Spółdzielnia w Pieckach-Migowie chce przenieść plac zabaw. Mieszkańców o zdanie nie spytano

(Fot. Radio Gdańsk/Grzegorz Armatowski)

W Pieckach-Migowie mieszkańcy protestują przeciw likwidacji placu zabaw wzdłuż bloku przy ulicy Marusarzówny 11. Zgodnie z zapowiedzią, infrastruktura ma zostać przeniesiona w inne miejsce, ponieważ deweloper zamierza zbudować nowe bloki na działce graniczącej z placem.

Mieszkańcy nie chcą zgodzić się na nowe rozwiązanie. Zorganizowali protest, zebrali 300 podpisów i złożyli dokument na ręce zarządu spółdzielni.

– Dostaliśmy ogłoszenie, że plac zabaw zostanie przeniesiony. Lubią go wszystkie tutejsze mamy, bo jest ładnie zlokalizowany, schowany w niecce między blokami i jak gdzieś indziej wieje, to tutaj wiatr jest najmniejszy. Jest też daleko od wszystkich dróg. Ten plac miał zostać przeniesiony jakieś 100 metrów dalej, pomiędzy bloki – mówi jeden z protestujących.

Mężczyzna wyjaśnia powody sprzeciwu. – Nie godzimy się na to dlatego, że z placem sąsiaduje działka dewelopera, który chce postawić tam blok. Dla każdej takiej działki trzeba wykonać analizę nasłonecznienia. Rozporządzenie ministra infrastruktury mówi, że w godzinach od 10:00 do 16:00 na taką działkę przynajmniej przez cztery godziny musi padać słońce. Brak placu zabaw bezpośrednio przylegającego do działki dewelopera powoduje, że może on postawić kilka budynków więcej, a skoro tak, to za jedno mieszkanie, które sprzeda, może postawić trzy takie place zabaw – tłumaczy.

Inna rozmówczyni reportera Radia Gdańsk wskazuje, że lokalizacja placu jest korzystna dla jej dziecka. – Generalnie nie jestem za tym, żeby zlikwidowano ten plac zabaw. Wiadomo: jak zlikwidują, postawią nam wielki gmach, a tego bardzo byśmy nie chcieli. Mamy blisko, więc jak „młody” podrośnie, to będzie w sam raz dla niego – dodaje.

„NIE CHCEMY, ŻEBY COKOLWIEK DZIAŁO SIĘ ZA NASZYMI PLECAMI”

Kolejny protestujący zauważa, że w sprawie nie chodzi tylko o brak dostępu do placu zabaw. – To pierwszy element, którego zlikwidowanie czy – jak mówią niektórzy – przeniesienie byłoby konieczne, natomiast ważnym elementem jest również fakt, że działki dewelopera znajdują się pomiędzy działkami LWSM Morena. Działki te nie mają dostępu do drogi publicznej, w związku z tym zarząd postanowił oddać również nasze grunty deweloperowi. Będą służyły jemu, a płacić za to wszystko będziemy oczywiście my, ponieważ jest to nasz teren, a on będzie korzystał ze służebności. Jak najbardziej nie mamy nic przeciwko budowaniu nowych osiedli. Nikt tu nie jest żadnym oszołomem. To są po prostu plotki i pomówienia, kiedy mówią, że nie chcemy nowych budynków. Jak najbardziej chcemy, osiedle też musi się rozwijać, ale nie chcemy, żeby cokolwiek działo się za naszymi plecami, żeby handlowano naszą własnością bez naszej wiedzy i zgody. Najważniejsze jest dla nas to, że po prostu zostaliśmy potraktowani bardzo przedmiotowo przez zarząd, który zawarł jakieś tajne umowy i nie chce udostępnić ich członkom spółdzielni, chociaż nie jest to zgodne z prawem spółdzielczym. Na takie rozwiązanie nie godzimy się i godzić się nie możemy – mówi.

Mężczyzna sugeruje, że opór mieszkańców jest spowodowany również złą komunikacją. – Myślę, że przede wszystkim należałoby porozmawiać z okolicznymi mieszkańcami, uzgodnić z nimi wszystko, łącznie z miejscami parkingowymi, które tracą w związku z powstaniem drogi dojazdowej, również w związku z tym, że tracimy działkę, która dzieli działki deweloperskie. Myślę, że jeśli wszystko byłoby odpowiednio przeprowadzone, mieszkańcy przemyśleliby to, wyciągnęliby odpowiednie wnioski i niezależnie od tego, czy wyraziliby zgodę, byłaby to jedyna słuszna decyzja, ponieważ mieszkańcy mają tutaj rację – podkreśla.

Jednak następna mieszkanka jednoznacznie opowiada się właśnie przeciwko budowie nowych budynków. – Tych bloków już chyba wystarczy. Każdy placyk jest niszczony i przekształcany w blokowisko – mówi.

Inny protestujący sugeruje, że deweloper też w pewnym sensie może być ofiarą sytuacji. – Uważam, że został trochę „nabity w butelkę”. Gdybym ja budował taki budynek, oczywiście przyszedłbym i zapytałbym, czy można przenieść plac zabaw. Jeżeli zarząd odpowiedział: „Tak, zobaczymy, co można zrobić”, to powinien podpisać umowę po konsultacjach z mieszkańcami, a nie przed nimi. Postawiono nas przed faktem dokonanym, umowa jest już podpisana, a jej treść pozostaje dla nas tajna. Nie podoba nam się to – podkreśla.

Prezes spółdzielni nie chciał rozmawiać z Radiem Gdańsk. Wcześniej na stornie spółdzielni pojawił się komunikat:

Szanowni Państwo,
Dziękujemy za uwagi i opinie zgłoszone w związku z planowanym przeniesieniem placu przy ulicy Marusarzówny. Informujemy, że zgodnie z najnowszymi uzgodnieniami z inwestorem, zrealizuje on budowę większego i atrakcyjniejszego placu zabaw w planowanym miejscu (100 m od obecnego), pozostawiając jednak poprzedni plac zabaw w dotychczasowej lokalizacji. Na tę chwilę skutkuje to brakiem realizacji terenu zielonego w miejscu dotychczasowego placu zabaw. Roboty przy wykonaniu nowego placu zabaw, o nieco innym kształcie niż pierwotnie pokazywany, rozpoczną się w ciągu kilku tygodni.
Jednocześnie informujemy, że kontynuujemy rozmowy z inwestorem w celu znalezienia finalnych rozwiązań dotyczących starego placu zabaw i planowanego w tym miejscu terenu zielonego. W chwili obecnej nie znamy finalnego rezultatu tych rozmów, ale już możemy powiedzieć, że w najbliższej przyszłości nie będziemy prowadzić żadnych prac na terenie dotychczasowego placu zabaw.

Na 9 czerwca zaplanowano marsz protestacyjny, do którego może przyłączyć się każdy. Manifestanci wyruszą o godzinie 18:00 z placu zabaw przy ulicy Marusarzówny 11.

Posłuchaj całej audycji:

Jak zwykle czekamy na Państwa komentarze i propozycje spraw, którymi powinniśmy się zająć. Adres e-mail to sosreporterzy@radiogdansk.pl.

Grzegorz Armatowski/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj