Gdynia nadal nie może sprzedać terenu po słynnym Maximie. Radni mają odmienne pomysły na temat jego dalszych losów

W „Samorządowym Piątku” radni Gdyni rozmawiali o przyszłości reprezentatywnych i ważnych dla mieszkańców terenów. Miasto kolejny raz odwołało przetarg dotyczący sprzedaży działki po dawnym Maximie. Zgłosił się rzekomy spadkobierca dawnych właścicieli. Kiedy uda się uporządkować działkę tuż przy orłowskiej plaży? O tym dyskutowali Marika Domozych, Samorządność Wojciecha Szczurka oraz Marcin Bełbot, Prawo i Sprawiedliwość. – Maxim to nie tylko jeden budynek, lecz cały zespół budynków w niezwykle atrakcyjnej lokalizacji. I ten zespół składa się z dwóch głównych części, które w miejscowym planie zagospodarowania zostały podzielone jako część usług i turystyki oraz pozostałą, którą miasto może sprzedać. Pod znakiem zapytania jest budynek Maxima i Czerwonego Dworu. Jakiś czas temu wpłynął do sądu rejonowego wniosek, żeby wpisać do księgi wieczystej wzmiankę, że taki spadkobierca chciałby nabyć prawo pierwokupu, a nie zwrotu. Nasi urzędowi prawnicy twierdzą, że spadkobierca prawa pierwokupu nie ma. Nie ma takiej podstawy i miasto podtrzymuje to stanowisko – powiedziała Marika Domozych.

– My i duża część mieszkańców stoimy na stanowisku, że ten teren powinien pozostać otwarty dla mieszkańców i nie powinniśmy go sprzedawać. Proponowałem, by zrobić tam park, a na części postawić mały budynek z możliwości uruchomienia różnych usług. Obawiam się, że sytuacja będzie się jeszcze ciągnąć wiele lat. Takie zapewnienia od miejskich urzędników słyszeliśmy chociażby około 2011 roku w sprawie Parku Rady Europy. Jak to się skończyło, już wiemy. Miasto utraciło ten park – dodał Marcin Bełbot.

– Stoję na stanowisku, że miasto powinno skupiać się na rozwoju przestrzeni publicznych, polityk społecznych, rodzinnych, kulturalnych. A tym, w jaki sposób zagospodarujemy poszczególne tereny, zajmują się głównie inwestorzy komercyjni, prywatni. Myślę, że miasto nie powinno realizować klubów i restauracji, bo tworzy nam się pewien rodzaj monopolu, do którego nie powinniśmy dopuszczać. Trzeba by zaangażować niezwykle dużą liczbę osób i instytucji, a już teraz są zarzuty, że tych instytucji jest za dużo – zauważyła Marika Domozych.

– Nasza obawa co do tej strategii wynika z tego, że mamy przykład po drugiej stronie ulicy Orłowskiej. Tam powstała Orłowska Riviera. Są to mieszkania, jest wielki płot, wszystko zamknięte na trzy spusty i mieszkańcy nie mają z tego żadnej korzyści. Nawet jako miasto nie mamy z tego korzyści, bo jeśli ktoś wykupił tam mieszkania inwestycyjne, gdzieś indziej płaci podatki i nawet nie zostawia ich w Gdyni. W przypadku strategicznych i ważnych dla gdynian miejsc, jako miasto powinniśmy zareagować, bo mamy narzędzia. Jeśli chodzi o koszty, należałoby rezygnować z innych rzeczy, jak wydarzenia miejskie, a tu dołożyć tych środków – zaproponował Marcin Bełbot.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj