Panie z Ukrainy, które uciekły przed wojną i zatrzymały się w Gdańsku, nie chcą siedzieć bezczynnie. Od dwóch tygodni w domu pani Agnieszki na gdańskim Suchaninie odbywa się akcja lepienia oryginalnych pierożków pielmieni.
Pani Agnieszka wspomina, że od samego momentu przyjazdu goszczące u niej Ukrainki prosiły ją o wyznaczenie jakichś zajęć.
– Pytały mnie, jaką mam dla nich pracę. Nie chciały siedzieć bezczynnie, lecz być pomocne w domu. A ja nie zgadzałam się, żeby sprzątały – opowiada.
PANI ALA WYKŁADA NA UCZELNI I ŚWIETNIE GOTUJE
Pani Ala z Kijowa przyjechała do Gdańska z córką. Pracuje na uniwersytecie, który zresztą cały czas funkcjonuje – wykładowczyni prowadzi zajęcia online. Poza tym świetnie gotuje. Zaproponowała więc, że będzie lepić pierogi. Dołączyły do niej inne panie. Tak rozpoczęła się akcja, dzięki której Ukrainki mają środki na zaspokojenie podstawowych potrzeb i zakupy.
– Przyjeżdżało do mnie coraz więcej osób. I coraz więcej pojawia się w kuchni przy wspólnym lepieniu pierogów. Rozmawiamy o różnych rzeczach. One przekazują mój adres koleżankom na granicy. Dlatego codziennie ktoś do mnie dzwoni i zatrzymuje się u mnie – mówi pani Agnieszka,
UKRAINKI POCHODZĄ Z RÓŻNYCH MIEJSCOWOŚCI
Są rodziny z Charkowa, Żytomierza, Kijowa, w którym została 90-letnia posiadająca polskie korzenie mama pani Alicji.
– Domowej roboty przysmaki szybko znajdują nabywców w naszej dzielnicy, ale nie tylko. Informację rozwiesiłam najpierw na swojej ulicy. Po prostu napisałam na kartce, że jeśli ktoś chce, to zachęcam do wspomagania „moich” Ukrainek. Można kupić pierożki, a są naprawdę pyszne i na pewno niedrogie, biorąc pod uwagę to, jak smakują. U mnie zajada się nimi cała rodzina – zachwala pani Agnieszka.
Pielmieni można jeść na wiele różnych sposobów – na słodko, na ostro, a nawet w rosole.
PIEROŻKI TRAFIĄ TEŻ DO SZWECJI
Poczta pantoflowa działa, Facebook także. Suchanino szybko dowiedziało się, że w jednym z domów przy ulicy Nad Jarem można kupić wyśmienite pierożki, a cały dochód z ich zakupu pozwala mieszkankom Ukrainy na drobne wydatki.
W paczce są 24 pierożki, ale jest też możliwość zrobienia większej ilości.
– Ostatnio dostałyśmy zamówienie na 60 sztuk do Szwecji. Jeszcze dziś trafią na prom do Sztokholmu. Pani, która po nie przyjechała, zamierza przyrządzić je „na gotowo” – żeby się nie rozmroziły, pojadą już ugotowane – dodaje pani Agnieszka.
DODATKOWE POZYTYWNE SKUTKI
Oprócz świetnie doprawionego farszu panie wkładają w pierożki mnóstwo serca i wdzięczności. Ale jest jeszcze inna ważna rzecz.
– W końcu poznałam lepiej sąsiadów. Do tej pory mieszkaliśmy w tej dzielnicy anonimowo – zwierza się właścicielka domu przy ulicy Nad Jarem.
Współcześnie często żyjemy zamknięci w mieszkaniach, często się spieszymy. A podczas rozmowy ludzie otwierają się przed sobą.
PIEROGÓW NIKT NIE ZLICZY
Akcja coraz bardziej się rozkręca, chociaż trzeba podkreślić, że nie ma ona charakteru hurtowego. To raczej symboliczna pomoc ludziom w usamodzielnieniu się.
Do tej pory przez dom pani Agnieszki przewinęło się kilkanaście osób i rodzin. – Obecnie mieszka u mnie 12 osób. Ile zrobiłyśmy pierogów? Tego nikt nie liczy. Ale codziennie mamy telefony i ktoś dzwoni do drzwi. Z odbiorcami umawiamy się SMS-owo lub na Facebooku. Wystarczy dzień wcześniej napisać, ile chce się zamówić i następnego dnia odebrać pierożki. Nie robimy ich na zapas, nie przetrzymujemy w lodówce. Wieczorem lepimy, a rano ludzie odbierają. Oczywiście można zamówić pielmieni z mięsem, ale jesteśmy otwarte również na inne zamówienia: z ziemniakami, kaszą, serem lub rybą – opowiada pani Alicja.
Zapraszamy do wysłuchania reportażu Anny Rębas „Pielmieni – pierogi wdzięczności”:
Anna Rębas/MarWer