Ma dwa lata i cztery łapy, a do tego mokry nos, radosne oczy i merdający ogon, potwierdzający owe szczęście w oczach. Uwielbia ludzi, zabawy i spacery. W słupskim schronisku dla zwierząt znalazła się, ponieważ poprzednim opiekunom zwyczajnie się… znudziła. W „Schroniskowych Historiach” Joanna Merceka-Łotysz rozmawiała z Martą Śmietanką, kierownikiem słupskiego schroniska dla zwierząt, o historii psiny Broshki, lokatorce słupskiej instytucji.
Suczka została znaleziona, gdy samotnie się błąkała, a poprzednim właścicielom prawdopodobnie się znudziła. – Przynajmniej takie głosy do nas trafiły, tak pisali ludzie pod postem, w którym szukaliśmy właściciela Broshki – mówi Marta Śmietanka, kierownik słupskiego schroniska dla zwierząt. – Sunia jest już prawie pół roku z nami. Przywieziono ją do nas z terenu Ustki. Nikt się po nią nie zgłosił, nikt jej nie szukał. Bardzo nas to dziwi, bo to jest naprawdę fajny pies – dodaje. – Właściciel wie, że zwierzak jest u nas w schronisku, ale mimo to nie odebrał suczki. Teraz już myślę, że nawet gdyby właściciele wyrażali wolę odebrania psa, to nie wydalibyśmy jej. Zwierzę to nie jest zabawka i nie można go traktować jak mebla czy misia na półce, którego można przestawić czy wyrzucić– zwróciła uwagę Marta Śmietanka.
Posłuchaj całej audycji:
Joanna Merecka-Łotysz/ol