Budzili strach, krążyły o nich legendy, plotkowano o nich, a nawet nimi straszono. Wolnomularze. O nich w audycji „Strefa Historii” z Karolem Plata-Nalborskim, badaczem tematu i autorem książki „Śladami masonów z Kociewia i okolic. Dzieje lóż wolnomularskich w Starogardzie Gdańskim, Chełmnie, Świeciu i w Tczewie”, rozmawiał Daniel Wojciechowski.
Czym właściwie jest masoneria? – Oficjalna definicja mówi, że masoneria jest międzynarodowym ruchem etycznym, charytatywnym, stawiającym sobie za cel doskonalenie etyczne swoich członków, zorganizowanym wielostopniowo, ponieważ podstawą jest tak zwana loża błękitna ze stopniami ucznia, czeladnika i mistrza. Są również komórki stopni wyższych. Wolnomularstwo zostało zorganizowane, bo to był proces, na Wyspach Brytyjskich. Stamtąd trafiło do Francji i Niemiec, skąd przywędrowało do Polski, między innymi do Gdańska w drugiej połowie XVIII wieku, a stąd na Kociewie, gdzie przybyło również z Grudziądza, jeżeli mowa o loży świeckiej – tłumaczył ekspert.
Prawdziwe cele masonów nieco różniły się od oficjalnie deklarowanych. – Rzekomo spotykali się w celach towarzyskich, miało chodzić o zbliżenie ludzi różnych poglądów, stanów, narodowości, religii, osobowości. Oficjalnym celem była współpraca w celu budowania świątyni ludzkości. Wolnomularze mieli zarówno spotykania rytualne, ponieważ stowarzyszenie miało charakter obrzędowy, jak i zwykłe spotkania towarzyskie w stylu bankietów. Organizowano również swego rodzaju akcje charytatywne. Takie były podstawowe filary działalności lóż – wskazywał badacz.
Posłuchaj całej audycji:
Daniel Wojciechowski/MarWer