Krzysztof Wyszkowski nie musi przepraszać Lecha Wałęsy. Komentatorzy: „Role się odwróciły”

Sąd Najwyższy uchylił wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku z 2011 roku, zgodnie z którym były opozycjonista z czasów PRL Krzysztof Wyszkowski miał przeprosić Lecha Wałęsę za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB. O komentarz w sprawie tej przełomowej decyzji Jarosław Popek i Piotr Kubiak poprosili w „Studiu Polityka” Andrzeja Potockiego z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl oraz Marka Formelę z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl.


– Duża ulga dla Krzysztofa Wyszkowskiego. Ten proces stanowił w jego życiu ważny element. Lech Wałęsa dręczył go tym procesem, bowiem mając świadomość tego, że był „Bolkiem”, w sądzie upierał się, że Krzysztof Wyszkowski pomawia go o tajną współpracę z SB. To pierwsza kwestia. Druga kwestia jest taka, że sąd sam sobie przeczy. W kontekście tego ostatniego wyroku, który zapadł w Sądzie Najwyższym, mamy jeszcze wyrok lustracyjny z dawnych lat, gdzie Wałęsa praktycznie nakłamał. Bo dowody są niezbite, mamy dokumenty potwierdzające, które historycy zaakceptowali, gdzie „Bolek” podpisywał zobowiązania do współpracy. I to jest koronny dowód czarno na białym, że nie tylko donosił, ale brał za to wynagrodzenie. Trzeba by jakoś ten temat pociągnąć. Teraz role się odwróciły i w imię prawdy trzeba będzie pomęczyć trochę Lecha Wałęsę – powiedział Andrzej Potocki.

– To jest historia, która dręczy nas wszystkich, dlatego że dotyczy osoby, która w ważnych momentach historycznych stała się symbolem zaczynu przemian demokratycznych. W związku z tym prawda i kłamstwo, kłamstwo i prawda Lecha Wałęsy stały się sprawą, która dotyka wszystkich polskich obywateli zainteresowanych klarownym przebiegiem tych ważnych momentów naszej historii. Ten proces jest elementem wielkiego sporu w środowisku właściwie już od początku, gdy Anna Walentynowicz podniosła wątpliwości co do nieskazitelności Lecha Wałęsy. Problemu tego może nie eksponowano, ale był częścią wewnętrznych rozmów wśród działaczy „Solidarności”. Dzisiaj jest doświadczeniem ogólnospołecznym. Moim zdaniem Lech Wałęsa, tak jak stanął na wysokości zadania w ważnych momentach historycznych, tak nie potrafi stanąć w prawdzie w momencie, gdy stanąć w prawdzie powinien – ocenił Marek Formela.

W audycji odniesiono się również do sprawy posła PO Roberta Kropiwnickiego, który tłumaczy się, jak z poselskiej i samorządowej pensji dorobił się dziewięciu mieszkań.

– Ta sprawa przypomina sprawę Daniela Obajtka, tylko à rebours, czyli odwrotnie. Gdy Daniel Obajtek pomawiany był o nieudokumentowane źródła dochodu, w miarę szybko udał się do CBA, żeby prześwietlili źródła pochodzenia jego majątku. Kropiwnicki stoi przed taką decyzją i zdaje się, że jej nie podejmie, ponieważ najprawdopodobniej nie jest wszystko w porządku u niego w papierach. Bowiem, jak wieść gminna niesie, pan Kropiwnicki, pracując w spółkach i samorządzie, niewiele zarabiał, miał ok. 5 tysięcy złotych. W związku z tym powstaje pytanie, skąd pochodzą te pieniądze, za które kupił taką liczbę mieszkań. Mamy również gdański przykład śp. prezydenta Adamowicza, który też był kolekcjonerem mieszkań i też te źródła pochodzenia pieniędzy do tej pory są niezbyt jasne. Zresztą sprawa przeciwko pani Adamowicz dalej toczy się w gdańskim sądzie. Można powiedzieć, że PO słynie z dużych ilości nieruchomości w postaci lokali mieszkalnych – zauważył Andrzej Potocki.

– Myślę, że wszyscy powinniśmy zauważyć, że wbrew temu, co próbuje się mówić, wykonywanie władzy samorządowej jest znacznie bardziej intratne niż wykonywanie władzy państwowej. Podlega dużo mniejszym rygorom, w sposób bardziej wyrozumiały jest traktowane przez otoczenie medialne, mniej też władze samorządowe gryzie opozycja i łatwiej przeprowadzać różne interesujące projekty, takie jak kolekcjonowanie mieszkań. Byłoby dobrze, gdyby poseł Kropiwnicki, który jest dyżurnym mędrkiem Platformy i w każdej sprawie gotów jest perorować namiętnie, wyjaśnił, jak można kupić dziewięć mieszkań za 2,7 miliona złotych. Jaka jest wartość jednego metra? Bo wygląda na to, że były to bardzo okazjonalne transakcje. Może miał dostęp do jakichś unikalnych informacji? A może jakieś wsparcie pożyczkowe lub inne wykazane w oświadczeniach majątkowych? Jednym słowem poseł Kropiwnicki przegonił prezydenta Adamowicza o dwa mieszkania i pokazał, że żaden sufit w polityce nie obowiązuje – dodał Marek Formela.

 

am

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj