Europejczycy zagrożeni ubóstwem energetycznym. „Pożądane byłoby wyrzucenie Fit for 55 do kosza”

W środę Parlament Europejski przyjął kolejne założenia pakietu Fit for 55. Europarlamentarzyści przegłosowali poszerzenie systemu ETS i szybsze ograniczenie emisji. Nad tym, do czego doprowadzą kolejne zmiany, w „Studiu Polityka” zastanawiali się Jarosław Popek i Piotr Kubiak oraz Krzysztof Świątek z Polskiego Radia 24 i Andrzej Ługin z portalu Gdańsk Strefa Prestiżu.

– Powinniśmy domagać się zawieszenia systemu handlu emisjami CO2, przynajmniej do zakończenia wojny. Minister gospodarki Niemiec mówi, że więcej energii musi być pozyskiwane z węgla. Wszystko wskazuje na to, że tam nie będą wygaszane kopalnie. Najbardziej pożądane byłoby wyrzucenie projektu Fit for 55 do kosza. Z tego co słyszymy, zamiast resetu czy wyrzucenia projektu, jest raczej dociskanie pedału gazu. Są badania, które pokazują, że jeśli ceny energii dalej będą rosły, 40 proc. obywateli Unii Europejskiej będzie zagrożonych ubóstwem energetycznym. To będą głównie przedstawiciele Europy Środkowej. Powinniśmy domagać się renegocjacji okresów odchodzenia od energii konwencjonalnej. W Polsce każe się doprowadzić kopalnie do wygaszenia, od czego nie będzie odwrotu, tymczasem kraje takie jak Niemcy wykorzystają to jako swoją przewagę ekonomiczną. Część krajów chciałaby rewizji. Pytanie, czy Polska nie powinna postawić żądania zwołania nadzwyczajnego szczytu Unii Europejskiej, który byłby poświęcony renegocjacji tych zapisów lub wyrzucenia tego pakietu do kosza – podkreślał Krzysztof Świątek.

– Od 2022 roku udział węgla w gospodarce Niemiec wzrasta. Nie wiem, czy Komisja Europejska jest na to gotowa, ale być może należałoby się przyjrzeć wszystkim rządzącym w Komisji i Unii, czy nie są na pasku Moskwy. Być może chodzi o to, by umożliwić Niemcom biznes, który nie udał się w wyniku wojny, czyli stania się wielkim hubem energetycznym. Niemcy to duży kraj, więc siłą rzeczy jest największym trucicielem w Unii Europejskiej. Najważniejsze jest, aby sprawdzić, czy część włodarzy europejskich nie jest na pasku Rosji. Cena opału wzrasta. Trzeba pamiętać też o ludziach, którzy palą w swoich domach nie tylko węglem, ale też olejem opałowym. On również jest obecnie drogi. Nie jest to mały wydatek. Mam nadzieję, że sytuacja przed sezonem grzewczym się ustabilizuje i ceny nie zrujnują gospodarstw domowych – ocenił Andrzej Ługin.

Zdaniem publicystów, wojna u naszego wschodniego sąsiada pokazała podział krajów Zachodu. Niektórym państwom nie zależy na tym, by Ukraina obroniła swoją niepodległość i suwerenność.

– Zachód jest podzielony. Niemcy i Francja prowadzą politykę, która zmierza do tego, by nie izolować i nie upokorzyć Rosji. To widać w działaniach, na przykład w ostatniej wizycie w Kijowie. Co prawda zakończyło się to przyznaniem statusu kandydackiego do Unii Europejskiej dla Ukrainy, ale to jest gra pozorów. Niemcy pozorują to, że chcą pomóc. Przyznanie statusu kandydata do Unii Europejskiej pomaga w podreperowaniu fatalnych notowań kanclerza Scholza i prezydenta Macrona. Wojna weszła w dziwną fazę z powodu rywalizacji dwóch bloków Zachodu. Na razie ton nadają Stany Zjednoczone i oby tak było do końca. Wtedy jest szansa na to, że Ukraina obroni swoją suwerenność – mówił Świątek.

– Ścierają się dwie opcje. Niemiecko-francuska, która mówi o tym, że mamy swoją linię wpływów do linii Bugu, a za Bugiem „róbta co chceta”. Drugą opcją jest polityka amerykańsko-brytyjska i polska. Te kraje pomagają Ukrainie w sposób bardzo intensywny. Na Litwie, Łotwie i w Estonii jest duża mniejszość rosyjska, tam ludzie obawiają się. Zwłaszcza, że to małe kraje. Litwini mają problem, ponieważ Przesmyk Suwalski ma połączenie Obwodu Kaliningradzkiego z Białorusią. Po stronie polskiej jest on łatwy do obrony, ale po stronie litewskiej są połączenia logistyczne. Mam nadzieję, że Europa i NATO staną w obronie wobec aktów agresji ze strony Rosji – komentował Ługin.

Goście audycji odnieśli się również do słów Jarosława Kaczyńskiego, który kilka dni temu stwierdził, że Donald Tusk przygotowuje wojnę domową w Polsce.

– Wielu politologów uważa, że lider opozycji będzie starał się rozegrać nadchodzące wybory, podsycając emocje społeczne. Nie ma programu, który mógłby porwać ludzi. Dzielenie społeczeństwa jest metodą polityczną Donalda Tuska. Wystarczy przypomnieć jego sformułowania o moherowych beretach czy bolszewii. Chodzi o to, aby wyborców PiS sprowadzić do gorszej grupy społecznej. Natomiast wyborcy Plaformy Obywatelskiej są przystojniejsi, atrakcyjniejsi i wyżsi. Ten mechanizm będzie podlegać modyfikacjom, ale przyszłoroczne wybory będą rozstrzygające z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski. Wiemy, jaką politykę zagraniczną realizowała Platforma Obywatelska – zaznaczył Krzysztof Świątek.

– Donald Tusk nie mówi o niczym, jego program jest tajny i zakamuflowany. Elektorat ma polegać na tej niespodziance. Oni są wyżsi, lepiej wykształceni, ale kiedy kilka lat temu okupowano Sejm, to był przyczynek. Tym ludziom kończą się pieniądze. Kolejne wybory, które przegrają, to właściwie koniec opozycji. Nie mają już żadnego finansowania. Chodzi głównie o kasę i powrót do stanowisk, które są okupowane przez ekipę rządzącą. Ile można czekać na program? Dwadzieścia lat? – zastanawiał się Andrzej Ługin.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj