z niem. Bohnsack) nazwa Sobieszewa.
Rodzina upodobała sobie wymalowany na żółto dom, tonący we wczesnowiosennych kwiatach. Maria później na fundamentach chlewu zbudowała dom, w którym mieszka do dzisiaj. Powtórnie wyszła za maż i wychowała czwórkę dzieci. Drugie małżeństwo nie było szczęśliwe, o czym pani Maria opowiada z ogromnym poczuciem humoru. Pyszna jest opowieść, jak na pogrzebie męża nie mogła się powstrzymać od radosnego śmiechu.
Wspomina też rodzinny dom na Wileńszczyźnie, szkolną wycieczkę do Gdańska i Gdyni oraz powojenną wędrówkę po gruzach Gdańska. I piękny Bąsak, który stał się nieładnym Sobieszewem, tak przynajmniej twierdzi pani Maria. Przeciwnego zdania o urodzie dzielnicy jest jej wnuczka Natalia, która wkrótce wraca w rodzinne strony i która uzupełnia oraz koryguje barwne opowieści 95-letniej Babci Filipionek.