Z uczelni do telewizji. Prowadzący kultowego „Laboratorium” Wiktor Niedzicki gościem Radia Gdańsk

(Fot. mat. pras.)

Któż nie pamięta kultowego programu telewizyjnego „Laboratorium” i jego prowadzącego? W tym odcinku naszego programu edukacyjnego „Pomorze, Nauka, Świat” gościem Przemysława Rudzia oraz Sławomira Nichczyńskiego była wyjątkowa osobowość świata mediów i nauki Wiktor Niedzicki.

To wieloletni dziennikarz Polskiego Radia i Telewizji Polskiej, popularyzator nauki, twórca legendarnego programu „Laboratorium” i wielu innych, a także wykładowca na Politechnice Warszawskiej. Na antenie Radia Gdańsk opowiedział o tym, jak to się stało, że z uczelni trafił do radia i telewizji.

– Byłem wówczas doktorantem w Instytucie Chemii Organicznej Polskiej Akademii Nauk, gdzie zajmowałem się chemią kwantową. Ale miałem również drugi zawód, a mianowicie śpiewałem. Koledzy z instytutu wiedzieli więc, że oprócz tego, że jestem zarówno fizykiem, jestem też muzykiem. Koleżanka z sąsiedniego laboratorium powiedziała mi kiedyś, że jej znajoma z radia szuka kogoś, kto ma zarówno ścisłe, jak i humanistyczne podejście. Poszedłem więc na spotkanie, na którym zaproponowano, abym napisał jakiś tekst. A tak się składa, że kilka miesięcy wcześniej zacząłem myśleć o popularyzacji nauki. Gdzieś to we mnie tkwiło, że trzeba się wiedzą dzielić. Zacząłem więc przygotowywać tekst dla radia, ale wówczas moja znajomość rynku popularyzatorskiego była niewielka, a właściwie żadna. To były lata 70. ubiegłego wieku. Gotowy tekst przyniosłem do radia, wysłano mnie, żebym to przeczytał w studio. Zrobiłem to, a później usłyszałem: „proszę przyjść za tydzień”. I ja nie przyszedłem, ponieważ odebrałem to na zasadzie: „kiedyś może odezwiemy się do pana” – mówił gość Radia Gdańsk.

Prowadzący Sławomir Nichczyński i Przemysław Rudź (fot. Radio Gdańsk/Martyna Kasprzycka)

Wówczas, jak wspominałem, zajmowałem się chemią kwantową i wykonywałem obliczenia do pracy doktorskiej, nierzadko siedziałem po nocy czy nawet do rana, potem odsypiałem, a następnie wracałem do instytutu koło południa czy po południu. Któregoś dnia przychodzę do instytutu, a koledzy od razu do mnie krzyczą: „prezes cię szuka”. Byłem zaskoczony: bo jak to, prezes Polskiej Akademii Nauk szuka jakiegoś doktoranta? Co się okazało, prezes PAN i redaktor naczelny Polskiego Radia mieli takie samo nazwisko. Gdy koledzy usłyszeli to nazwisko przez telefon, od razu skojarzyli, że to na pewno prezes. Tymczasem telefonował redaktor naczelny, który do mnie mówi: „miał się pan zgłosić za tydzień, wszystko jest przygotowane, czeka przepustka i biurko, a pan nie przyszedł”. Od razu zaproponowano mi etat od kolejnego miesiąca po tym, jak kończyło mi się stypendium. I tak to się zaczęło – opowiadał na naszej antenie.

POSŁUCHAJ CAŁEJ AUDYCJI:

raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj