Donald Tusk jako kamień milowy i owce strzygące gdańskiego podatnika. Publicyści omawiają tydzień

(fot. Radio Gdańsk)

Komisja Europejska w zmowie z opozycją, stosując bezprawne metody, blokuje fundusze unijne i dąży do zmiany władzy w Polsce – to coraz częstsze oceny ekspertów i polityków Zjednoczonej Prawicy. Przypuszczenia wydają się potwierdzać politycy opozycji – pieniądze z KPO wpłyną od razu po tym, jak wygra opozycja – tak mówią. Tymczasem w Gdańsku urzędnicy za gigantyczne pieniądze do strzyżenia trawy zatrudniają owce. W Sopocie trwa batalia o korty tenisowe. Na te tematy Piotr Kubiak i Bartosz Stracewski rozmawiali z Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeze24.pl oraz Andrzejem Potockim z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl.

Posłanka PO Izabela Leszczyna powiedziała, że „pieniądze z KPO wpłyną do Polski natychmiast po tym, gdy zmieni się władza. Musi wygrać opozycja”. Musi wygrać opozycja” – To bardzo ciekawe stwierdzenie, bo wcale nie musi. Demokracja jest taka, że wygrywają ci, którzy zdobędą więcej głosów – zauważył prowadzący Piotr Kubiak. – Czy mamy do czynienia z ustawką z urzędnikami KE, z jakimiś tajnymi, ciemnymi siłami, które dogadują się z partiami opozycyjnymi w krajach, gdzie rząd jest niezbyt sprzyjający, z uwagi na poglądy polityczne bądź gdzie jest taka konieczność obalenia jakiegoś rządu? Czy działają w sposób pozademokratyczny, wykorzystując takie instrumenty, jakie daje im UE, czyli nie przekazując pieniędzy, które należą się Polsce, czy innym państwom? – dopytywał.

– Trzeźwy umysł wykazała posłanka. Tak jak wcześniej poseł Lenz, należy zbierać te pojedyncze głosy, żeby zbudować sobie obraz prawdziwych intencji polityków PO, ale rzeczywiście sprawa jest dość poważna, dlatego że pojawiają się sugestie, nie po raz pierwszy w tym środowisku, że decyzje w Brukseli są dyktowane wewnętrzną polityką w Polsce, co oznacza, że Bruksela stała się drugim polskim parlamentem, w którym rozstrzyga się – poza wiedzą i kompetencjami przekazanymi przez Polskę w traktatach unijnych – wewnętrzne sprawy naszego kraju, wpływa się pozakonstytucyjnie na wynik wyborów i rozkład sympatii politycznych. To jest konstatacja, na razie publicystyczna, ale jest wiele przesłanek, że rzeczywiście pojawia się jakaś szara strefa w relacjach PE, częściej komisarzy UE, z czołówką polityków PO. Przypomina się nam wszystkim deklaracja przewodniczącego tej partii, który w Polsce co prawda nie ma głosu, ale chce głosować, że wie, jak wygrać wybory. Operacja na ulicach raczej się nie powiodła, pozostała druga część, czyli operacja zagraniczna. Gdyby tak było, mamy do czynienia z przesłankami zdrady stanu – wskazywał Formela.

Prowadzący dopytywali, czy jedynym „kamieniem milowym” na stanowisku premiera jest w związku z tym w tej chwili Donald Tusk. – Chociaż jeszcze dwa miesiące temu byłem za teorią, że jednak te pieniądze dostaniemy, podobnie zresztą jak głosił rząd, to obecnie trochę zmieniam zdanie i jestem coraz bliższy tezy, że jedynym kamieniem milowym jest kwestia tego, kto w Polsce rządzi. W przypadku zmiany władzy te pieniądze popłyną – zauważył Potocki.

– Oficjalny przekaz PO do swojego elektoratu brzmi, że dlatego tych pieniędzy nie dostajemy, bo rząd PiS jest zły i je blokuje, także my sobie tutaj możemy mówić swoje, a oni tam na wiecach i do swoich wyborców mówią drugie i wcale się z tym nie kryją – jak posłanka Leszczyna, która wprost powiedziała, powtarzając zresztą za Rafałem Trzaskowskim, który podobne słowa wypowiedział bodajże rok temu, że dopiero wtedy te pieniądze popłyną, kiedy w Polsce nastąpi zmiana władzy. Oczywiście posłanka Leszczyna ma niewiele do powiedzenia, bowiem nie zna kulis negocjacji. Po drugiej stronie mamy z kolei wypowiedź ministra rozwoju i technologii Waldemara Budy, który stwierdził, że te pieniądze najprawdopodobniej popłyną. Również komisarz Wojciechowski dalej utrzymuje, że te pieniądze mogą do Polski trafić. Zauważmy, że to, co powiedział Jarosław Kaczyński, można również potraktować, że to jest taki kolejny ruch w tej batalii o te pieniądze, że my mówimy jakie jest nasze stanowisko, puszczamy taki balon próbny i patrzymy, co z tego wyniknie. Dopiero jeżeli wystąpimy formalnie o te pieniądze i dostaniemy formalną odpowiedź, będzie można podjąć kolejne ruchy. W związku z tym zdaniem części rządu, sprawa jeszcze nie jest zakończona, a wypowiedzi posłanki Leszczyny to jest takie pobrzękiwanie szabelką, zresztą ona słynie z wygadywania różnych rzeczy, nie zawsze mających poparcie w tzw. logice, nie wspominając już o elokwencji – oceniał publicysta tygodnika „Sieci”.

W audycji poruszono też temat owiec, które według wizji władz miasta mają na odpływie Motławy wyjadać trawę i dbać o trawniki w tamtym miejscu. Koszt 90 dni tej operacji to 150 tys. złotych.

– Czy to jest strzyżenie gdańskiego podatnika? Prezydent Gdańska, co ciekawe, zapowiedziała kontrolę w Gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni, który jest inicjatorem tego przedsięwzięcia. To znaczy, że wiedziała o wszystkim, czy nie wiedziała? – pytał Kubiak.

– Co piątek w mieście są narady, tzw. „grzelakówki”, podczas których dyskutuje się o wszystkich ważnych wydarzeniach. Można się na nich dowiedzieć, co się dzieje. Wystarczy zadać pytanie, podzielić się informacjami albo zapytać o ocenę polityczną takiego kroku podejmowanego w strukturze Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. Nie spodziewam się, żeby w Gdańsku, mieście tak kontrolowanym przez bardzo wąską grupę ludzi, ktoś zdobywał się na takie osobiste swawole i zatrudniał owce wbrew stanowisku władz Gdańska – oceniał redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej”.

– Mniej więcej jasna jest geneza tego pomysłu. Za czasów prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie była taka wyspa na Wiśle, porośnięta trawą i tam wprowadzono nie tyle owce, co kozy. Tam też wchodziły w grę duże pieniądze. O tyle to się dobrze dla mieszkańców skończyło, bo te kozy padły. Gdańsk-Warszawa – wspólna sprawa. Pani prezydent Gdańska, wzorując się na panu prezydencie Warszawy, wprowadziła ten system zwierzęcy strzyżenia trawy tutaj na miejscu. Już stare powiedzenie góralskie mówi – i na nim prawdopodobnie bazował urząd miasta i pani prezydent – kto ma owce, robi co chce – orzekł Potocki, po czym… zameczał. niczym jedno z tych sympatycznych stworzeń.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj